czwartek, 29 sierpnia 2013

[01]

-I guess it's funnier from where you're standing, 'cause from over here I've missed the joke. Cleared the way for my crash landing, I've done it again, another number for your notes. I'd be smiling if I wasn't so desperate, I'd be patient if I had the time, I could stop and answer all of your que..  szlag!
Znów pomyliłam się w tym samym momencie. Siedziałam z Dylanem w pokoju muzycznym. On grał na fortepianie piosenkę, której nauczył się specjalnie dla mnie, a ja już po raz trzeci pomyliłam się w tym samym miejscu. Warknęłam pod nosem i położyłam się na podłodze. Kochałam Emeli Sandé i uwielbiałam jej piosenki, ale ostatnio na niczym nie mogłam się skupić. To chyba przez spadek ciśnienia czy coś.
-Uspokój się i zacznij jeszcze raz - powiedział Dylan z uśmiechem - hej, nie po to siedziałem nad tą piosenką dobrych kilka godzin, żebyś ty teraz kładła się po podłodze i klęła pod nosem, okey?
-Wybacz, Dyl. W tym momencie to ja nie mam na nic ochoty. Przecież ta linijka jest banalna, a ja jak zwykle musiałam ją zafałszować!
-Wcale nie było tak źle, a ty jak zwykle przesadzasz. Cały czas dążysz do perfekcji, Des.
-Tak, właśnie taka jestem. Może po prostu jeszcze raz zagraj "Diamonds"?
-Nie ma mowy. Ta piosenka wychodzi ci idealnie, nie ma po co do niej wracać. Musimy skończyć tę.
-Tę? Nie doszliśmy nawet do refrenu, bo wszystko zawalam!
-Uspokój się na chwilę, dobra? Usiądź, zamknij oczy, weź głęboki oddech i spójrz w głąb siebie. Tam znajdziesz siłę do zaśpiewania tego utworu.
-Ćpałeś coś?
-Ughh, zamknij się i zrób, co ci każę.
-Okey, okey - podniosłam ręce w obronnym geście i uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Usiadłam na podłodze i zrobiłam to, co mi kazał. I rzeczywiście pomogło. W głowie słyszałam tę piosenkę i już wiedziałam, jak ją zaśpiewać. Dylan naprawdę był genialny. Otworzyłam oczy i wstałam.
-Do roboty. Nie ma leniuchowania - powiedziałam.
-W końcu gadasz do rzeczy - zaśmiał się.
Ułożył palce na klawiaturze i zaczął grać, a ja śpiewać. Tym razem nie pomyliłam się w tym miejscu. Dobrnęliśmy do końca piosenki, nawet nie wiem kiedy. Jednak najlepiej śpiewa się z zamkniętymi oczami. Miałam ochotę skakać i piszczeć, ale się powstrzymałam. W końcu nie byłam już tą szaloną 12-latką. Uśmiechnęłam się do Dylana serdecznie i przytuliłam go, co od razu odwzajemnił.
-Louis naprawdę pojawi się dzisiejszym na obiedzie? - spytał, wciąż w to nie wierząc.
-Nie wiem.. ale moi rodzice są święcie przekonani, że przyjdzie. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego teraz. Przecież tak jakby się od nas odciął po rozpadzie One Direction.
-Nad tym samym się zastanawiam. Może coś się zmieniło? Albo zatęsknił za starą przyjaźnią, czy coś?
-Ani ty, ani ja tego nie wiemy. Nie znam go zbyt dobrze. W sumie to rozmawiałam z nim może kilka razy w życiu, to wszystko. Nie wiem, jaki on jest.
-Ja też nie - wzruszył ramionami - ale zapewne dzisiaj poznamy go lepiej.
-Zapewne tak - westchnęłam.
Chcieliśmy zabrać się za kolejną piosenkę, ale właśnie wtedy usłyszałam głos mamy.
-Destiny! Zejdź proszę i nakryj do stołu! - krzyknęła, na co wywróciłam oczami.
