piątek, 27 grudnia 2013

[06]

Wróciliśmy z Francji. To był zdecydowanie jeden z najlepszych weekendów, które przeżyłam w życiu. Byłam opalona, co chyba najbardziej mnie zadowalało. Spędziłam dużo czasu z Dylanem i resztą. Po prostu żyć nie umierać! Po powrocie byłam kompletnie wykończona. Gdy tylko znalazłam się w swoim pokoju, od razu padłam na łóżko i zasnęłam. Nie dbałam o to, że była dopiero 17:05. Nie marzyłam o niczym innym, jak o długim śnie.
Obudziłam się dopiero rano. Czułam się wypoczęta jak jeszcze nigdy. No tak, nie mam pojęcia jakim cudem, ale spałam 13 godzin. To było lekko dziwne, ale wciąż do przyjęcia. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w zwykłe dresowe spodenki i bokserkę, spięłam włosy w koka i zbiegłam na dół, żeby przygotować sobie śniadanie. Jak zwykle stanęło na musli z jogurtem. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam byle jaki kanał. Tradycyjnie nie było nic godnego uwagi. Za oknem świeciło słońce, co zapowiadało piękną pogodę. Było bardzo wcześnie, jednak już nie mogłam doczekać się spotkania z Mattem i Jasmine. Szybko zjadłam śniadanie, wróciłam do swojego pokoju gdzie przebrałam się w TEN zestaw i gotowa wyszłam z domu. Londyn budził się do życia. Po 30 minutach dotarłam do celu, jednak coś mi nie pasowało. Stanęłam na chodniku i przyjrzałam się postaci chłopaka, który stał pod bramą do domu moim przyjaciół. Czarna bluza z kapturem, ciemne rurki i najnowsze Vansy. To musiał być były Jas. Od razu przyjęłam surowy a zarazem obojętny wyraz twarzy i jak gdyby nigdy nic podeszłam do bramki. Chłopak zlustrował mnie spojrzeniem i po chwili poczułam ostre szarpnięcie do tyłu. Syknęłam i odwróciłam się w jego kierunku. Okey, musiałam przyznać, że był przystojny, ale na samą myśl tego, do czego był zdolny, od razu zebrało mi się na wymioty.
-Zabieraj ode mnie łapy - warknęłam - nie pozwoliłam ci mnie dotknąć, palancie.
-Nie bądź zadziorna, laluniu. Kim jesteś?
-Wiesz co? Jesteś żałosny. Sprawdzasz każdego, kto przychodzi do tego domu? Z niczego nie muszę ci się tłumaczyć psycholu i radzę ci, daj mi spokój.
-Grozisz mi? - zakpił.
-Na twoje szczęście jeszcze nie - syknęłam i wcisnęłam dzwonek.
-Nie otworzy ci - zaśmiał się - nikomu nie otwiera. Nieważne kim byś była, kochanie.
-Och.. więc nie masz pojęcia, kim jestem? - zrobiłam udawaną smutną minę uwydatniając wargi - Taka wielka szkoda..
W tym samym momencie usłyszałam znajomy dźwięk i szybko pchnęłam furtkę. Znalazłam się w ogrodzie zanim on skapował o co chodzi. A kiedy zrobił ruch do przodu, bramka była już zamknięta. Uśmiechnęłam się z triumfem i skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Co do..
-Nigdy mnie nie lekceważ - przerwałam mu - bo nigdy ze mną nie wygrasz. Dotarło?
Nie czekałam na jego odpowiedź. Po prostu skierowałam się do drzwi. Nie zdążyłam nawet zapukać, bo od razu się otworzyły i znalazłam się w czyichś ramionach. Silnych, męskich ramionach. Matt. Uśmiechnęłam się i od razu odwzajemniłam uścisk. Weszliśmy do środka, nie zwracając uwagi na chłopaka przed bramą, który zaczął wykrzykiwać jakieś wyzwiska. Uśmiechnęłam się do swojego przyjaciela najszczerzej jak umiałam.
-A więc nasza księżniczka wróciła z gorącej, romantycznej Francji - powiedział z uśmiechem - jak miło mieć cię z powrotem na miejscu.
-Taa, wiem, że się cholernie stęskniłeś mój drogi. Gdzie jest Jas? I o co do cholery chodzi z tym palantem, który stoi przed waszą bramą?
-Jasmine jeszcze śpi. Nie lubię jej budzić, a ostatnio ma wszystkiego dość. Ten pajac nie odpuszcza. Wychodziłem do niego wiele razy, nawet twarzyczkę mu obiłem, a on nie odpuszcza. Więc.. staramy się go ignorować.
-Ale to zmusza was do ciągłego siedzenia w domu..
-Więc co zrobić? Zadzwonić na policję? Nie ma szans, Des.
-Tak właściwie... to dlaczego nie? Nie uważasz, że oni prędzej sobie z nim poradzą niż my? Złóżmy doniesienie, a potem..
-A potem co? - przerwał mi rozbawiony - Daj spokój, Destiny. Poradzimy sobie bez udziału władz. Musimy po prostu mieć jakiś plan.
-Plan? Na psychola, który o mały włos nie zgwałcił twojej siostry? Matt, dobrze się czujesz?
-Tak, czuję się wybornie. Wiem, że chciałabyś od razu wszystkich uratować, ale czasami to serio trudne. Idź do Jasmine, ja pomyślę nad tym, co ewentualnie możemy zrobić. Okey?
-Ale..
-Destiny. Proszę.
-Yhh.. w porządku, niech będzie.
Wywróciłam oczami i poszłam na górę, prosto do pokoju przyjaciółki. Weszłam po cichu i uśmiechnęłam się na jej widok. Wyglądała naprawdę słodko, gdy spała. Aż szkoda było ją budzić. Ale.. w końcu nie przyszłam tam na marne. Delikatnie usiadłam na skraju jej łóżka i po prostu zaczęłam nią potrząsać. Zaczęła jęczeć i odwróciła się na drugi bok.
-Jeszcze chwilę, mamo - wymamrotała ledwo przytomna.
-Czy naprawdę wyglądam jak twoja mama, Jas? - odezwałam się ze śmiechem.
W jednej chwili podniosła się i spojrzała na mnie jak na ducha, po czym dosłownie się na mnie rzuciła.
-Destiny! - słyszałam tylko jak krzyknęła i znalazłam się w jej objęciach.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek ktokolwiek mógłby aż tak ucieszyć się na mój widok. Trochę czasu zajęło jej ogarnięcie się, ale kiedy w końcu się ubrała i związała włosy, obie usiadłyśmy na małej kanapie w jej pokoju.
-On wciąż jest pod naszą bramą, prawda? - spytała z grymasem, choć zapewne doskonale znała odpowiedź.
-Tak, choć nie wiem jaki on ma w tym interes, skoro i tak do niego nie wyjdziesz.
-No właśnie... - zawahała się.
-Co właśnie, Jas? O czym ty myślisz?
-On ciągle tu stoi, bo chce ze mną porozmawiać i jak widać nie zamierza odpuścić. Więc.. może dla świętego spokoju powinnam po prostu do niego wyjść?
-Oszalałaś? Przecież to psychol! Nie pozwolę ci się do niego zbliżyć, nie ma mowy! Matt też na bank na to nie pójdzie.
-Des, będę ostrożna. Nie wyjdę za bramę, mogę stać daleko od niego, ale... jeżeli to jedyne wyjście żeby w końcu się odczepił, to właśnie to powinnam zrobić.
-Naprawdę chcesz z nim rozmawiać po tym wszystkim?
-Destiny, a co do cholery mam zrobić? Całe lato przesiedzieć w domu bo ten idiota sterczy pod moim domem i nie daje mi w spokoju nigdzie wyjść? Nie ma mowy! Jutro jest impreza w Shadow Club, a ja nie zamierzam jej przegapić. To jedyne wyjście.
-Powiedz to swojemu bratu.
-Des.. tak trzeba..
-Jak trzeba? - usłyszałyśmy za sobą głos Matta.
Obie odwróciłyśmy się w jego stronę. Stał w drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami.
-Jasmine chce wyjść do tego psychola i z nim porozmawiać - powiedziałam spokojnie, choć wiedziałam, jaka będzie jego reakcja.
-Zapomnij siostrzyczko - uciął ostro - ten koleś właśnie to chce dostać, a jak dostanie, to będzie to oznaczało, że w pewnym sensie wygrał. A w niczym nie wygra, więc nie ma mowy.
-Yghh, czy wy oboje nie rozumiecie, że to jedyne wyjście? Nie zbliżę się do niego, obiecuję. Zostanę za bramą, a wy możecie stać za mną i nie wiem, pilnować mnie. To takie złe?
-Matt.. - powiedziałam, wciąż się wahając - myślę, że ona ma rację..
-I niby jak ja mam się postawić wam dwóm? - spytał zrezygnowany.
Jasmine westchnęła i wstała z kanapy. Wszyscy zeszliśmy na dół i stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi. Chłopak nadal stał na swoim miejscu. Jas nacisnęła klamkę i wyszła na zewnątrz, a on w mgnieniu oka dopadł furtki i wypowiedział jej imię. Ja z Mattem stanęliśmy na schodach, żeby móc mieć na nią oko i przy okazji słyszeć całą ich rozmowę. Miałam tylko nadzieję, że ten psychol nie zrobi niczego głupiego.
-Jasmine, daj mi szansę się wytłumaczyć.. - zaczął, ale blondynka szybko mu przerwała.
-Przestań w końcu mnie nękać, Shane. Mam dość tego, że spokojnie nie mogę wyjść z własnego domu, bo ciągle tu przyłazisz i chcesz nie wiadomo czego! Nic między nami nie ma i nigdy więcej nie będzie, dociera to do ciebie? Nie po tym, co zrobiłeś.
-Kochanie, przecież wiesz, że byłem pijany! Nigdy nie mógłbym cię skrzywdzić!
-Jasne, byłeś pijany! - krzyknęła wściekła - To twoja najczęstsza wymówka, wiesz? Zawsze jak robisz coś głupiego, to nagle byłeś pijany! Wiesz co ci powiem? Mam tego dość. Nie nazywaj mnie kochaniem, bo nim nie jestem. Już nie. Nie chcę cię znać, słyszysz? Wynoś się stąd i po prostu nigdy nie wracaj.
-Jas, proszę cię o jeszcze jedną szansę, to tak wiele?
-Szansę? Ile ich już dostałeś? W całym naszym związku chodziło ci tylko i wyłącznie o jedno i właśnie to pokazałeś! Nie będę człowiekiem, któremu w głowie tylko seks! I wiesz co ci powiem? Brzydzę się tobą. A teraz wynocha stąd, bo jak za 5 minut nie znikniesz, dzwonię na policję i składam skargę o nękanie.
-Jasmine..
-Skończyłam z tobą!
Po tych słowach odwróciła się napięcie i mijając nas bez słowa, po prostu weszła do domu. Shane walnął pięścią o mur. Był rozwścieczony, ale zarazem.. rozżalony? Smutny? Nie chciałam się nad tym rozczulać. Weszłam za przyjaciółką i od razu znalazłam ją w jej pokoju. Płakała. Po prostu leżała w łóżku i tuląc się do poduszki, płakała. Usiadłam obok i ją przytuliłam.
-Jest obrzydliwy - mówiła przez łzy - jest okropny, zły i głupi! I jeszcze ma czelność prosić o drugą szansę..
-Jas, nie płacz - powiedziałam spokojnie - nie jest wart ani jednej twojej łzy.
-Nie rozumiesz, Des - mówiła dalej - on jest zły i chciałabym go nienawidzić, ale.. nie potrafię..
-Zaraz, o czym ty mówisz?
-Ja wciąż coś do niego czuję.. wciąż coś we mnie tkwi.. i nienawidzę za to samej siebie.
-Jasmine..
-Wiem, że mnie skrzywdził.. wiem, że zachował się jak świnia i brzydzę się go.. nie chcę mieć z nim nic wspólnego, ale.. ale wciąż go kocham, Des.. i to tak szybko mi nie minie.
-Kochana, masz dość wrażeń jak na jeden dzień. Jego już nie ma, poszedł sobie. Więc ogarnij się, pomaluj i idziemy coś porobić a jutro wbijamy na imprezę do Shadow Club. Chyba czas zacząć żyć od nowa, nie uważasz? 
Przesłanie moich słów dotarło do niej niemal od razu. Otarła łzy i zniknęła w łazience. Godzinę później już szalałyśmy na zakupach, ciągnąc za sobą Matta, który niechętnie, ale zgodził się nam towarzyszyć. Ani słowem nie wspomniałyśmy o Shanie. To miał być nasz dzień. Wysłałam szybkiego sms'a do Dylana informując go o jutrzejszej imprezie i długo nie musiałam czekać na odpowiedź. Po niecałej minucie napisał "wchodzę w to! :D". Rodzicami nie musiałam się przejmować. Wiedziałam, że zgodzą się bez żadnego problemu. Wprost nie mogłam się doczekać. 