Dylan się do mnie uśmiechnął i oboje zeszliśmy na dół. Moja mama po prostu pokazała mi gdzie stoją wszystkie potrzebne rzeczy i razem z Libby pichciły coś w kuchni. Zapachy były niesamowite. Wprost nie mogłam doczekać się tego obiadu. Mieli zjawić się dosłownie wszyscy. Zayn, Natalie, Niall, Jane, Liam, Libby i oczywiście Louis. Rozłożyłam talerze, sztućce, szklanki i serwetki, po czym poszłam do ogrodu i zerwałam dwie czerwone róże, których płatki rozsypałam po całym stole. Efekt był fenomenalny. W duchu sama sobie przybiłam "piątkę". Wyczucie gustu miałam chyba po mamie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nadszedł czas, bym sama poszła się przygotować. Już rano mama pouczyła mnie, że mam być ubrana elegancko i odświętnie. Czyli moje ukochane sprane jeansy, koszulka z Obey i vansy musiały pójść w odstawkę. Westchnęłam i poszłam do swojej garderoby. Po długim namyśle wybrałam TEN zestaw, choć osobiście niezbyt lubiłam szpilki. Ale.. od czasu do czasu można się poświęcić, prawda? Zrobiłam delikatny makijaż, rozczesałam swoje długie włosy i zeszłam na dół. W salonie siedzieli już Niall z Jane i Liamem. Brakowało rodziców Dylana i "gościa specjalnego". Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam obok przyjaciela.
-Destiny, kochanie, muszę przyznać, że wyglądasz prześlicznie - powiedziała Jane ciepło - nie mam pojęcia kiedy ty tak wyrosłaś..
-Lata mijają - zaśmiałam się.
-A żebyś wiedziała!
-A ty, Niall - odezwał się Liam - zamierzasz w ogóle mieć dzieci? Wiesz.. czas cię nie odmładza ani nic.
-Odezwał się ten, co sam ich nie posiada! - powiedział ze śmiechem "wujcio".
Nie chciałam mieszać się w ich rozmowę. Wszyscy byli jak zwykle mili i zabawni. Tak szczerze to bardzo lubiłam te spotkania we wspólnym gronie. Choć.. czy to nie dziwne, że tylko mój ojciec i Zayn mają dzieci, a reszcie wcale się nie śpieszyło, choć mieli już po 35 lat? No cóż. Te sprawy zostawiałam im. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Czyżby Louis? Szybko wstałam i podeszłam, żeby otworzyć. Nie pomyliłam się. To był ON.
Musiałam przyznać, że wyglądał wręcz niesamowicie. Wysoki, z trzydniowym zarostem, o szczerym spojrzeniu i zabójczym uśmiechu. Nigdy w życiu nie dałabym mu 36 lat. Nigdy.
-Cześć, Destiny - odezwał się przyjaźnie - jestem ostatni?
-Nie, skąd. Zapewne domyślasz się, kogo jeszcze brakuje - zaśmiałam się, oczarowana jego osobą.
-Zapewne pana doskonałego.. - odpowiedział śmiechem i wszedł do środka.
Wszyscy zaczęli się z nim witać, a ja starałam się opanować. To przecież przyjaciel moich rodziców! Co mi się działo z mózgiem? Wziął sobie wolne, czy jak? Walnęłam się w czoło i czym prędzej poszłam do kuchni, żeby zaofiarować swoją pomoc w czymkolwiek. Goście usiedli przy stole, a kilka minut później wszyscy byliśmy już w komplecie. Mama kazała mi podawać do stołu, więc nie narzekałam. Całkowicie się uspokoiłam. To było chyba tylko pierwsze wrażenie. W końcu zajęłam swoje miejsce między Dylanem a moim tatą i obiad się rozpoczął. Ani przez chwilę nie panowała cisza. Ktoś ciągle znajdywał jakiś nowy temat, a reszta go kontynuowała. Nawet sama wybuchałam śmiechem i bawiłam się idealnie. Przyzwyczaiłam się do towarzystwa Louisa. Zachowywał się całkowicie normalnie. Nie wydawał się smutny czy zamknięty w sobie. Ale.. może to były tylko pozory? Kto wie.. może coś przed nami ukrywał? W tym momencie jakoś mnie to nie obchodziło. Kiedy całe towarzystwo zaczęło wspominać czasy, gdy byli młodzi, piękni i szalenie sławni, po cichu ulotniłam się na górę. Usiadłam przy pianinie i zaczęłam grać piosenkę Rihanny - "Unfaithful". Zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać.
-Story of my life, searching for the right, but it keeps avoiding me. Sorrow in my soul, cause it seems that wrong, really loves my company. He's more than a man and this is more than love, the reason that this sky is blue. The clouds are rolling in, because I gone again and to him I just can't be true. 
Dalej śpiewałam z zamkniętymi oczami. Muzyka zawsze mnie uspokajała i dawała świadomość tego, że na świecie jednak nie wszystko było takie złe. Skończyłam utwór i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Zdążyłam zauważyć tylko to, jak drzwi do pokoju się zamykają. Od razu stałam się czujna. Ktoś tu był. Ktoś mnie słyszał. I na pewno nie był to Dylan, bo na bank by został i wytknął mi moje błędy, nawet gdyby nie istniały. Delikatnie zamknęłam klawiaturę i wyszłam na korytarz. Oprócz mnie nie było tam nikogo. Byłam zdezorientowana. Czyżby ktoś mnie śledził? A może to były tylko moje urojenia? Nie chciałam już o tym myśleć. Poszłam do łazienki, żeby poprawić makijaż i fryzurę, po czym zeszłam na dół. Całe towarzystwo przeniosło się do salonu. Siedzieli z kieliszkami wina w rękach i głośno się z czegoś śmiali. Dylan siedział w fotelu ze znudzoną miną i czekał na wybawienie. Uśmiechnęłam się do niego i wskazałam drzwi wyjściowe. Wypowiedział bezgłośne "dziękuję" i wstał. Wspólnie wyszliśmy z mojego domu tak, że nawet nikt tego nie zauważył. Nic prostszego. Narzuciłam na siebie czarną marynarkę i już po kilku minutach żałowałam, że nie zmieniłam butów. Nie ma nic gorszego niż chodzenie w szpilkach. Dyl to zauważył, bo bez słowa skierował się do West Parku, który był najbliżej naszego domu. Usiedliśmy pod drzewem, gdzie od razu zdjęłam buty i rozmasowałam sobie stopy.
-Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet - powiedział Dylan z chytrym uśmieszkiem - po co tak utrudniać sobie życie? Nie lepiej ubrać płaskie i wygodne trampki, i nie musieć cierpieć z powodu bólu stóp?
-Zamknij się, dobrze ci radzę. My kobiety czasami chcemy wyglądać lepiej. A szpilki wydłużają nogi i ładnie wyglądają, i w ogóle..
-Tak, tak.. wmawiaj sobie, że jest okey.
-Ygh, nie denerwuj mnie. Mam do ciebie małe pytanie.
-No więc, słucham.
-Byłeś dzisiaj w pokoju muzycznym jak śpiewałam?
Dylan popatrzył na mnie jak na idiotkę i uniósł brwi do góry.
-Przecież grałem na fortepianie..
-Nie o to pytam - wywróciłam oczami - czy byłeś w tym pokoju, jak śpiewałam "Unfaithful"?
-Nie ćwiczyliśmy dzisiaj Rihanny. Wszystko z tobą okey, Des?
-Jej, używaj czasami mózgu, co ty na to? Wyrwałam się na chwilę i poszłam na górę. I wtedy śpiewałam tą piosenkę. Miałam zamknięte oczy, a jak je otworzyłam to zobaczyłam tylko, jak drzwi się zamykają. Więc pytam po raz ostatni: byłeś tam?
-Nie. Siedziałem na dole i słuchałem, jak mój ojciec opowiadał o tym, że wybiera się do fryzjera. Serio, to już się robi nudne. Koleś ma 35 lat a zachowuje się jak zakochany w sobie nastolatek.
-Z opowiadań moich rodziców wynika, że jest taki od zawsze - wzruszyłam ramionami - niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają.
-A słyszałaś historię o Carmen?
-O kim? - zdziwiłam się.
-Nie opowiadali ci tego? - teraz to on się zdziwił - Mówisz poważnie?
-Nie mam pojęcia kim jest Carmen.
-Żartujesz.
-Nie, wcale nie żartuję! O co z nią chodzi?
-Lepiej zapytaj swoich rodziców. To od nich powinnaś to usłyszeć. Dziwi mnie tylko to, że jeszcze ci o tym nie opowiadali.
-Była kimś ważnym czy co?
-Za niedługo sama się dowiesz. A tymczasem potrzebuję twojej pomocy, siostro.
-W sprawie..?
-Umówiłem się z Vanessą.
Szerzej otworzyłam oczy a na usta wkradł mi się chytry uśmieszek. Dylan się zakochał!
-Dylanek ma randkę! Jakie to słodkie.. doprawdy. Aż mam ochotę narysować taką dużą tęczę i serduszka! A potem..
-Destiny, skończ - przerwał mi wkurzony - ja mówię poważnie.
-Okey, sorry. W czym mam ci pomóc?
-Powiedz mi, gdzie ja mogę ją zabrać? Albo coś jej kupić czy jak?
-Przecież to nie będzie twoja pierwsza randka, kochanie.
-Ale doskonale wiesz, że kocham się w niej od roku! To wcale nie dziwne, że się stresuję.