Następnego dnia już od rana byłam nabuzowana. Wczoraj zaraz po powrocie z zakupów poinformowałam rodziców, że idę na imprezę. Tak jak się spodziewałam, nie mieli nic przeciwko. Oczywiście tata jak zwykle musiał coś wypalić, ale.. do tego idzie przywyknąć.
-Destiny, wiesz, że ci ufam i pozwalam wychodzić, ale.. 
-Tak wiem, mam nie zrobić z ciebie dziadziunia bo wciąż jesteś młody, przystojny, boski, bla bla bla. 
-To też! Ale.. nie pij alkoholu.. zbyt wiele.. w porządku? A przynajmniej udawaj, że jesteś trzeźwa i nie obijaj się po ścianach. 
Wybuchnęłam wtedy śmiechem i poszłam do swojego pokoju. Tak, on potrafił człowieka rozbawić. 
Wzięłam szybki prysznic i poszłam do garderoby, żeby wybrać jakiś strój na imprezę. Nie miałam żadnego pomysłu, w co powinnam się ubrać. Sukienka? Szorty? Legginsy? Spodnie? Miałam zdecydowanie zbyt wiele ciuchów. Ale kto by na to narzekał, prawda? Po dłuższym zastanowieniu w końcu miałam wybrany zestaw, więc wróciłam do pokoju. Dopadła mnie popołudniowa nuda. Pomalowałam paznokcie, przeglądnęłam wszystkie możliwe strony na internecie, słuchałam muzyki, leżałam i robiłam masę innych niepotrzebnych rzeczy, aż w końcu wybiła godzina, kiedy musiałam zacząć się przygotowywać. Wykąpałam się, ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i w samej bieliźnie weszłam do swojego pokoju, żeby ubrać się w TO. Czułam się komfortowo, a zarazem dziewczęco i zgrabnie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zeszłam na dół. Ku mojemu zaskoczeniu z kuchni dochodziły czyjeś śmiechy. Poszłam więc tam i przy stole zastałam rodziców, Zayna oraz Natalie śmiejących się z czegoś. Dylan stał obok wyraźnie poirytowany, a gdy mnie zobaczył, odetchnął z ulgą. 
-Udanej zabawy, dzieciaki - powiedział Zayn. 
Wywróciliśmy oczami i wyszliśmy z domu, gdzie czekał samochód z szoferem. Ta rodzicielska ufność i troska. Z Mattem i Jasmine mieliśmy spotkać się pod lokalem. Już czułam ten imprezowy klimat, którego mi brakowało. Pod klubem stała cała masa samochodów, a do wejścia ciągnęła się długa kolejka. Z tym również nie miałam problemu. Miałam czas, by zadzwonić do organizatorów i załatwić wejściówki i loże VIP. Oto przywileje bycia sławnym i bogatym. W oddali dostrzegłam sylwetki przyjaciół. Podziękowałam kierowcy i razem z Dylanem dołączyliśmy do nich. Po krótkim przywitaniu pokazałam ochroniarzowi małą, złotą kartę. Skinął głową z uśmiechem i wpuścił nas bez niczego, ku niezadowoleniu całej reszty czekających. Uśmiechnęłam się z triumfem. Wieczór zaczynał się idealnie. Zajęliśmy swoje miejsca, zamówiliśmy po coli (Matt cola z wódką, oczywiście) i zaczęliśmy rozmawiać. Był to klub dla dorosłych, ale chyba nikt nie zwrócił uwagi, że do dorosłości brakowało nam jeszcze dwóch lat. Nie sprawdzali dowodów i nawet ich nie wymagali. Choć.. może to przez to, że mieliśmy złote bilety? 
Impreza zaczęła się rozkręcać. Zaczęliśmy tańczyć i szaleć. Bawiłam się wręcz idealnie, nie myśląc o niczym innym i Jas chyba też, bo przez cały wieczór na jej twarzy gościł uśmiech. Matt ciągle prosił mnie do tańca, a Dylan zajmował się Jas. Słodko razem wyglądali, choć wiedziałam, że w jego sercu była tylko i wyłącznie Vanessa. Cały Dylan. W pewnym momencie odłączyłam się od przyjaciół i usiadłam przy barze. Musiałam chwilę odpocząć. Po pewnym czasie ktoś usiadł obok, ale nawet się nie odwróciłam. 
-No proszę, kogo my tu mamy.. - usłyszałam znajomy głos i od razu serce szybciej mi zabiło.
Odwróciłam głowę i dostrzegłam uśmiechniętego Louisa, popijającego whisky z lodem. Kogo jak kogo, ale jego się tu nie spodziewałam. Po prostu ścięło mnie z nóg. Nie wiedziałam, jak się zachować.
-Em.. cześć, Louis. Co ty tu robisz? - odezwałam się w końcu.
-Ciebie mógłbym spytać o to samo, Destiny. To nie jest klub dla nastolatków.. 
-Oj tam, pleciesz głupoty - wzruszyłam ramionami, żeby ukryć zdenerwowanie - klub jak każdy inny.
-Powiedziałbym raczej..
-Nie rób za przyzwoitkę - przerwałam mu - nie potrzebuję jej. Wiem, co robię. Po prostu dobrze się bawię i tobie radzę to samo.
-A czy ktoś powiedział, że ja bawię się źle? - zaśmiał się - Okey, skończmy gadanie. Zatańczysz? 
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Na jego minę i wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Czy to sen? Był pijany. I to było widać. Zachowywał się zbyt na luzie, jak na niego. Ale.. w końcu przyszłam się bawić, tak? Uśmiechnęłam się i poszłam z nim na środek. Przetańczyliśmy razem 3 szybkie kawałki. Musiałam przyznać, że tancerzem był niesamowitym i wszystkie nasze kroki były zgrane. Jeszcze z nikim tak dobrze mi się nie tańczyło. Nadszedł czas na wolny kawałek. Myślałam, że mnie puści, ale się myliłam. Przyciągnął mnie do siebie i oplótł mnie w talii, a ja nie protestowałam. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej. CO JA DO CHOLERY ROBIŁAM?! Krzyczałam sama do siebie w głowie. To nie było w porządku. To przyjaciel ojca, starszy o 20 lat. Co ja wyprawiałam? Jednak zaczęłam wyciszać te myśli, bo było mi cholernie dobrze. Czułam na szyi jego ciepły oddech, a po całym ciele przeszły mi dreszcze. Przypomniałam sobie swój sen sprzed kilku dni, gdy byliśmy na wyspie. I wtedy w głowie włączyła mi się czerwona lampka. Nie mogłam przekroczyć tej granicy. Nie mogłam zrobić żadnej głupoty. Piosenka dobiegła końca. Uśmiechnęłam się do Louisa zdenerwowana, przeprosiłam go i poszłam do swojego stolika, gdzie reszta mojej paczki śmiała się w najlepsze. Nikt ani słowem nie skomentował tego, co się stało. Wyłapałam tylko zdziwiony i niedowierzający wzrok Dylana, ale go zignorowałam. Ciągle się trzęsłam. Przez resztę imprezy trzymałam się tylko z nimi, jednak mój wzrok ciągle uciekał w kierunku stolika Louisa siedzącego ze znajomymi. Co do jasnej cholery było grane..? 

___________________________
SIALALA! WRÓCIŁAAAAAM :D 
Taa, na pewno się cieszycie, wiem ^^ tak jak obiecałam. No, okey, może jest już po świętach, ale miałam trochę czasu na dopracowanie, obmyślenie całej fabuły ii oto jestem :D Z nowymi pomysłami, nowymi akcjami itd :D
ALE! przez ten długi czas niezbyt pamiętam, kogo informowałam, więc proszę Was: 
ZOSTAWIAJCIE W KOMENTARZACH WASZE TWITTERY CZY NUMERY GG jeżeli chcecie być informowani i nowych rozdziałach :)
I awwwwww!! Jest Was tu coraz więcej, niezmiernie mnie to cieszy! <3
Mam nadzieję, że komentarzy przybędzie, bo zawsze bardzo miło mi się je czyta :) 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! <3

Kocham Was, mam nadzieję, że się podobało! Rozdział 7 wkrótce :*

piątek, 29 listopada 2013

BLOG ZAWIESZONY

No wiec tak.. straciłam kompletnie pomysł na to opowiadanie.. w głowie mam tylko pojedyncze wątki, których nie umiem ubrać w słowa.. piszę rozdział już 3 tygodnie a nie mam nawet połowy tego, co chciałabym napisać.. :/ Nie wiem co się ze mną dzieje, ale chwilowo wena mnie opuściła i nie chce wrócić.. muszę gruntowanie przemyśleć to opowiadanie. Muszę coś wymyślić.. 
Blog nie zostanie usunięty i będzie kontynuowany, to Wam mogę obiecać. 
Ale póki co do świąt będzie zawieszony. Naprawdę muszę się skupić, pomyśleć i stworzyć coś, co będziecie chcieli czytać. 

Przepraszam Was, że tak wyszło.. przepraszam, że Was zaniedbuję.. przepraszam, że pewnie Was zawiodłam, nie chciałam tego.. :C

Blog wróci. Przed świętami, albo na świętach, ale wróci. PRZYSIĘGAM. Wrócę z nowymi pomysłami, nowym planem działania i nowymi zaskakującymi wątkami, w które nie będziecie mogli wierzyć. Jednym słowem: BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!

Bądźcie cierpliwi. Nie pożałujecie :) 

KOCHAM WAS <3

środa, 6 listopada 2013

[05] cz. 2

-Destiny - odezwał się Louis i wszyscy popatrzyli na mnie - jesteś moją ostatnią nadzieją.
Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje i o czym u licha on mówił. Zrobiłam zdezorientowaną minę i spojrzałam na niego pytająco.
-W sprawie.. ?
-Wszyscy ci lenie uważają, że nurkowanie jest złym sposobem na spędzenie jednego dnia, skoro można sobie leżeć plackiem na plaży. Powiedz, proszę, że chociaż ty wiesz, co dobre..
-Nurkowanie? Zawsze chciałam spróbować.. - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
W jego oczach pojawiły się iskierki, a na twarzy zatriumfował uśmiech.
-Ha! - krzyknął, wystawiając im język - Hazza, wiedziałem, że twoja córka wie więcej niż ty.
-Oj przymknij się - ojciec również wystawił mu język i napił się kawy - skoro tak bardzo chcecie to proszę, spędźcie sobie cały dzień na nurkowaniu.
Nie wiem dlaczego, ale zupełnie nagle poczułam dziwny skurcz w klatce piersiowej. Cały dzień z Louisem? TYLKO WE DWOJE? Jak najbardziej mi to odpowiadało. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało.
-Destiny? - zwrócił się do mnie Lou - Jesteś gotowa znosić mnie przez cały dzień?
-Jasne, może być fajnie - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Wspaniale! To ja idę zarezerwować nam miejsca.
-Ale zaraz! Tak w ogóle to gdzie..
-Oh, chyba nie myślałaś, że nurkować będziemy przy plaży? - przerwał mi i wstał - Płyniemy na taką małą wyspę i dopiero stamtąd skaczemy do wody moja droga. Mają tu podobno przepiękne rafy koralowe..
Po tych słowach już go nie było. Po prostu gdzieś poszedł, a ja popatrzyłam na wszystkich obecnych przy stoliku. Rodzice, Zayn i Natalie się uśmiechali, a potem po prostu zaczęli rozmawiać, natomiast Dylan patrzył na mnie z wyrzutem. Miałam ochotę palnąć się w czoło. Kompletnie zapomniałam o tym, że poprzedniego dnia obiecałam mu długi spacer, bo chciał porozmawiać ze mną o czymś ważnym. Otworzyłam usta, żeby się odezwać, ale w tym momencie on wstał i zaczął kierować się ku wyjściu. Czułam się naprawdę okropnie. Nie mogłam go tak zostawić. Od razu poszłam za nim i dopadłam go przy schodach prowadzących do hotelu.
-Dylan, poczekaj! - krzyknęłam i znalazłam się przy nim - Przepraszam cię, ale..
-Nie przepraszaj - powiedział, wzruszając ramionami - nurkowanie to coś genialnego, nie dziwię się, że nie mogłaś się oprzeć. Zwłaszcza we Francji i w ogóle...
-Przepraszam, nie powinnam się na to zgadzać, bo obiecałam ci rozmowę, a nie chcę wyjść na złą kumpelę..
-Daj spokój, najwyżej pogadamy jak wrócisz.. ta sprawa może poczekać.
-Proszę cię, nie gniewaj się na mnie.. przecież wiesz, że cię kocham.
-Des, wyluzuj, okey? Pogadamy jak wrócisz. Przy okazji opowiesz mi o tej niby cudownej rafie koralowej.
-Niby?
-Cokolwiek Louis albo jakikolwiek przewodnik nie powiedzą, najpiękniejsze rafy koralowe są w Australii. To trzeba po prostu zobaczyć.
Uśmiechnęłam się do niego z ulgą. On naprawdę był cudowny. Wspólnie weszliśmy na górę, po czym każde z nas poszło do swojego pokoju. Nie miałam pojęcia, w co ubrać się na taką wyprawę. To znaczy wiedziałam, że na pewno dostanę jakiś strój do nurkowania, ale i tak miałam dylemat. Ostatecznie założyłam bikini, na które ubrałam krótkie jeansowe spodenki i białą bokserkę. Włosy spięłam w koka, na oczy nałożyłam czerwone Ray Bany i byłam gotowa. Perspektywa spędzenia całego dnia w towarzystwie Louisa mi odpowiadała. Czemu? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że dobrze się z nim dogadywałam i dobrze czułam się w jego towarzystwie? Wzruszyłam ramionami na tę myśl i po prostu zeszłam na dół. Louis czekał przy wyjściu z hotelu.
-Odpływamy za 15 minut, więc radzę się pospieszyć - powiedział z szerokim uśmiechem.
Zaśmiałam się i dołączyłam do niego. Przy małym statku czekało jeszcze kilkanaście osób i przewodnik, który właśnie zaczynał coś mówić. Dołączyliśmy do nich i chwilę później już wypływaliśmy. Przez prawie całą drogę stałam przy barierce i podziwiałam widoki, a wiatr muskał moją skórę. Mniej więcej w połowie obok mnie stanął Lou.
-No i jak samopoczucie? - spytał, jak gdyby nigdy nic.
-W porządku. Mogę cię o coś zapytać?
-Oczywiście. Możesz pytać o wszystko, co nie wiąże się z moim dawnym związkiem i rzeczami z nim powiązanymi.
-Spokojnie, nie jestem wścibską gówniarą, która wtrąca się w czyjeś życie prywatne - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem - niedawno rozmawiałam z tatą, a on opowiedział mi o Carmen.. o tym, że byli razem i że to skomplikowało sytuację między nim, a mamą.. wiesz może coś więcej na ten temat? W końcu się wtedy przyjaźniliście..
-Destiny.. - westchnął - czasami lepiej, żeby przeszłość pozostała przeszłością.
-Dlaczego? Co takiego się wtedy stało, że nikt nie chce o tym gadać? Tata zdradził z nią mamę, czy jak?
Nie odpowiedział. Gwałtownie odwróciłam głowę w jego kierunku. Czyżbym trafiła? Nagle zrobiło mi się niedobrze.
-Zrobił to? - spytałam wstrząśnięta.
-Niektóre sprawy są bardziej skomplikowanie niż ci się wydaje - powiedział w końcu.
-Zdradził ją czy nie? - naciskałam.
-Nie. Harry kocha Rose najmocniej na świecie. Nie byłby w stanie tak jej skrzywdzić.
-Więc co się wtedy stało? - spytałam już nieco uspokojona.
-Po prostu się od siebie oddalili przez nasze trasy i wywiady, zaczęli się kłócić.. Rose poznała Nate'a, Harry poznał Carmen.. pogubili się. Ale nie trwało to długo, bo zdali sobie sprawę, że nie potrafią bez siebie żyć. To wszystko. Zostaw przeszłość, Destiny. Ona nie ma już znaczenia.
-Mam dziwne wrażenie, że coś ukrywasz..
-To sprawa tylko i wyłącznie między twoimi rodzicami. Jeżeli chcesz wiedzieć coś więcej, po prostu ich zapytaj. Ja nie chcę się w to mieszać.
-Ygh, no okey, w porządku.
-To było dawno temu i naprawdę teraz jest nieważne. Wszyscy popełniamy błędy, wiesz o tym. Jesteśmy tylko ludźmi. A teraz możesz zacząć cieszyć się pięknym dniem?
Uśmiechnęłam się i z powrotem odwróciłam wzrok ku krajobrazom. Powoli zbliżaliśmy się do jakiejś małej wyspy. Cel naszej podróży. Aż do dobicia do brzegu rozmawiałam z Louisem i bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Naprawdę fajnie się z nim rozmawiało i nawet nie czułam tej bariery wieku, która była między nami. Okey, był starszy, ale co z tego? Dogadywałam się z nim lepiej niż z niejednym chłopakiem w moim wieku.
W końcu przebraliśmy się w odpowiednie stroje i dostaliśmy maski z tlenem. Instruktor dał nam kilka najcenniejszych wskazówek, przestrzegł przed ewentualnymi trudnościami i w końcu byliśmy gotowi. Do wody wskakiwaliśmy po kolei. Naszą wielką przygodę czas zacząć.

To było niesamowite. Absolutnie niesamowite. Przejrzysta woda, cała masa ryb i najpiękniejsza rafa koralowa, jaką w życiu widziałam. Może dlatego, że była to pierwsza, jaką w ogóle zobaczyłam, ale i tak zapierała dech w piersiach. Nie sądziłam, że ocean może skrywać takie piękne, nieznane rzeczy i formy życia. Byłam po prostu wniebowzięta i zadowolona, że zgodziłam się popłynąć. Kiedy przewodnik zadecydował o wynurzeniu, miałam ochotę zaprotestować, ale wiedziałam, że nie mogę. Najwyraźniej kończył nam się tlen, a bez niego nie dało się wytrzymać tyle metrów pod wodą. Siedzieliśmy już na piasku, na małej wyspie i jedliśmy kiełbaski upieczone przed chwilą na ognisku. Myślami jednak wciąż byłam pod wodą. Louis siedział obok mnie tak samo oczarowany.
-Chcę tam wrócić - powiedziałam w pewnym momencie - chcę to zobaczyć jeszcze raz..
-Wakacje się jeszcze nie kończą, możemy tu jeszcze przyjechać - odpowiedział z uśmiechem - ewentualnie możemy zobaczyć inne rafy, w zupełnie innych miejscach.
-Słyszałam, że najpiękniejsze są w Australii.
-Chcesz lecieć do Australii? - zaśmiał się - Widać, że jesteś ciekawa świata, moja droga. Piękna i ambitna.
Czułam, że zaczynam się rumienić.
-Przystojny i zdobywczy - prychnęłam.
Odwróciłam się w jego kierunku i nasze spojrzenia się spotkały. Dopiero wtedy dostrzegłam, że jego oczy mają najpiękniejszy zielony kolor, jaki kiedykolwiek widziałam. Można było w nich zatonąć. I to dosłownie. Nie wiem, co się działo. Nie wiem też, w którym momencie zaczęliśmy się do siebie przybliżać. Nasze usta dzieliły milimetry. Czułam jego oddech na swoich wargach. Zamknęłam oczy i chciałam dać ponieść się chwili.
-Destiny? Destiny!
Usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, aż w końcu ...
Obudziłam się.
Leżałam na plaży, a nade mną pochylał się Louis i jakieś 2 kobiety. Wyglądał naprawdę zabawnie, choć zupełnie jak zawsze. Nic się nie zmieniło. Gwałtownie poderwałam się do góry i usiadłam wyprostowana, rozglądając się dookoła. Co mi odbiło? O czym jak do cholery śniłam? I jak to w ogóle możliwe, że nie pamiętałam momentu, w którym zasnęłam? To powoli zaczynało mnie przerażać.
-O co chodzi? - spytałam zdezorientowana.
-Wracamy do hotelu - powiedział Lou - przespałaś tu jakieś 2 godziny. Ta wyprawa naprawdę musiała cię wymęczyć.
-Ta.. tak, właśnie.
Szybko się zebrałam i wraz z resztą poszłam na statek. Niedługo później ruszyliśmy w drogę powrotną. W głowie wciąż miałam ten chory sen. To było po prostu niemożliwe. Jak w ogóle coś takiego mogło przyjść mi na myśl? Louis był przyjacielem ojca. Miał 36 lat. To mnie przerażało. Usiadłam na pokładzie i starałam się jakoś poukładać myśli. Chciałam być sama, ale oczywiście nie wyszło. Louis się przysiadł. Nie mogłam po sobie pokazać, że coś jest nie tak. Wzięłam głęboki oddech.
-No i jak ci się podobało? - spytał z lekkim uśmiechem.
-Było niesamowicie. Naprawdę. To najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam.
-Aż chciałoby się wrócić, prawda?
-Zdecydowanie tak. Louis... mogę cie o coś spytać?
-Pytaj. Tylko nie o przeszłość swoich rodziców.
-Nie, nie o to chodzi. Kiedy ja zasnęłam?
-Naprawdę nie pamiętasz? - zdziwił się.
-Nie.. nie mam pojęcia, kiedy odpłynęłam.
-No cóż.. wróciliśmy spod wody, zjedliśmy kiełbaski.. poprosiłaś, żebym ci opowiedział, jak to jest śpiewać na wielkich scenach i mieć miliony fanów. Rozgadałem się, a ty zasnęłaś pewnie gdzieś w połowie.
-Naprawdę pytałam cię o coś takiego? - zdziwiłam się.
-Des, zaczynasz mnie przerażać. Naprawdę musisz być zmęczona.
-Tak, to na pewno przez to.. przepraszam, nie chciałam tak po prostu odpłynąć, ale to chyba było silniejsze ode mnie.
-W porządku, nie gniewam się. Każdy potrzebuje snu, jesteśmy tylko ludźmi.
-Tak, masz rację.
Przez resztę drogi powrotnej starałam się rozmawiać z nim w miarę normalnie. Ciągle jednak trzęsły mi się ręce, a przed oczami miałam swój dziwny sen. Miałam tylko nadzieję, że niczego nie zwiastował. To naprawdę mnie przerażało. 
W końcu wróciliśmy do hotelu. Pożegnałam się z nim i poszłam prosto do siebie. O mały włos nie zapomniałam o obietnicy złożonej Dylanowi. Kompletnie nie byłam w stanie z nim rozmawiać a tym bardziej skupić się na jakichś ważnych sprawach, ale nie chciałam po raz kolejny go zawieść. Był moim najlepszym przyjacielem i zasługiwał na uwagę. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o coś bardzo ważnego. Gdyby była to błahostka, nie prosiłby o rozmowę. Znałam go na wylot. Weszłam do swojego pokoju, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę (tak, było już późno) i usiadłam na łóżku. Wyciągnęłam swój telefon i napisałam sms'a do Dylana.

Padam ze zmęczenia, jestem już w łóżku. Wbijaj do mojego pokoju. Czekam! :*
  
Pojawił się po 5-ciu minutach. Popatrzył na mnie jak na dziecko i usiadł na przeciwko z miną, którą zawsze robił, gdy widział mnie w piżamie i bez makijażu. Miałam ochotę go udusić, ale zwyczajnie nie miałam na to siły. Zbyt długi i męczący dzień. Chciałam po prostu iść spać. 
-Co się dziele Dylanie Maliku? - zaczęłam od razu - Co tak cię złamało, że postanowiłeś przyjść z tym do mej szanownej osoby?
-A ciebie co skłoniło do przyjęcia mojej osoby w tym jakże formalnym stroju? - zakpił i się wyszczerzył.
Znowu miałam ochotę go walnąć. I znowu się powstrzymałam.
-Mów, o co chodzi. Co jest nie tak? Chodzi o Van?
-Skąd wiesz? 
-Daj spokój, przecież cię znam. O kogo innego mogłoby chodzić? Proszę cie, Dyl. Opowiadaj co jest nie tak z Vanessą. 
-Nic z nią nie wyjdzie..
-A to niby dlaczego? 
-Po prostu nie wyjdzie.. spotkałem się z nią. Myślałem, że naprawdę będzie fajnie, bo wydawała się miła i w ogóle taka wiesz.. taka idealna. Zwłaszcza, że od dawna mi się podobała i chciałem być dla niej kimś więcej. Ale to kompletnie nie wypali.. nie mamy żadnego wspólnego tematu. Różnimy się wszystkim. Zainteresowania, muzyka, sport, plany na przyszłość, czy nawet głupie ulubione seriale!
-Nie oglądasz seriali..
-No wiem! A ona całą masę! I mogłaby o nich nawijać godzinami.. tylko co z tego, skoro ja nie mam pojęcia o czym ona by mówiła. Miałem nadzieję.. i myślałem, że skoro w końcu zdobyłem się na odwagę, żeby w ogóle gdziekolwiek ją zaprosić, to będzie okey i super i w ogóle. A tu jak zwykle lipa..
-No dobrze, w porządku. Rozumiem, że nie wypaliło i pewnie jest ci źle z tego powodu i w ogóle wiem. Ale.. czy to jest główny powód, Dyl? 
-Nie rozumiem..?
-To nie jest pierwsza dziewczyna, z którą ci nie wypaliło. Tylko że przy żadnej poprzedniej ze mną o tym nie rozmawiałeś. Zbywałeś to słowami "nieważne, to niewypał, nie ma co o tym gadać". A teraz jest inaczej. A to oznacza, że jednak ci na niej zależy i mimo tego, że myślisz, że nic z tego, to nie chcesz zrezygnować... prawda?
-Skąd ty do cholery to wszystko wiesz? 
-To logiczne! Dylan, znam cię od zawsze, doskonale wiem, jaki jesteś. Wiem o tobie wszystko, tak samo, jak ty o mnie. Niczego nie ukryjesz, zapamiętaj. A skoro ci na niej zależy to nie rezygnuj. Próbuj dalej! Może akurat znajdziecie jakiś wspólny język? Może akurat jedna rzecz, jeden temat czy zdarzenie, was połączy? Nie poddawaj się. Walcz, skoro to ważne. Trzeba mieć w życiu jakieś cele.
-I myślisz, że to wypali? - spytał niepewnie.
-Nie wiem. Tego nikt nie wie. To po prostu wyjdzie, jeśli o to zawalczysz. A jak ona zobaczy, że ci zależy, to też inaczej na to spojrzy. To przecież banalne.
-Zawalczyć.. nie poddawać się.. czyli po prostu się starać, żeby było okey. 
-Mówiłam, że to banalne, kochanie - wzruszyłam ramionami.
-Des, jesteś najlepsza!
-Przecież nic wielkiego nie zrobiłam - prychnęłam - od czasu do czasu po prostu trzeba sprowadzić cie na odpowiednią drogę. To wszystko.
-To teraz ty mów, co cię gryzie.
-Mnie? - starałam się ukryć emocje jak najlepiej.
-Nie udawaj głupiej, widzę, że coś nie gra. Ty dobrze znasz mnie, ale ja równie dobrze znam ciebie, Des. Co ci leży na sercu?
-Dylan, przesadzasz. Jestem po prostu zmęczona, to wszystko. Cały dzień byłam tak jakby w wodzie, mam dość. Chcę po prostu iść spać.
-I jesteś pewna, że nic oprócz tego ci nie jest, tak? 
-Tak, jestem pewna. Gdyby coś się działo, byłbyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała. Przecież wiesz.
-W porządku, niech będzie. W takim razie się wyśpij i widzimy się jutro. Dobranoc.
-Dobranoc, Dyl. Śpij dobrze.
-Wzajemnie siostra.
Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i wyszedł. Nie wiem, czemu go okłamałam. Nienawidziłam tego robić. Ale co miałam zrobić? Tak po prostu powiedzieć "Śniło mi się, że prawie pocałowałam Louisa"? Wyśmiałby mnie albo, co gorsza, uznał za chorą umysłowo. Zdecydowanie wolałam tego uniknąć. Zgasiłam światło w swoim pokoju, położyłam się do łóżka i niemal natychmiast zasnęłam ciekawa tego, co przyniosą kolejne dni....

_____________________________________
OKEY! Więc jest i część 2. Wiem, że miała być wczoraj, ale (głupia ja) zasnęłam zanim opublikowałam, a dzisiaj dopisałam coś więcej i dlatego dodaję później, ale dłuższą notkę :) 
Nie gniewajcie się :*
Akcji mało, wiadomo, ale to dopiero początek opowiadania. Mi też jest z tym strasznie źle, że rozdziały pojawiają się w tak wielkich odstępach czasowych, ale to nie zależy ode mnie.. Liceum wymaga, obowiązki wymagają i jeszcze parę innych rzeczy na głowie. To po prostu CHAOS. Dlatego bardzo się ciesze i bardzo Wam dziękuję, że mimo wszystko jeszcze tu zaglądacie i czytacie. Jesteście jedyni i niezastąpieni i normalnie KOCHAM WAS MOCNO ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
Zasada oczywiście niezmienna. Cieszy mnie wzrost liczby wyświetleń i obserwatorów! WOW! :D

Nie umiem powiedzieć, kiedy będzie następny rozdział.. naprawdę nie umiem a nie chcę powiedzieć i żeby później było sto hejtów na asku "miał być, a nie ma". Także nie podaję daty, ale postaram się zmieścić w 2 tygodniach! Obiecuję! 

Do następnego XxX  

poniedziałek, 4 listopada 2013

[05] cz. 1

Rano obudziłam się dość wyspana. Rozciągnęłam się na łóżku i ogarnęłam wzrokiem swój hotelowy pokój. Byłam w pełni gotowa na kolejny dzień wakacyjnego pobytu we Francji. Wstałam i poszłam do łazienki, żeby jakoś się ogarnąć. Za oknem pogoda była wprost cudowna. Słońce świeciło i wiał delikatny wiatr, który tylko dodawał wszystkiemu uroku. Wzięłam szybki prysznic, spięłam włosy w luźnego koka i ubrałam się w letnią, zwiewną, granatową sukienkę bez szelek. Posłałam łóżko i już miałam schodzić na śniadanie, gdy przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Jasmine. Wystukałam więc jej numer i oczekiwałam, aż się odezwie. Odebrała już po 2 sygnałach.
-Destiny, w końcu! - usłyszałam ulgę w jej głosie.
-Coś nie tak, Jas? - zaniepokoiłam się - Przyleciałam tu zaledwie wczoraj..
-On wrócił.. od wczoraj nie daje mi spokoju.. przychodzi pod mój dom, wydzwania, pisze..  nie wiem, co mam robić.
-Ale kto? - zdziwiłam się.
-Jak to kto? Ten chłopak o którym opowiadałam ci na imprezie! Ten, który o mały włos mnie nie zgwałcił..
-Matko moja, Jas! A co z Mattem? Przecież miał ci pomóc..
-Matt nic nie wie i niech tak zostanie. Nie chcę, żeby zaczęli się bić czy Bóg wie, co jeszcze. Jak mogę to pokojowo załatwić? Pomóż mi, proszę cie.
-Pokojowo załatwić? Jasmine, czy ty się do cholery słyszysz? Przecież on jest zdolny do wszystkiego!
-Wiem, ale..
-Ale co?
-Może stwierdzisz, że to głupie i mnie za to ochrzanisz i się wściekniesz, ale.. ja go kocham.. w końcu byliśmy razem, mam z nim całą masę dobrych wspomnień.. nie umiem ich tak po prostu wymazać!
-Jasmine. On chciał cię przelecieć bez twojej zgody. Zależało mu tylko na seksie!
-Wiem, ale..
-Nie mów "ale", bo to nic nie zmieni. To się skończyło, rozumiesz? Nie zasługuje na ciebie. Nie jest ciebie wart. Mógł wcześniej pomyśleć, co robi.
-Des, ja to wiem.. tylko jak to załatwić? Jak się zachować?
-Unikaj go.. nie spotykaj się z nim, nie odpisuj..
-Myślisz, że to takie łatwe? On jest wszędzie! Jak wychodzę na zakupy, jest w sklepie, jak wychodzę do ogrodu, jest za bramą, jak tylko mnie widzi od razu dzwoni.. nie wiem, co robić.
-Powiedz Mattowi - powiedziałam twardo.
-Nie ma mowy. Jest moim bratem i bardzo go kocham, ale w tej sprawie nie pomoże. Może jedynie wszystko jeszcze bardziej skomplikować.. kiedy wracasz?
-Pojutrze wieczorem. Dasz radę do tego momentu nie ruszać się z domu?
-Mam przez cały weekend siedzieć na dupie w swoim pokoju? - jęknęła.
-Masz inny sposób, żeby przez ten czas go nie widzieć i się od niego odciąć?
-Nie..
-To rób, co mówię. Jak wrócę, to jakoś załatwimy tą sprawę, obiecuję.
-Okey, w porządku. Dam radę. Udanego weekendu.
-Wzajemnie, Jas. Trzymaj się!
Zakończyłam połączenie i przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co chciałam zrobić. Wiem, że nie powinnam mówić Mattowi, skoro ona tego nie chciała, ale z drugiej strony, co jeśli on chciał jej coś zrobić i coś szykował? Obwiniałabym się, że nic nie zrobiłam. Usiadłam na podłodze i zrezygnowana popatrzyłam w swoją komórkę. Dzwonić, czy nie? Podjęcie decyzji zajęło mi dobre 15 minut. Weszłam w listę kontaktów i wybrałam numer Matta.
-Witam piękna - odebrał a w myślach widziałam ten jego zniewalający uśmiech.
-Matt, jest sprawa - zaczęłam bez owijania w bawełnę.
-Coś się stało? - zaniepokoił się.
-Chodzi o twoją siostrę.
-O Jasime? Co z nią? - zdziwił się.
-Pamiętasz, co się stało na imprezie? Z tym jej chłopakiem?
-Oczywiście, że pamiętam gnoja - warknął - powiesz, o co chodzi?
-Jas nie może się dowiedzieć, że o czymkolwiek ci powiedziałam, jasne?
-Jak słońce.
-On ją prześladuje. Nachodzi, wydzwania, pisze..  ja jestem daleko, więc nie mogę jej pomóc, ale ty jesteś na miejscu. Pilnuj jej, ale tak, żeby niczego się nie domyśliła. A jak będzie trzeba, zareaguj.
-Masz to jak w banku. Jak tylko go zobaczę, to obiję mu mordę, o to się nie martw. Dzięki za telefon.
-Musiałam zadzwonić.. po prostu się o nią martwię.
-Do zobaczenia jak wrócisz.
Rozłączył się, a ja w końcu na spokojnie mogłam zejść na śniadanie. W hotelowej restauracji dostrzegłam stolik, przy którym siedzieli moi rodzice i cała reszta. Dołączyłam do nich i zamówiłam swoje ulubione tosty z miodem. 

_____________________________________
MOI KOCHANII! Wstawiam Wam na razie tylko tyle rozdziału, ale spokojnie, bo reszta pojawi się już jutro ;) Przepraszam, ale się rozchorowałam i cały tczasydzień praktycznie śpię, jestem słaba i na niczym się nie potrafię skupić przez głupie bóle głowy .. :/
Także cała reszta jutro! Miłego czytania!
I jeszcze raz przepraszam, że tak wyszło ... :///

czwartek, 31 października 2013

INFORMACJAA!

Strasznie Was przepraszam, że rozdział tak długo się nie pojawia, ale mam coraz mniej czasu, a coraz więcej nauki i innych obowiązków :/ do tego dochodzą problemy z internetem i zapisywaniem posta na Bloggerze.. 
Sytuację już prawie udało mi się naprawić, więc:
 ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ 4.11.2013 

Przepraszam, że tyle to trwa i wiem, że już dawno powinniście przeczytać notkę numer 5, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie! 

Kocham Was xx 

piątek, 11 października 2013

[04]

Rano obudziłam się dość wcześnie. Ostatnio coraz częściej miałam do tego tendencję. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Miałam nadzieję, że rodzice już spali, gdy wróciłam do domu. Nie chciałam słuchać żadnych kazań czy pretensji. Przecież spóźniłam się w słusznej sprawie, prawda? A ta impreza.. była naprawdę fantastyczna. Ani przez chwilę nie żałowałam, że zdecydowałam się na nią pójść. Założyłam czarne rurki i bluzę z widokiem Nowego Jorku, a do tego czarne vansy. Związałam włosy w luźny kucyk i wzięłam komórkę, leżącą na szafce. Miałam jedną nową wiadomość. Od razu ją otworzyłam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Dziękuję za ostatnią noc. Jesteś wspaniała. Kiedy moglibyśmy się zobaczyć? :) ~Matt

Zastanowiłam się przez chwilę, po czym wystukałam na klawiaturze szybką odpowiedź.


Dzisiaj? :)

Na jego odpowiedź wcale nie musiałam długo czekać. Nadeszła niemal od razu.


Liczyłem na taką wiadomość. O 19 w Starbucksie na OS. Do zobaczenia :* 

Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam telefon do kieszeni spodni. Zeszłam na dół, żeby przygotować sobie jakieś śniadanie. W kuchni zastałam mamę, która akurat wyjmowała tosty z piekarnika i stawiała je na stole.
-Wróciłaś o 4 nad ranem - powiedziała po prostu - zegarek ci się spóźnia czy byłaś tak pijana, że nie zauważyłaś godziny?
-Musiałam pomóc koleżance - wydukałam od razu - to była naprawdę ważna sprawa, przepraszam..
-Destiny, przecież wiesz, że się nie gniewam - uśmiechnęła się - zawsze wracasz do domu na czas i wcale tak często nie wychodzisz, więc ten jeden raz mogę ci podarować. Nie jestem wyrodną matką.. prawda?
-Jesteś najwspanialszą mamą na świecie - pocałowałam ją w policzek z wielkim uczuciem ulgi - kocham cię.
-Ja ciebie też. A teraz siadaj do śniadania i zjedz na spokojnie. Mam dla ciebie informację.
Usiadłam przy stole i posłusznie zaczęłam jeść.
-Czego ona dotyczy?
-Przyszłego weekendu.
-Mamy jakieś plany?
-Tak, właśnie o to chodzi. Lecimy do Francji.
-Że co?! - o mały włos się nie zakrztusiłam - Jak to do Francji? Tak po prostu? Po co?
-Są wakacje, zapomniałaś? Lecimy na tydzień, żeby odpocząć na plaży i poleniuchować. To źle?
-Nie, skąd.. to wspaniale, ale.. lecimy sami?
-Jasne, że nie. Leci z nami Zayn, Natalie, Dylan i Louis.
Na to ostatnie imię na chwilę znieruchomiałam.
-Louis? - spytałam lekko zdziwiona - Czemu akurat on?
-Bo to był jego pomysł, a nam się spodobał.
-A Niall, Jane, Libby, Liam?
-Niestety nie mogą, bo coś ważnego im wypadło. Ale mamy dwa miesiące, więc jakoś to sobie odbijemy. To jak? Podoba ci się ten pomysł?
-Jasne, już nie mogę się doczekać - uśmiechnęłam się szczerze - na pewno będzie warto.
-Zaufaj mi, nie pożałujesz ani minuty spędzonej na Lazurowym Wybrzeżu, kochanie.
 Uśmiechnęłam się do niej pogodnie i w końcu zjadłam śniadanie. Wizja trzech dni spędzonych na leżeniu plackiem na plaży i kąpaniu się w zimnym morzu, napawała mnie wielkim optymizmem. Nadal jednak zastanawiała mnie postać Louisa. Zjawił się zupełnie nagle i niespodziewanie, i od razu zaczął się zachowywać tak, jakby nigdy nie odłączył się od tej grupy.. zupełnie, jakby nigdy nic złego się nie stało i wszystkie szare dni wypchnął ze swojej pamięci. O co w tym wszystkim chodziło? Czyżby nagle zatęsknił za dawnym życiem i przyjaciółmi? Bo jeżeli nie, to co mogło się stać? Co mogło zachęcić go do odnowienia kontaktów po dość długim czasie? Ta zagadka pozostawała nierozwiązana. Liczyłam na to, że wkrótce dowiem się o nim czegoś więcej.
Po skończonym śniadaniu wróciłam do swojego pokoju, żeby trochę poćwiczyć. Nie miałam ochoty specjalnie jechać na siłownię, więc włączyłam byle jakie ćwiczenia na internecie i zaczęłam się rozgrzewać. Po dwóch godzinach byłam już wykończona, więc poszłam wziąć szybki prysznic. Do spotkania z Mattem wciąż pozostawało dużo czasu. Patrzyłam na zegar z grymasem na twarzy. Co do cholery miałam robić przez 7 godzin? Zrezygnowana usiadłam przed komputerem i zaczęłam przeglądać sieć. Po pół godzinie włączyłam jakiś film. Wciąż pozostawały 4 godziny. No, w sumie to 2,5 bo musiałam mieć czas na przygotowanie i dojechanie do Starbucksa na Oxford Street. To w sumie nie było jakoś daleko, ale mimo wszystko wolałam być wcześniej, niż się spóźnić. Poszłam do pokoju, gdzie stał fortepian i przez dłuższą chwilę relaksowałam się muzyką. To zawsze dodawało mi otuchy i siły. W końcu musiałam zacząć się szykować. Nie zamierzałam się stroić. Nie robiłam tego, gdy nie było to potrzebne. Stanęłam przed swoją wielką szafą z dylematem, z którym męczy się cała żeńska płeć populacji ziemskiej: w co do cholery miałam się ubrać? Nie chciałam się wystroić w szpilki i sukienkę, ale nie chciałam iść też pospolicie w trampkach i koszulce. Po dość długim zastanawianiu wybrałam TEN zestaw. Połączenie luzu i elegancji. Idealnie. Zrobiłam delikatny makijaż, spryskałam się perfumami i zeszłam na dół. Zostało już mało czasu. Już miałam wychodzić, gdy drzwi się otworzyły i do domu wszedł tata. Zmieszałam się i uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Wybierasz się dokądś? - spytał lekko zdziwiony.
-Przyzwyczaiłeś się do tego, że cały czas siedzę w domu, prawda? - odpowiedziałam pytaniem - Czas na zmiany staruszku!
-Hoho, tylko nie staruszku! Ja wciąż jestem młody i piękny, ile razy ci to jeszcze powtórzyć?
-Okres twojego królowania wśród milionów młodych fanek chyba się skończył..
-Doprawdy? Nie sądzę. Wciąż mam mnóstwo pięknych fanek. Mimo tego, że mam już swoje lata.
-Masz też piękną żonę, więc raczej tego nie schrzań - wystawiłam mu język.
Zaśmiał się i mnie przytulił, po czym pocałował w czoło i wszedł do domu. Lubiłam go za to, że nigdy nie zadawał niepotrzebnych pytań i po prostu mi ufał. Moi rodzice - najwspanialsi ludzie na świecie.
Na umówione spotkanie dotarłam 5 minut przed czasem. Na spokojnie weszłam do lokalu i w oczekiwaniu zamówiłam sobie karmelowe frappe. Minął kwadrans a Matta nadal nie było. Nie zniechęcałam się. Ulice Londynu często były zakorkowane, a metra przepełnione. Siedziałam spokojnie i po prostu czekałam. Po 30 minutach byłam już wkurzona, a po godzinie po prostu wściekła. Nie zamierzałam do niego dzwonić. To w jego interesie leżało to, żeby się usprawiedliwić. Zapłaciłam za 3 kawę i po prostu wyszłam. Zaraz za drzwiami z kimś się zderzyłam. Już miałam zacząć krzyczeć, gdy zorientowałam się, że był to nikt inny jak Matt. Popatrzyłam na niego wściekle, odwróciłam się i odeszłam. Od razu było wiadome, że daleko nie zajdę. Złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
-Przepraszam, że się spóźniłem, ale..
-Posłuchaj - przerwałam mu - zrozumiałabym kwadrans czy pół godziny. Ale godzina to już przesada, rozumiesz? Czekałam tu na ciebie jak jakaś idiotka, a ty nie mogłeś nawet zadzwonić! Co cię niby usprawiedliwia, co?
-Musiałem jechać do szpitala - powiedział poważnie - w bardzo pilnej sprawie. To nie mogło zaczekać. Przepraszam cię, ale z tego wszystkiego zapomniałem, że mam twój numer. Nie gniewaj się, proszę. Wejdźmy i na spokojnie napijmy się kawy, co?
-Wypiłam już trzy - warknęłam, wciąż zła - nie będę spać do jutra.
-Jakoś ci to wynagrodzę, obiecuję - uśmiechnął się słodko.
W końcu dałam za wygraną. Nie mogłam się na niego gniewać. Skoro był w szpitalu, to ta sprawa musiała być naprawdę ważna. Bo przecież nie jeździ się tam byle po co, czy dla przyjemności, prawda? Z powrotem usiadłam przy stoliku w Starbucksie i tym razem zamówiłam zwykłego shake'a i muffinkę. Zaczęliśmy rozmawiać na najzwyklejsze tematy, typu "co tam u ciebie?" i tak dalej. Dopiero później wszystko się rozwinęło. Po godzinie opuściliśmy budynek i po prostu poszliśmy na spacer. Robiło się już chłodno, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
-Opowiedz mi coś o sobie - poprosiłam - bo w sumie wiem o tobie niewiele.
-Naprawdę chcesz wysłuchać nudnej historii mojego życia? - zaśmiał się lekko.
-Tak, chcę - uśmiechnęłam się - to źle?
-Nie, wręcz przeciwnie. To znaczy, że zależy ci na naszej znajomości.
-A tobie zależy?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo - popatrzył mi prosto w oczy, a ja znowu (jak idiotka) się uśmiechnęłam - a więc.. od czego mam zacząć?
-Od czego tylko chcesz.
-Okey. No więc mam na imię Matt i mam 19 lat - na jego słowa się roześmiałam - ale to już wiesz. Od urodzenia mieszkam w Londynie. Jakoś nie bardzo czuję się dorosły. Lubię grać w kosza i siatkówkę, a w wolnych chwilach siedzę w pokoju i brzdąkam na gitarze. Mam takie małe marzenie, żeby założyć zespół, ale.. póki co nie mam jego członków, ani nic, więc.. marzenie pozostaje marzeniem. Jestem osobą bardziej otwartą, lubię poznawać nowych ludzi, słuchać ich historii. Nie mam żadnych zahamowań. Nie patrzę na wygląd. Dla mnie każda dziewczyna jest piękna. Bez względu na to, czy waży 50kg czy 90kg. Nie lubię gadać o sobie.. nie kończę drastycznie żadnej znajomości. Nienawidzę kłótni, kłamstw, nieporozumień.. tak, to właśnie ja.
-Nie wiem, czy wiesz.. ale jesteśmy bardzo podobni - skomentowałam - również kocham muzykę, ale bardziej śpiew. Od małego jestem tym zafascynowana. To pewnie przez mojego tatę i te wszystkie jego płyty, nagrania z koncertów, zdjęcia z fanami i z tras.. coś niesamowitego.
Przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy o swoich planach i marzeniach. O tym, co chcielibyśmy robić, gdzie wyjechać, co szalonego odwalić. Nawet nie wiem, kiedy doszliśmy pod bramę mojego domu.
-Zanim cię puszczę.. odpowiesz mi na jedno pytanie? - spytał niepewnie.
-Słucham.
-Kiedy ostatnio byłaś w jakimś związku?
-Ehm.. - zawahałam się - nie byłam..
-Nie? - zdziwił się - Nigdy?
-Nigdy...
-To niemożliwe. Jak taka piękna dziewczyna jak ty mogła z nikim się nie związać? Przecież faceci muszą za tobą latać!
-Może i latają - wzruszyłam ramionami - ale jeszcze żaden jakoś mnie nie zafascynował.. nie zainteresował sobą. Może wciąż czekam na tego właściwego. A ty?
-Co ja?
-Kiedy ostatnio z kimś byłeś?
-Półtorej roku temu - przyznał - dość stara sprawa i nie warto do niej wracać.
-Dlaczego zerwaliście?
-Nie zerwaliśmy. Penny zginęła - powiedział z bólem - w najmniej oczekiwanym momencie. Po prostu niektórzy ludzie nie znają wartości czyjegoś życia.
-Amm.. przepraszam, nie wiedziałam... - zmieszałam się.
-Spokojnie, nic się nie stało - powiedział od razu - oswoiłem się już z faktem, że po prostu jej nie ma. Po jej śmierci nie potrafiłem nikogo tak naprawdę pokochać. Myślałem, że to będzie na fair wobec niej. Ale teraz.. minęło już półtorej roku. Zobaczymy, co się wydarzy.
-Wszystko będzie okey - powiedziałam delikatnie.
Dwadzieścia minut później byłam już w swoim pokoju i przebierałam się w piżamę. Matt był naprawdę niesamowitym chłopakiem. Nigdy wcześniej nie spotkałam takiej osoby. Ani razu nie wypytywał się o moich rodziców, nie obchodziło go ile mam pieniędzy i czy jestem rozpoznawalna, czy też nie. Traktował mnie jak normalną, zwykłą znajomą czy nawet przyjaciółkę. To drugie słowo jest chyba zbyt wielkie, ale.. kto wie? Jesteśmy na bardzo dobrej drodze do nawiązania przyjaźni. Byłam pewna tego, że chcę kontynuować tę znajomość. Kto by pomyślał, że ta impreza może zmienić tak wiele? Całkiem inaczej zaczęłam patrzeć na Jasmine, a jej brata naprawdę polubiłam. Zaczynałam w końcu mieć znajomych i "wykluwać się" ze swojej twardej skorupy. Położyłam się wygodnie w łóżku i zasnęłam.


~*~

Tydzień minął naprawdę szybko. Nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł piątek. Codziennie widywałam się z Mattem, ale miałam wyrzuty sumienia, że zaczęłam zaniedbywać Dylana. Nie zasłużył sobie na takie olewanie. Było mi naprawdę głupio. Musiałam go przeprosić i miałam nadzieje, że mi wybaczy. Nie chciałam tego weekendu spędzić na gadaniu sama ze sobą. Rodzice byli podekscytowani tą podróżą, a tata ciągle szeptał coś mamie na ucho, po czym oboje zaczynali się śmiać. Już wiedziałam, co planowali "robić". Miałam nadzieję, że mój pokój będzie z dala od ich pokoju. Wolałam oszczędzić sobie niepotrzebnych odgłosów dochodzących zza ściany. Moi rodzice zachowywali się jakby wciąż mieli po te 18 lat i mogli robić, co im się tylko podobało. Z jednej strony było to fajne, ale z drugiej okropnie denerwujące. 
Wszystkie moje rzeczy były już spakowane i grzecznie czekały w samochodzie. Dylan się nie odezwał i doskonale wiedziałam, że był zły. W końcu wsiadłam do samochodu i po godzinie byliśmy na lotnisku. Przy wejściu od razu zauważyłam resztę ekipy. Zayn, Louis i Natalie rozmawiali o czymś, a Dylan siedział na ławce ze słuchawkami w uszach i bawił się telefonem. Od razu do niego podeszłam i bez słowa usiadłam obok. Nawet nie podniósł głowy. Przygryzłam dolną wargę i trąciłam go ramieniem. 
-Gniewasz się? - spytałam cicho, bo doskonale wiedziałam, że mnie słyszy.
-A mam jakiś powód? - spytał z ironią - Przez tydzień nie odezwałaś się nawet słowem. Ale nie, nie mam żadnego powodu, o czym mówisz?
-Przepraszam.. po prostu..
-Po prostu pochłonęła cię nowa znajomość i randkowanie z tym kolesiem z imprezy, tak? Nie musisz się tłumaczyć, Destiny. Wszystko wiem - przerwał mi z wyrzutem.
-Dylan, przepraszam.. naprawdę bardzo mi przykro. Po prostu.. z Mattem bardzo dobrze się dogaduję i nie wiem.. może będzie z tego coś więcej.. jestem dziewczyną, mam wahania nastrojów! Nie gniewaj się na mnie.. przecież się przyjaźnimy..
-Yghh.. ale tylko dlatego, że mamy spędzić razem weekend! 
-Aw, wiedziałam! - cmoknęłam go w policzek - Jesteś najlepszy.
-Skąd ten nagły napad czułości do mnie? 
-Bo cię kocham? Od zawsze? 
-To by wiele tłumaczyło - wzruszył ramionami i w końcu się uśmiechnął.
Dołączyliśmy do reszty i chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Zauważyłam, że mama i Natalie zaczęły o czymś plotkować, a tata, Zayn i Louis rozmawiali o czymś, głośno się przy tym śmiejąc. Zapowiadał się całkiem udany weekend. Założyłam słuchawki, puściłam muzykę i oparłam głowę o fotel. Dylan zrobił dokładnie to samo. W końcu wystartowaliśmy.
Lot dłużył mi się niemiłosiernie, ale w końcu wylądowaliśmy na lotnisku. Podziękowałam Bogu za to, że dolecieliśmy bezpiecznie i jako pierwsza ruszyłam do wyjścia. Dojechanie do hotelu i rozłożenie się w pokojach na szczęście nie zajęło zbyt wiele czasu. Wszyscy poszli już na plażę, a ja miałam do nich dołączyć. Musiałam tylko wysłać szybkiego smsa do Matta i byłam gotowa. Włożyłam swoje ulubione granatowe bikini, narzuciłam na siebie zwiewną sukienkę, spięłam włosy w koka i wyszłam z pokoju. Chciałam wstąpić jeszcze do pokoju rodziców, bo moje okulary były w torbie mamy, ale oczywiście jak to ja, musiałam pomylić pokoje. Bez pukania otworzyłam drzwi pokoju 309 i stanęłam jak wryta w progu. Dosłownie przede mną Louis zakładał koszulkę. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam jego umięśniony tors i aż zaparło mi dech w piersiach. W pierwszych sekundach nie mogłam niczego powiedzieć. Lou tylko się uśmiechnął i zasłonił klatę.
-Ymm.. pomyliłam pokoje - powiedziałam zmieszana - przepraszam, nie chciałam tak do ciebie wtargnąć i..
-Nie przepraszaj - powiedział ze słodkim uśmiechem - pokój twoich rodziców jest zaraz obok. Numer 310. Jeszcze nie na plaży?
-Nie.. musiałam coś zrobić. A ty?
-Chciałem po prostu wziąć prysznic - wzruszył ramionami - będziesz miała coś przeciwko temu, żebym szedł z tobą?
-Nie, skądże - tym razem to ja się uśmiechnęłam.
Razem z Louisem opuściliśmy teren hotelu i w mig znaleźliśmy się na plaży. Przez ciemne okulary, które miałam na oczach nie zauważyłam przed sobą kamienia i gdyby nie Lou, to jak nic upadłabym na twarz. Zdziwiło mnie to, że po prostu mnie nie podniósł i nie pozwolił iść dalej, tylko od razu wziął mnie na ręce. Pisnęłam zdziwiona i chwyciłam się jego szyi.
-Co ty robisz? - spytałam zmieszana.
-Masz rozciętą nogę - powiedział po prostu - chcesz zakrwawić cały piasek?
-Co mam? - jego wiadomość do mnie nie dotarła. Byłam kompletnie rozkojarzona faktem, że niósł mnie w swoich ramionach. Po całym ciele przeszły mi dreszcze. Znów byłam w jakimś dziwnym stanie. Za każdym razem, gdy byłam gdzieś blisko niego. No.. ale aż tak blisko to jeszcze nigdy nie byłam.
Nie mam pojęcia kiedy doszliśmy do koca, na którym siedziała mama z Nat. Louis posadził mnie obok nich, a one spojrzały na niego pytająco.
-Louis, ona ma nogi - powiedziała moja mama.
-Ma, obydwie. Ale jedną skaleczoną.
-Pierwszy dzień we Francji a ty już coś sobie zrobiłaś? - spytała z niedowierzaniem - Jakim trzeba być pechowcem, Destiny?
-To ja - bąknęłam, wciąż rozkojarzona.
Moja mama zawsze była przesądna. Okazało się, że skaleczenie było naprawdę niewielkie i wystarczyło przemyć je wodą utlenioną (tak, moja szanowna mamusia miała przy sobie apteczkę "na wszelki wypadek"). Po kilku minutach ściągnęłam sukienkę, natarłam się olejkiem do opalania i położyłam się na ręczniku. Pogoda była wprost idealna. Gorące słońce przygrzewało moja skórę, a delikatny powiew wiatru od morza muskał moje ciało. Niczego więcej nie było mi trzeba. Dylan, Zayn, Louis i mój tata odbijali piłką, mama z Natalie plotkowały, a ja w końcu miałam chwilę dla siebie. Cały dzień zamierzałam przeleżeć na piasku i wszystko mieć w dupie. Szkoda tylko, że z tego wszystkiego telefon zostawiłam w pokoju. Ale jakoś musiałam to przeżyć. Raczej nikt nie musiał się ze mną kontaktować.
Późnym popołudniem zostałam sama, bo reszta postanowiła wybrać się na obiad. Nie byłam głodna, a nie chciałam niczego w siebie zmuszać. Sama.. to znaczy tak mi się wydawało do czasu, aż obok mnie ktoś usiadł. Myślałam, że to Dylan, ale nie. To był Louis. Podniosłam się i popatrzyłam na niego.
-Dlaczego nie poszedłeś z nimi? - spytałam zdziwiona.
-Nie mam ochoty na jedzenie. A co, przeszkadzam ci?
-Nie, skąd - uśmiechnęłam się delikatnie - po prostu myślałam, że zostałam sama.
-A jednak nie - zaśmiał się - nie sądziłem, że wyrośniesz na taką piękną dziewczynę.
Czułam, że zaczynam się czerwienić. Co ten koleś ze mną robił?!
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Widziałem cię, jak jeszcze byłaś taka malutka - zaśmiał się - pamiętam, jak Harry się ekscytował, że Rose jest w ciąży i że zakładają normalną rodzinę. Przeszli naprawdę sporo i podziwiam ich, że są razem, że się kochają i że są tacy szczęśliwi. Tyle lat, a uczucie nie wygasa..
-Nie znam cię zbyt dobrze. Dużo o tobie słyszałam, ale cię nie pamiętam. Nie odwiedzałeś nas.
-Po prostu.. - jego mina zrzedła - miałem bardzo ciężki okres w swoim życiu i z pewnymi sprawami musiałem poradzić sobie sam. Ale teraz jest już dobrze. Wyszedłem z tego wszystkiego i wracam do normalności. Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, żeby odbudować kontakt z chłopakami i resztą. Nasza paczka jest dla mnie wszystkim. Bardzo wiele razem przeszliśmy i myślę, że wszystko musi być okey.
-Nie wątpię. Fajnie, że się pojawiłeś.
-Też się cieszę - uśmiechnął się - a właśnie! Nie wiedziałem, że odziedziczyłaś głos po ojcu.. naprawdę przepięknie śpiewasz.
I w tym momencie mnie olśniło.
-A więc to byłeś ty! Ty byłeś w pokoju z fortepianem i to ty pukałeś do mojego pokoju, prawda? 
-Tak, to byłem ja - przyznał ze skruchą - ale uciekłem bo nie chciałem ci przeszkadzać. Nie musisz chcieć rozmawiać z takim starym dziadem jak ja.
-Nie jesteś żadnym starym dziadem, okey? Do starości ci jeszcze daleko.
-Chciałbym. Ale wiek mówi swoje.
-Wiek to tylko liczba.
-Mówisz jak Harry.
W tym momencie obydwoje się zaśmialiśmy. Przegadałam z nim całą następną godzinę, po czym obydwoje stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni i wróciliśmy do hotelu. Zjedliśmy coś na szybko, ciągle rozmawiając. Dowiedziałam się o nim wielu rzeczy. W jego towarzystwie czułam się naprawdę swobodnie. Nie czułam tego, że między nami było 20 lat różnicy. Rozmawiałam z nim jak z normalnym nastolatkiem, nie jak z mężczyzną po przejściach. To było dla mnie dziwne. Czułam w środku dziwne mrowienie, ale nie wiedziałam, czym było wywołane. Fascynował mnie. Był tajemniczy, a zarazem otwarty. Jeszcze nie potrafiłam do końca tego pojąć, ale miałam nadzieję, że niebawem mi się to uda.
W końcu wróciłam do swojego pokoju, gdzie wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka i w końcu sprawdziłam telefon:
10 nieodebranych połączeń od: Matt :*
3 nowe wiadomości od: Matt :*
1 nowa wiadomość od: Jasmine :)
Zaśmiałam się pod nosem i wszystko przeczytałam. Matt pytał co u mnie, jak podoba mi się Francja, dlaczego się nie odzywam, że tęskni, a na koniec życzył mi dobrej nocy. Natomiast Jasmine prosiła, żebym zadzwoniła do niej, gdy będę mieć wolną chwilę. Obiecałam sobie, że wykonam telefon z samego rana. Odłożyłam komórkę na komodę i wyczerpana całym dniem, po prostu poszłam spać...

_________________________________
No i jest 4 <3
 Okey, wiem, rozdział miał być w poniedziałek, ale nie wyszło. Miałam za dużo na głowie.
Ale jest dzisiaj, do waszej dyspozycji, do czytania i komentowania oczywiście!:)

A teraz.. 
Serio? Naprawdę jestem aż taka zła? Naprawdę już nic nie jestem warta, jako pisarka? Już nie ma "kocham cię" tylko "jesteś żałosna" czy "jesteś szmatą"? POWAŻNIE?
Cierpliwie znosiłam wszystkie hejty, ale teraz naprawdę mnie zabolały. Naprawdę bardzo. To nie jest miłe uczucie, kiedy poświęcasz swój czas, piszesz historie, zastanawiasz się nad nią i zawalasz naukę, żeby twoi czytelnicy mogli poznać ciąg dalszy, a w nagrodę dostajesz na asku teksty typu "jesteś żałosna", "jesteś zerem", "zastanów się, czy powinnaś pisać"... Nie odpowiadam na wszystkie, bo za bardzo mnie ranią. Jeżeli jestem taka zła, to po co tu wchodzicie? Po co czytacie? Po to, żeby później mnie schejtować, że rozdział pojawił się później? Jeżeli tak, to w ogóle nie wchodź. Też jestem człowiekiem. Też mam uczucia. I MNIE TEŻ SŁOWA MOGĄ ZRANIĆ.
Skoro jestem taką złą pisarką, to napiszcie to pod tym postem. Usunę tego bloga i wszystkie poprzednie, zniknę ze świata Bloggera i więcej o mnie nie usłyszycie.
Wystarczy napisać.

Cierpliwym i prawdziwym czytelnikom bardzo dziękuję za wyrozumiałość i brak ostrych słów. To znaczy dla mnie bardzo wiele. <3
Czekam na komentarze!!

niedziela, 22 września 2013

[03]

Podniosłam głowę znad notatnika i popatrzyłam na drzwi. Krzyknęłam "proszę" i czekałam, aż ktoś wejdzie, jednak nikt się nie pojawił. Odłożyłam zeszyt na łóżko i podeszłam, żeby otworzyć. Nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz. Był pusty. Czyżby powtórka z rozrywki? Rozglądnęłam się dookoła, jednak byłam sama. To powoli zaczynało mnie irytować. Nie mogłam sobie zmyślić, że ktoś pukał. Z dołu słyszałam śmiechy rodziców i Louisa. Więc kto do cholery....? Wywróciłam oczami i wróciłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z powrotem usiadłam na łóżku, a notatnik włożyłam do szuflady szafki. Popatrzyłam w sufit i zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Po raz kolejny wymyślałam coraz to nowsze scenariusze tego, co ewentualnie mogłoby mnie spotkać.

~ Rose ~

Po wyjściu Louisa, byłam już zmęczona całym dniem. Chyba zasługiwałam na choć krótką chwilę relaksu? Następnego dnia miałam jechać na sesję zdjęciową jakiejś pary młodej i musiałam być wypoczęta, by skupić się na zrobieniu im najpiękniejszych fotografii, jakie kiedykolwiek w życiu widzieli. Sprzątnęłam z ławy filiżanki po herbacie i wstawiłam je do zmywarki, po czym poszłam od razu do łazienki. Wzięłam szybki gorący prysznic, przebrałam się w starą koszulkę i spodenki, i weszłam do sypialni. Harry siedział na czarnej sofie i przyglądał mi się z łobuzerskim uśmiechem. Od 16 lat nic się nie zmieniło. Wciąż zachowywał się jak szalony dzieciak. Zaśmiałam się i położyłam dłonie na biodrach.
-Chcę po prostu iść spać - powiedziałam - więc położę się teraz do łóżka, a ty spokojnie położysz się obok mnie, żebym mogła się do ciebie przytulić i obydwoje sobie zaśniemy, jasne?
-Jak słońce, kochanie - odpowiedział, nie zmieniając wyrazu twarzy - cokolwiek zechcesz.
- Destiny jest w pokoju obok.
-Destiny ma 16 lat i zapewne słuchawki na uszach - powiedział, poruszając brwiami, na co znowu się zaśmiałam.
Nawet nie wiem, w którym momencie Harry wstał i podszedł do mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i popatrzyłam mu prosto w oczy.
-Jak to możliwe, że od 16 lat z każdym dniem kocham cię coraz mocniej? - spytałam ze szczerym uśmiechem.
-Lepiej ty mi powiedz, jakim cudem od 16 lat codziennie zakochuję się w tobie na nowo - odpowiedział i pocałował mnie najczulej, jak umiał.
Przylgnęłam do niego i oddałam pocałunek, po czym przytuliłam się do niego i po raz kolejny tego dnia szczerze się uśmiechnęłam. Miałam wszystko, o czym od zawsze marzyłam. Dom, rodzinę, a przede wszystkim szczęście. Moje dawne życie odeszło w niepamięć. Wszystko się układało. Odsunęłam się od Harrego i położyłam się do łóżka. Tradycyjnie położył się zaraz obok i przytulił mnie do siebie. Zgasiliśmy światło i przez chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Des pytała mnie o Carmen - powiedział Hazz w pewnym momencie, a na samo brzmienie tego imienia się skrzywiłam.
-Musiała rozmawiać z Dylanem - westchnęłam - powiedziałeś jej, że..
-Nie - przerwał mi, doskonale wiedząc, o co chodzi - nie powiedziałem jej o tym. Nie musi wiedzieć wszystkiego.
-Masz rację. Nie ma co do tego wracać.
-Powiedziała, że to jedna z jej ulubionych aktorek.
-Naprawdę? - zdziwiłam się - Nigdy tego nie mówiła.
-Może nie miała powodu? Nie wiem, nieważne. Ale.. przygotuj się na to, że ciebie również zacznie wypytywać.
-O Carmen?
-Nie, nie o nią. O Nate'a...
-Ahm.. jak zapyta, to jej o nim opowiem. Przecież wiesz, że nie mam przed nią tajemnic. Staram się być jej matką i przyjaciółką. Chcę, żeby mi ufała i wiedziała, że może mi ufać.
-Ona o tym wie, Rose. Nie mogła wymarzyć sobie lepszej matki.
-Czy ja wiem? Zawsze mogłabym być lepsza..
-Nie, nie mogłabyś. Nie da się być lepszą. Mogę zadać ci jedno pytanie?
-Oczywiście. O co chodzi?
-Żałujesz?
-Co to za pytanie? Czego mam niby żałować?
-Tego, że zostałaś ze mną, a nie wyleciałaś z nim do Stanów..
-Głupszego pytania nie mogłeś sobie wymyślić?
-Odpowiedz.
-Niczego nie żałuję, Harry - odpowiedziałam szczerze - jestem cholernie szczęśliwa, że zostałam. Jestem szczęśliwa, że nie pozwoliłeś mi wtedy wyjechać. Kocham tylko ciebie. Nate to było tylko chwilowe zauroczenie. To ciebie cały czas kochałam, nie jego. Po prostu.. to już nieważne. Nie ma co wracać do spraw sprzed kilkunastu lat. Jesteś moim mężem. Mamy wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia. Jesteś moim szczęściem. Ty i Destiny. Mam przy sobie wszystko.
-Gdybym mógł, to oświadczyłbym ci się jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Będę wdzięczny Niallerowi do końca życia.
-Z powodu?
-Z powodu tego, że przywiózł cię do Anglii. Gdyby nie on, to zapewne byśmy się nie poznali, nie uważasz?
-Może. Ale się poznaliśmy.
-I zakochaliśmy..
-Właśnie. Nawet nie wiem, kiedy to wszystko zleciało.
-Mam jeszcze jedno pragnienie.
-Niby jakie?
-Zawsze chciałem mieć syna..
W tym momencie zaczęłam się śmiać. W sumie to sama nie wiem, dlaczego. On zawsze potrafił coś palnąć. Nawet jeżeli to była prawda.
-Ej, czemu się śmiejesz? - udał oburzonego.
-Teraz? - spytałam i przygryzłam dolną wargę - Chcesz się teraz ze mną kochać, a syn jest pretekstem, prawda?
-No cóż.. załóżmy, że masz rację.. ale no pomyśl, nie chciałabyś mieć jeszcze jednego dzieciaka?
-Czujesz się na siłach wychować kolejnego bobasa?
-Z tobą? Nie ma rzeczy niemożliwych. A zresztą przydałby się taki mały Harry Junior Styles, który byłby zabójczo przystojny i leciałyby na niego wszystkie dziewczyny na świecie. Miałby świetlaną przyszłość.
-I skończyłby jako striptizer - zaśmiałam się.
-Zaraz, chwila.. co?!
-Z tego, co mówisz wynika, że dziewczyny rozbierałyby go wzrokiem. Albo sam by się przed nimi rozbierał. Może kiedyś przyjdzie na świat Harry Junior. Ale to jeszcze nie jego czas.
-No więc słucham.
-Co?
-Boli cię głowa, brzuch, masz okres, czy co? Jaki jest powód?
-Chcę iść spać, Harry. Po prostu spać.
-Coś na to poradzimy..
-Ale przecież..
Nie powiedziałam nic więcej, bo jego usta naparły na moje. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. I tak nie miałam wyjścia. A mogło być w sumie bardzo.. miło? Zapowiadała się naprawdę ciekawa noc.

~Destiny~

 Nadeszła sobota. Wcale nie wycofałam się ze swojej decyzji, że pójdę na imprezę Jasmine. Miałam powoli dość tego ciągłego siedzenia w domu, albo wychodzenia z Dylanem. Oczywiście nie przeszkadzało mi jego towarzystwo, ale czasami czułam, że potrzebuję przyjaciółki płci żeńskiej. Chłopak nie potrafił zrozumieć większości problemów dorastającej nastolatki. Niestety.. życie. 
Tego dnia od rana miałam jakiś dziwny humor. Kompletnie na nic nie miałam ochoty. Coraz częściej zaczynałam myśleć o Charlotte. Nienawidziłam jej z całego serca. Kto by pomyślał, że jeszcze rok temu była moją najlepszą przyjaciółką? Gdy tylko myślami wracałam do tych chwil, od razu coś łapało mnie za serce. Nie chciałam się nad tym rozczulać. To było kompletnie bez sensu. Cały ten dzień przesiedziałam przed telewizorem i dopiero wieczorem poszłam pod prysznic, żeby zacząć się przygotowywać. Wysuszyłam włosy, zostawiając je rozpuszczone, zrobiłam ten sam co zwykle makijaż, dokładając do niego tylko cienkie kreski eyelinerem na powiekach i nałożyłam na usta ledwie widoczny błyszczyk. Jak już mówiłam wcześniej - nie lubiłam za bardzo się stroić. Na imprezy ubierałam się tak, jakbym po prostu szła na zakupy czy gdziekolwiek indziej z Dylanem. Nie widziałam powodu, by ubierać sukienki, szpilki i marynarki. Wolałam swobodny styl, w którym czułam się idealnie. Założyłam bieliznę i poszłam do garderoby, gdzie ubrałam TEN zestaw. Nie napisałam ani nie zadzwoniłam do Jasmine, żeby potwierdzić swoje przybycie, bo i tak nie miałam po co. Doskonale wiedziałam, że będzie czatować przy drzwiach, czy przypadkiem się nie zbliżam. Ta popularność poważnie zaczęła mnie irytować. Nie byłam żadną gwiazdą i nie chciałam nią być. To, że mój ojciec kiedyś śpiewał w najpopularniejszym zespole na świecie, nie oznaczało, że inni mieli traktować mnie jak księżniczkę czy nie wiadomo jak wielką celebrytkę. Tak, wkurzało mnie to jak cholera. Świat był naprawdę popieprzony. 
Gotowa zeszłam na dół, by powiedzieć rodzicom, że wrócę późno. Słyszałam ich śmiechy z kuchni, więc poszłam w tamtym kierunku. Stanęłam w progu i od razu przewróciłam oczami, widząc, jak ojciec całował mamę, przypierając ją do blatu. Skrzywiłam się i skrzyżowałam ramiona.
-Czy wy naprawdę musicie przy ludziach? - jęknęłam, a oni niechętnie się od siebie odsunęli.
-Nie będę ukrywał, jak bardzo kocham twoją matkę - powiedział tata, puszczając mi oczko - masz do nas jakiś interes?
-Nie, coś ty. Przyszłam, żeby wam powiedzieć, jak bardzo was kocham i jak bardzo jesteście słodcy, gdy wpychacie sobie języki w gardła - odpowiedziałam, wywracając oczami.
-Destiny, twoje słownictwo jest nie na miejscu - skarciła mnie mama.
-Idę na imprezę do Jasime. Wrócę prawdopodobnie bardzo późno.
-Do Jasmine? - zdziwiła się - Myślałam, że nie za bardzo za nią przepadasz..
-Bo tak jest, ale mam dość ciągłego siedzenia w domu. Chcę choć raz wyjść do ludzi i się zabawić. Mogę?
-Dylan idzie z tobą? - spytał tata.
-Tak, idzie ze mną. Przecież bez niego nigdzie się nie ruszam.
-W porządku. Masz czas do północy.
-Okey, będę koło trzeciej. Do zobaczenia!
-Destiny!
Nie słuchałam, co mówili. Po prostu wyszłam z domu. Wiedziałam, że i tak nic mi nie zrobią. Byli zbyt kochani, żeby mnie ukarać. Znałam zasady. Po pierwsze miałam wrócić, zanim będzie jasno. Po drugie musiałam odbierać każdy telefon. Po trzecie nie mogłam się upić. Zarzuciłam na plecy jeansową kurteczkę i poszłam na przystanek autobusowy, gdzie czekał już na mnie Dylan. Przywitałam się z nim i razem ruszyliśmy na Picadilly Circus. Dom Jasmine był niedaleko. Już z daleka słyszałam muzykę. Zebrało się dość sporo ludzi. Posłałam Dylanowi krótki uśmiech i razem zmierzaliśmy do wejścia. Nie zdążyłam nawet wejść na schody, gdy z domu wypadła Jasmine i natychmiast do nas podbiegła.
-Nie mogę uwierzyć, że przyszliście! - pisnęła - Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
-Uspokój się dziewczyno - odpowiedziałam - jeszcze nawet nie weszliśmy do środka. A jak będzie nudno, to po prostu sobie pójdziemy i więcej nas nie zobaczysz. Czemu tak się ekscytujesz?
-Bo.. och, nieważne. Właźcie i bawcie się dobrze!
Uśmiechnęłam się do niej i wspólnie z przyjacielem przekroczyliśmy próg jej domu. Wszyscy patrzyli na nas z niedowierzaniem. Widocznie nie spodziewali się naszego widoku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na jakiejś domówce. Moja nieufność do ludzi była silniejsza ode mnie i po prostu wolałam siedzieć w domu i słuchać muzyki. Tym razem jednak musiałam się przełamać. Podeszłam do stolika z napojami i nalałam sobie coli z lodem. Usiadłam na jakiejś kanapie i podkuliłam nogi. Po chwili Dylan usiadł zaraz obok. Długo jednak ze mną nie posiedział, bo w tłumie wypatrzył Vanessę. Nie chciałam na siłę go przy sobie trzymać.
-Idź do niej - powiedziałam - skoro ma być twoją dziewczyną, to lepiej jej nie ignoruj.
I już go nie było. Musiałam przyznać, że muzyka była dość dobra, a ludzie bawili się idealnie. Tylko ja czułam się jakoś dziwnie. Samotność. Tak, to zdecydowanie było to. Oprócz Dylana nie miałam kompletnie nikogo. To żałosne. Iść na imprezę i nie mieć z kim się bawić. Jak to w ogóle możliwe? Po pewnym czasie ktoś usiadł obok mnie. Mimowolnie odwróciłam głowę i od razu cała zesztywniałam. Ze wszystkich ludzi z imprezy akurat ONA musiała tu przyleźć i posadzić swoją szanowną dupę zaraz obok?! Na mojej twarzy pojawiła się groźba. Charlotte popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
-Cześć Destiny.. - zaczęła niepewnie.
-Jeżeli myślisz, że będę z tobą rozmawiać, to uprzedzam, że nie mam takiego zamiaru - warknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
-Proszę cię tylko o kilka minut.. chcę w końcu wyjaśnić..
-Tu nie ma czego wyjaśniać, rozumiesz? - przerwałam jej - Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. Ufałam ci! A ty co? Zrobiłaś mi piekło na ziemi. Dzięki, ale nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć, Charlotte.
-To było rok temu! Byłam głupia i to w sumie nie wszystko zależało ode mnie, bo..
-Daj spokój - znów jej przerwałam i wstałam - nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać. Miałaś swoją szansę, którą straciłaś i nie ma nawet opcji, żebym po raz kolejny ci zaufała. Wybrałaś. Niestety nie mnie.
Po tych słowach odwróciłam się i odeszłam. Moim celem stało się znalezienie łazienki. Powoli czułam łzy napływające mi do oczu. Nie chciałam płakać. Nie chciałam, żeby inni wiedzieli, że jestem słaba. W końcu znalazłam odpowiednie drzwi. Zamknęłam się na klucz i usiadłam na wannie. Musiałam jakoś się uspokoić. Rok temu Charlotte była moją najlepszą przyjaciółką. Ona i Dylan byli dla mnie ludźmi, za którymi mogłabym wskoczyć w ogień. Co się okazało? Że Char była po prostu żmiją. Poznała moje sekrety i słabości a potem.. naśmiewała się ze mnie w szkole. Wszystkim opowiedziała o moich problemach. Był nawet taki moment, w którym rozpowiedziała, że mój ojciec mnie molestuje. Dopiero wtedy ludzie zorientowali się, że jest podłą suką. Odsunęli się od niej, a mnie zaczęli przepraszać. Dopiero po kilku miesiącach wszystko się uspokoiło. Nie byłam w stanie jej tego wybaczyć. Wtedy stwierdziłam, że ludziom nie można ufać bo prędzej czy później i tak odejdą, pozostawiając za sobą ból i wspomnienia. Źle czułam się na tej imprezie. Sporo osób chciało wyciągnąć mnie to tańca, a ja nie chciałam. Miałam uprzedzenie do wszystkich. I może to właśnie dlatego czułam się taka samotna? Musiałam to zmienić. Musiałam zmienić samą siebie. Zaczynając od razu. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z łazienki, kierując się w stronę tańczących. Ludzie zaczęli się uśmiechać, a ja po prostu zaczęłam tańczyć. Chociaż ten jeden raz chciałam się dobrze bawić. Na wolnym kawałku chciałam zejść, ale ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z jakimś wysokim, przystojnym chłopakiem, który patrzył na mnie z uwodzicielskim uśmiechem. Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Musiałam przyznać, że był przystojny i używał genialnych perfum.
-Nie wiem, czy powinnam tańczyć z nieznajomym - powiedziałam figlarnie.
-Jestem Matt - odpowiedział, puszczając mi oko - już nie jestem nieznajomy.
-Okey, skoro tak mówisz.
-Nie widziałem cię wcześniej na takich imprezach. Myślałem, że chodzisz tylko do klubów VIP czy coś.
-Nie lubię, jak ludzie traktują mnie jak jakąś bogatą królewnę. Nie chodziłam na domówki, bo po prostu nie miałam na to ochoty.
-Więc co skłoniło cię do przyjścia do mojego domu?
-Do twojego? - zdziwiłam się - Myślałam, że to dom Jasmine..
-Nie pomyliłaś się - zaśmiał się - Jas to moja młodsza siostra. I w sumie gospodyni tej imprezy.
-Ahm.. wspaniale. To ile ty masz lat?
-Spokojnie, nie jestem jakiś stary - znów się zaśmiał, a ja coraz bardziej go lubiłam - mam tylko 19. Zbyt wielkiej różnicy wieku między nami nie ma.
-Lubisz zarywać do młodszych? 
-Tylko, jeżeli mam nadzieję, że okażą się tego warte - uśmiechnął się ciepło - i są śliczne. 
-Nie jetem śliczna.
-Udam, że wcale tego nie powiedziałaś. Nie powinnaś okłamywać sama siebie, Destiny.
-Och, więc znasz nawet moje imię? To dość ciekawe..
-Wiem o tobie dość sporo. Ale mimo wszystko chciałbym poznać cię bliżej. Pozwolisz mi na to?
-Jesteś tego wart?
-Gwarantuję ci, że jestem.
-Okey. W takim razie niech będzie - tym razem to ja się uśmiechnęłam.
Do końca imprezy tańczyłam tylko z nim. Okazał się naprawdę fajnym i zabawnym facetem. Rozmawialiśmy nawet na najgłupsze tematy, a i tak nie było nudne. Czułam się przy nim swobodnie i luźno. Był chyba pierwszym chłopakiem, przed którym nie miałam żadnych zahamowań. Jeszcze chwila, a całkiem zapomniałabym, że przyszłam tu z Dylanem. Impreza powoli dobiegała końca. No, przynajmniej dla mnie, bo zegar wskazywał 2:10. Nie chciałam się zbierać. Po raz pierwszy bawiłam się naprawdę świetnie. Dałam Mattowi swój numer telefonu i już miałam opuszczać jego dom, gdy obok mnie przebiegła Jasmine, cała zapłakana. Byłam zdezorientowana. Matt już się oddalił, a ja nie czułam się dziwnie. Coś kazało mi iść za nią. Tylko czemu? Przecież nie była nawet moją koleżanką. A lada chwila spóźniłabym się do domu. Palnęłam się w czoło i poszłam za nią. Na końcu korytarza były tylko jedne drzwi. Przystawiłam do nich ucho i usłyszałam jej szloch. Może w ogóle nie powinnam się do tego mieszać? Odpuścić i po prostu pójść do domu? Może, ale coś w środku mi na to nie pozwalało. Zapukałam delikatnie, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Ponowiłam próbę z tym samym skutkiem. W końcu wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Jasmine popatrzyła na mnie zaskoczona i podciągnęła nosem. Znalazłam się w jej pokoju. Usiadłam obok niej na łóżku, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę.
-Czemu tu przyszłaś? - spytała - Impreza odbywa się w salonie.
-Ja.. po prostu widziałam, jak biegłaś.. i że płaczesz.. i pomyślałam, że..
-Nic mi nie jest, Destiny - przerwała mi - poradzę sobie.
-Coś mi się nie wydaje. Powiesz mi, co się stało?
-Dlaczego cię to obchodzi? Myślałam, że mnie nie lubisz i że tylko działam ci na nerwy. 
-Nie przesadzaj. Zaprosiłaś mnie na pierwszą imprezę, na której naprawdę dobrze się bawiłam. Nie mogę cię nie lubić. Powiesz, co się stało? Wyrzuć to z siebie. Będzie ci lepiej. Może będę mogła ci pomóc?
-Tu raczej nie da się pomóc.. ale dzięki za chęci.
-Jas, ja nie żartuję. Co się stało? 
-Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - przełamała się w końcu.
-Obiecuję. Więc?
-Od pół roku mam chłopaka. To znaczy.. miałam. Tą imprezę urządziłam specjalnie dla niego.. chciałam, żebyśmy po prostu spędzili miło czas, bo dawno się nie widzieliśmy.. on ma 18 lat i jest trochę zapracowany, bo pomaga ojcu w sklepie.. a ja go naprawdę kocham.. po prostu na jedną noc chciałam mieć go dla siebie. I dopiero dzisiaj dowiedziałam się jakim jest chamem i świnią..
-Zrobił ci coś? - przestraszyłam się.
-Nie zdążył.. - załkała - poszliśmy na górę, do pokoju dla gości.. usiedliśmy na łóżku, zaczęliśmy gadać, jak zwykle.. i nagle on zaczął mnie całować po szyi i coraz bardziej się do mnie przysuwać. Mi się to podobało, więc nie protestowałam. Położył mnie na łóżku i zaczęliśmy się całować. Dopiero, jak chciał zdjąć ze mnie sukienkę, zorientowałam się, co on chce zrobić. Zaczęłam się szarpać, wyrywać.. mówiłam mu, że nie chcę, że nie jestem gotowa, ale on nie słuchał.. trzymał mnie za ręce i całował po dekolcie.. zaczęłam płakać, błagałam żeby przestał.. a on rzucił tylko "jak mnie kochasz, to to zrobisz". A ja nie chciałam.. w końcu kopnęłam go w jaja i uciekłam.. 
-Co za.. świnia! - krzyknęłam oburzona - Nie darowałabym gnojkowi.. normalnie urwałabym mu jaja!
-Daj spokój, Des.. pewnie się wkurzył i sobie poszedł poszukać innej naiwnej..
-Mam nadzieję, że go tu nie ma, bo serio byłabym w stanie go walnąć w ryj. Co za idiota.. nie powinnaś się nim przejmować. To nie była prawdziwa miłość, skoro jemu chodziło tylko o jedno. Jasmine, nie płacz. Nie był ciebie wart..
 -Ale ja go naprawdę kochałam.. - płakała nadal - był dla mnie cholernie ważny! Ja.. naprawdę myślałam, że on jest inny.. ale nie, oni wszyscy są tacy sami.
-Nie płacz, mała. Hej, jego już nie ma. Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego, mówię ci. Kogoś, kto będzie na ciebie zasługiwał.
-Dlaczego mi pomagasz? - spytała nagle - Dlaczego siedzisz tu ze mną i słuchasz tego wszystkiego, zamiast iść się bawić? Po co, Destiny?
-Bo tego potrzebujesz. Nie powinnaś być teraz sama. Powinnaś położyć się spać i zapomnieć o tym wszystkim.
-A impreza? Nie mogę tak po prostu..
-Tym się nie przejmuj. Wszystkim się zajmę, obiecuję. Razem z twoim bratem damy radę.
-Z Mattem? - zdziwiła się - To wy się znacie?
-Poznaliśmy się dzisiaj - uśmiechnęłam się - idź pod prysznic i porządnie się wyśpij. Niczym się nie martw. 
-Jesteś kochana.. nie wiem, czym sobie zasłużyłam na to, żebyś tak mi pomagała..
-Jesteś bardzo fajną dziewczyną, Jasmine. I przepraszam, że do tej pory tak źle cię traktowałam.
-Nie gniewam się - uśmiechnęła się i otarła łzy - dziękuję.
Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i wyszłam z jej pokoju. Przy drzwiach wyjściowych natknęłam się na Dylana. Popatrzył na mnie wkurzony i skarcił mnie wzrokiem.
-Destiny, do cholery! - Krzyknął - Jest za piętnaście trzecia! Gdzieś ty była?
-Miałam do załatwienia pewną sprawę. Daj mi jeszcze kwadrans.
-Zwariowałaś? Za 15 minut mam być w domu i ty też do cholery!
-Oj tam, jak raz się spóźnimy to świat się nie skończy. Proszę, Dylan.. to naprawdę ważne.
-Masz kwadrans. Czekam na zewnątrz.
-Będę punktualnie!
Cmoknęłam go w policzek i wbiegłam wgłąb domu. Matta zauważyłam od razu. Rozmawiał z jakimś kolegą i popijał drinka z colą. Odciągnęłam go na bok, a on popatrzył na mnie zdziwiony. 
-Myślałem, że..
Nie dałam mu dojść do słowa. W skrócie opowiedziałam mu co się stało i poprosiłam, żeby zajął się imprezą. Patrzył na mnie zbulwersowany.
-Zabiłbym skurwysyna! - krzyknął.
-Ja też, ale to i tak nic by nie dało. Zapewne już sobie poszedł. Zajmiesz się wszystkim? Moja godzina policyjna właśnie się skończyła..
-Jasne, wszystko pod kontrolą. Uciekaj do domu. I dzięki za informacje.
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że do zobaczenia!
I już mnie nie było. Wybiegłam z domu i dogoniłam Dylana. Szybko dotarliśmy na stację metra, gdzie na szczęście nie było prawie nikogo. Pod domem znalazłam się o 3:45. Wszystkie światła były pogaszone. Jak najciszej weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Przemknęłam się do swojego pokoju, zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i zaszyłam się w łóżku. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Co za dzień...

________________________________
No, także mamy i trójeczkę :) O Louise mało.. póki co, spokojnie.. ^^
Akcja się rozkręca, haha :D 
Dziękuję za wszystkie komentarze <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!
Zasada się nie zmienia :))
Następny wkrótce! 

Love you all ! xxx