-No tak, wiem. Ale to takie słodkie..
-Des, skup się do cholery!
-Okey, okey, bez nerwów! - uniosłam ręce w obronnym geście - Zaraz coś wymyślę. Masz ograniczony budżet czy bardziej pełny?
-Pytasz serio? - spytał z kpiną.
-No tak.. wiem, że na nią jesteś w stanie wydać całą kasę, jaką posiadasz.
-Więc..?
-Yh.. daj mi pomyśleć! To ty jesteś facetem, tak? Ty powinieneś nad tym dumać, a nie ja. Ja nie zapraszam chłopaków na randki.
-Kocham cię? 
-Masz szczęście - wystawiłam mu język - a czy najprościej nie byłoby, gdybyś po prostu wziął ją na długi, romantyczny spacer a później na jakąś kolację przy świecach? 
-Halo? Ja mam 15 lat! 
-Ah.. no tak. No to po prostu weź ją do kina, a później idźcie na pizzę - wzruszyłam ramionami - tak będzie najłatwiej. 
-To jest przereklamowane.. 
-Zamierzasz mi tu jeszcze narzekać? 
-Destiny...
-Dobra, okey! Weź kierowcę Zayna, zabierz ją do Brighton i zrób romantyczny piknik na plaży. Zadowolony?
-Jest kilka haczyków..
-Koniec! - powiedziałam i wstałam - Jeżeli nadal ci się nie podoba, to wymyślaj coś sam. Jestem pewna, że ci się uda. Ja wracam do domu.
Ubrałam na stopy swoje niewygodne, granatowe szpilki i oddaliłam się. Dylan dogonił mnie bardzo szybko i wspólnie przekroczyliśmy próg mojego domu. 10 minut później wszyscy zaczęli się zbierać. Wieczór był bardzo udany, sądząc po ich minach. Pożegnałam się ze wszystkimi, został mi tylko Louis. Podeszłam do niego, gdy zakładał jeansową kurtkę.
-Miło było cię zobaczyć - powiedziałam z uśmiechem - i dowiedzieć się, że żyjesz i wszystko z tobą w porządku.
-Ciebie również mała - odpowiedział i lekko mnie przytulił - wyrosłaś na prześliczną dziewczynę.
Myślałam, że zaraz się zarumienię. Tylko dlaczego?
-Bardzo mi miło - odpowiedziałam nieco skrępowana - odwiedzisz nas jeszcze?
-Mogę ci obiecać, że jeszcze o mnie usłyszysz - puścił mi oczko - do zobaczenia niebawem!
I już go nie było. Zostałam tylko ja i rodzice. Mama od razu poszła posprzątać ze stołu, a tata jak zwykle rozsiadł się na kanapie. Właśnie nadarzyła się idealna okazja, żeby wypytać go o tą całą Carmen. Kim ona do cholery była? Od rozmowy z Dylanem nie mogłam przestać o tym myśleć. Usiadłam obok ojca i podkuliłam nogi. 
-Co tam, dziubasku? - spytał z uśmiechem.
-Naprawdę wciąż będziesz się do mnie zwracał jak do 5-latki? 
-Oh.. wybacz kochanie. No więc.. co tam.. słonko? Może być?
-Okey, nieważne. Mów jak chcesz. Mam do ciebie pewną sprawę..
-W takim razie słucham.
-Rozmawiałam dzisiaj z Dylanem.. i wspomniał coś o jakiejś Carmen. Nigdy mi o niej nie opowiadaliście. Kim ona była?
Tata od razu zesztywniał i przestał się uśmiechać. Zaczęłam nabierać podejrzeń. O co tu mogło chodzić? Kim do cholery była ta kobieta?
-Destiny.. jest już bardzo późno, powinnaś iść spać - powiedział poważnym tonem.
-Co? Dlaczego? Co ty ukrywasz?
-To nie jest żadna wielka sprawa.. 
-Tato. Ja chcę wiedzieć. Ciekawość mnie zabije!
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, córciu.
-Oj, daj spokój. Nie musisz mnie tak męczyć, wiesz? Proszę.. opowiedz mi.
-W porządku. Opowiem ci kim była, a właściwie jest, Carmen. Ale jutro, dobrze? Dziś naprawdę jest już późno i zaraz idę spać. Możesz zaczekać tych kilka godzin?
-Ughh.. no dobra, niech będzie. Dobranoc.
Cmoknęłam go w policzek i poszłam do swojego pokoju. Ta sprawa zaczynała mnie coraz bardziej ciekawić. Musiałam dowiedzieć się, kim jest ta kobieta i dlaczego ojciec nie chciał o niej rozmawiać. Musiało stać się coś wielkiego. Szybko przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i wskoczyłam do łóżka. Chciałam zasnąć jak najszybciej, żeby rano dorwać ojca i wszystkiego się dowiedzieć...

_____________________________
No więc jest i rozdział 1! :) 
Nie wiem, czy wyszedł, bo inaczej go planowałam, no ale.. lubię spontany, haha :D
Mam nadzieje, że Wam się podobał i liczycie na więcej, bo mam sporo w zanadrzu ;]
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ♥
Czekam na Wasze opinie LADIES! 

love you all ! <3 

22 komentarze:

  1. Zaczyna się ciekawie. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne ! ciekawe co będzie dalej ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! Oby szybko się pojawił :))

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny!
    Ty tak świetnie piszesz *.*
    Ciekawa jestem jak Destiny zareaguje na opowieść o Carmen... Chyba łatwo nie będzie.
    Harry tak słodko do niej mówii :3
    "Dziubasku" XD
    to tyle, czekam na next <3
    weny ! (zawsze może się przydać)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi się podobał ten rozdział,czekam z niecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnisty <33
    Ania xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podoba. Sądząc po wypowiedziach Destiny i Dylana można poznać, że w rozmowie bierze udział dwóch nastolatków. I to mi się podoba. Na innych blogach rozdziały pisane z perspektywy młodych nastolatek są często pisane w zbyt dorosły sposób. TY tego uniknęłaś i jestem Ci ogromnie wdzięczna, bo miło czyta się "coś" takiego. Poza tym akcja rozwija się powoli, lecz ciekawie. Nie ma miejsca na nudy. Zaciekawiłaś mnie rozdziałem pierwszym, choć dzieją się - że tak powiem - rzeczy normalne. Nie było tu zawartych nie wiadomo jak ekscytujących rzeczy - jak sceny z Carmen w ORTL. Mimo wszystko rozdział jest fantastyczny. Czytając go widać, że Destiny to zwykła nastolatka, która nie chce być na siłę starsza. Robi delikatny makijaż i woli trampki od szpilek. To również mi się podoba. Jestem pewna, że następne rozdziały będą równie świetnie napisane - choć kto wie - może będę jeszcze lepsze.
    Pozdrawiam,
    Ronnie xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam ! <3 podziwiam Cie dziewczyno ;* jestes niesamowita. Nie wiem jak, ale kiedy wchodze na Twojego tego oto bloga to czuje hmm.. taka nie do opisania radosc. Serio :-). Moze to sie wydac smieszne, ale glupie ale tak wlasnie je. Strasznie sie ciesze, ze piszesz dalej. Swietnie opisujesz te wszystkie wydarzenia. Z dokladnoscia do kazdego slowa normalnie :)) za co Cie niezmiernie podziwiam bo do takich rzeczy tez trzeba miec talent :-). Uwielbiam Darcy prawie tak jak Rose na poczatku :)) hmm.. cos mi mowi, ze to Louis wtedy wszedl, szkoda, ze ie zauwazyla :-). Moze akcja by sie jakos rozwinela.
    Swoja droga ..Louis... tak go opisywalas, ze myslam ze bedzie taki zamkniety w sobie, moze nawet troche chamski. Ale co sie okazuje ? Ze jest bardzo sympatyczny i mily :)) i oby tak dalej. Fakt faktem przyjaciel ojca ale to przeciez niczego nie zmienia :-). Teoretycznie. :))
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny. Mini rozmowa z Louisem, BOSKA !
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział;) Czekam na kolejny :D I LOVE YOU <3!:*♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział ogółem cudowny blog a tło takie mroczne, ale genialne. kocham i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG! świetne! pisz dalej ; )

    @Iziulka

    OdpowiedzUsuń
  13. to jest świetne, nie mogę się doczekać na resztę!

    OdpowiedzUsuń
  14. super super!! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. To opowiadanie dopiero się zaczyna a ja już je uwielbiam ! Masz wielki talent;*

    OdpowiedzUsuń
  16. super :D czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Jesteś niesamowita:)
    Strasznie podoba mi się to opowiadanie, jest cudowne.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  18. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń