niedziela, 22 września 2013

[03]

Podniosłam głowę znad notatnika i popatrzyłam na drzwi. Krzyknęłam "proszę" i czekałam, aż ktoś wejdzie, jednak nikt się nie pojawił. Odłożyłam zeszyt na łóżko i podeszłam, żeby otworzyć. Nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz. Był pusty. Czyżby powtórka z rozrywki? Rozglądnęłam się dookoła, jednak byłam sama. To powoli zaczynało mnie irytować. Nie mogłam sobie zmyślić, że ktoś pukał. Z dołu słyszałam śmiechy rodziców i Louisa. Więc kto do cholery....? Wywróciłam oczami i wróciłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z powrotem usiadłam na łóżku, a notatnik włożyłam do szuflady szafki. Popatrzyłam w sufit i zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Po raz kolejny wymyślałam coraz to nowsze scenariusze tego, co ewentualnie mogłoby mnie spotkać.

~ Rose ~

Po wyjściu Louisa, byłam już zmęczona całym dniem. Chyba zasługiwałam na choć krótką chwilę relaksu? Następnego dnia miałam jechać na sesję zdjęciową jakiejś pary młodej i musiałam być wypoczęta, by skupić się na zrobieniu im najpiękniejszych fotografii, jakie kiedykolwiek w życiu widzieli. Sprzątnęłam z ławy filiżanki po herbacie i wstawiłam je do zmywarki, po czym poszłam od razu do łazienki. Wzięłam szybki gorący prysznic, przebrałam się w starą koszulkę i spodenki, i weszłam do sypialni. Harry siedział na czarnej sofie i przyglądał mi się z łobuzerskim uśmiechem. Od 16 lat nic się nie zmieniło. Wciąż zachowywał się jak szalony dzieciak. Zaśmiałam się i położyłam dłonie na biodrach.
-Chcę po prostu iść spać - powiedziałam - więc położę się teraz do łóżka, a ty spokojnie położysz się obok mnie, żebym mogła się do ciebie przytulić i obydwoje sobie zaśniemy, jasne?
-Jak słońce, kochanie - odpowiedział, nie zmieniając wyrazu twarzy - cokolwiek zechcesz.
- Destiny jest w pokoju obok.
-Destiny ma 16 lat i zapewne słuchawki na uszach - powiedział, poruszając brwiami, na co znowu się zaśmiałam.
Nawet nie wiem, w którym momencie Harry wstał i podszedł do mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i popatrzyłam mu prosto w oczy.
-Jak to możliwe, że od 16 lat z każdym dniem kocham cię coraz mocniej? - spytałam ze szczerym uśmiechem.
-Lepiej ty mi powiedz, jakim cudem od 16 lat codziennie zakochuję się w tobie na nowo - odpowiedział i pocałował mnie najczulej, jak umiał.
Przylgnęłam do niego i oddałam pocałunek, po czym przytuliłam się do niego i po raz kolejny tego dnia szczerze się uśmiechnęłam. Miałam wszystko, o czym od zawsze marzyłam. Dom, rodzinę, a przede wszystkim szczęście. Moje dawne życie odeszło w niepamięć. Wszystko się układało. Odsunęłam się od Harrego i położyłam się do łóżka. Tradycyjnie położył się zaraz obok i przytulił mnie do siebie. Zgasiliśmy światło i przez chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Des pytała mnie o Carmen - powiedział Hazz w pewnym momencie, a na samo brzmienie tego imienia się skrzywiłam.
-Musiała rozmawiać z Dylanem - westchnęłam - powiedziałeś jej, że..
-Nie - przerwał mi, doskonale wiedząc, o co chodzi - nie powiedziałem jej o tym. Nie musi wiedzieć wszystkiego.
-Masz rację. Nie ma co do tego wracać.
-Powiedziała, że to jedna z jej ulubionych aktorek.
-Naprawdę? - zdziwiłam się - Nigdy tego nie mówiła.
-Może nie miała powodu? Nie wiem, nieważne. Ale.. przygotuj się na to, że ciebie również zacznie wypytywać.
-O Carmen?
-Nie, nie o nią. O Nate'a...
-Ahm.. jak zapyta, to jej o nim opowiem. Przecież wiesz, że nie mam przed nią tajemnic. Staram się być jej matką i przyjaciółką. Chcę, żeby mi ufała i wiedziała, że może mi ufać.
-Ona o tym wie, Rose. Nie mogła wymarzyć sobie lepszej matki.
-Czy ja wiem? Zawsze mogłabym być lepsza..
-Nie, nie mogłabyś. Nie da się być lepszą. Mogę zadać ci jedno pytanie?
-Oczywiście. O co chodzi?
-Żałujesz?
-Co to za pytanie? Czego mam niby żałować?
-Tego, że zostałaś ze mną, a nie wyleciałaś z nim do Stanów..
-Głupszego pytania nie mogłeś sobie wymyślić?
-Odpowiedz.
-Niczego nie żałuję, Harry - odpowiedziałam szczerze - jestem cholernie szczęśliwa, że zostałam. Jestem szczęśliwa, że nie pozwoliłeś mi wtedy wyjechać. Kocham tylko ciebie. Nate to było tylko chwilowe zauroczenie. To ciebie cały czas kochałam, nie jego. Po prostu.. to już nieważne. Nie ma co wracać do spraw sprzed kilkunastu lat. Jesteś moim mężem. Mamy wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia. Jesteś moim szczęściem. Ty i Destiny. Mam przy sobie wszystko.
-Gdybym mógł, to oświadczyłbym ci się jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Będę wdzięczny Niallerowi do końca życia.
-Z powodu?
-Z powodu tego, że przywiózł cię do Anglii. Gdyby nie on, to zapewne byśmy się nie poznali, nie uważasz?
-Może. Ale się poznaliśmy.
-I zakochaliśmy..
-Właśnie. Nawet nie wiem, kiedy to wszystko zleciało.
-Mam jeszcze jedno pragnienie.
-Niby jakie?
-Zawsze chciałem mieć syna..
W tym momencie zaczęłam się śmiać. W sumie to sama nie wiem, dlaczego. On zawsze potrafił coś palnąć. Nawet jeżeli to była prawda.
-Ej, czemu się śmiejesz? - udał oburzonego.
-Teraz? - spytałam i przygryzłam dolną wargę - Chcesz się teraz ze mną kochać, a syn jest pretekstem, prawda?
-No cóż.. załóżmy, że masz rację.. ale no pomyśl, nie chciałabyś mieć jeszcze jednego dzieciaka?
-Czujesz się na siłach wychować kolejnego bobasa?
-Z tobą? Nie ma rzeczy niemożliwych. A zresztą przydałby się taki mały Harry Junior Styles, który byłby zabójczo przystojny i leciałyby na niego wszystkie dziewczyny na świecie. Miałby świetlaną przyszłość.
-I skończyłby jako striptizer - zaśmiałam się.
-Zaraz, chwila.. co?!
-Z tego, co mówisz wynika, że dziewczyny rozbierałyby go wzrokiem. Albo sam by się przed nimi rozbierał. Może kiedyś przyjdzie na świat Harry Junior. Ale to jeszcze nie jego czas.
-No więc słucham.
-Co?
-Boli cię głowa, brzuch, masz okres, czy co? Jaki jest powód?
-Chcę iść spać, Harry. Po prostu spać.
-Coś na to poradzimy..
-Ale przecież..
Nie powiedziałam nic więcej, bo jego usta naparły na moje. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. I tak nie miałam wyjścia. A mogło być w sumie bardzo.. miło? Zapowiadała się naprawdę ciekawa noc.

~Destiny~

 Nadeszła sobota. Wcale nie wycofałam się ze swojej decyzji, że pójdę na imprezę Jasmine. Miałam powoli dość tego ciągłego siedzenia w domu, albo wychodzenia z Dylanem. Oczywiście nie przeszkadzało mi jego towarzystwo, ale czasami czułam, że potrzebuję przyjaciółki płci żeńskiej. Chłopak nie potrafił zrozumieć większości problemów dorastającej nastolatki. Niestety.. życie. 
Tego dnia od rana miałam jakiś dziwny humor. Kompletnie na nic nie miałam ochoty. Coraz częściej zaczynałam myśleć o Charlotte. Nienawidziłam jej z całego serca. Kto by pomyślał, że jeszcze rok temu była moją najlepszą przyjaciółką? Gdy tylko myślami wracałam do tych chwil, od razu coś łapało mnie za serce. Nie chciałam się nad tym rozczulać. To było kompletnie bez sensu. Cały ten dzień przesiedziałam przed telewizorem i dopiero wieczorem poszłam pod prysznic, żeby zacząć się przygotowywać. Wysuszyłam włosy, zostawiając je rozpuszczone, zrobiłam ten sam co zwykle makijaż, dokładając do niego tylko cienkie kreski eyelinerem na powiekach i nałożyłam na usta ledwie widoczny błyszczyk. Jak już mówiłam wcześniej - nie lubiłam za bardzo się stroić. Na imprezy ubierałam się tak, jakbym po prostu szła na zakupy czy gdziekolwiek indziej z Dylanem. Nie widziałam powodu, by ubierać sukienki, szpilki i marynarki. Wolałam swobodny styl, w którym czułam się idealnie. Założyłam bieliznę i poszłam do garderoby, gdzie ubrałam TEN zestaw. Nie napisałam ani nie zadzwoniłam do Jasmine, żeby potwierdzić swoje przybycie, bo i tak nie miałam po co. Doskonale wiedziałam, że będzie czatować przy drzwiach, czy przypadkiem się nie zbliżam. Ta popularność poważnie zaczęła mnie irytować. Nie byłam żadną gwiazdą i nie chciałam nią być. To, że mój ojciec kiedyś śpiewał w najpopularniejszym zespole na świecie, nie oznaczało, że inni mieli traktować mnie jak księżniczkę czy nie wiadomo jak wielką celebrytkę. Tak, wkurzało mnie to jak cholera. Świat był naprawdę popieprzony. 
Gotowa zeszłam na dół, by powiedzieć rodzicom, że wrócę późno. Słyszałam ich śmiechy z kuchni, więc poszłam w tamtym kierunku. Stanęłam w progu i od razu przewróciłam oczami, widząc, jak ojciec całował mamę, przypierając ją do blatu. Skrzywiłam się i skrzyżowałam ramiona.
-Czy wy naprawdę musicie przy ludziach? - jęknęłam, a oni niechętnie się od siebie odsunęli.
-Nie będę ukrywał, jak bardzo kocham twoją matkę - powiedział tata, puszczając mi oczko - masz do nas jakiś interes?
-Nie, coś ty. Przyszłam, żeby wam powiedzieć, jak bardzo was kocham i jak bardzo jesteście słodcy, gdy wpychacie sobie języki w gardła - odpowiedziałam, wywracając oczami.
-Destiny, twoje słownictwo jest nie na miejscu - skarciła mnie mama.
-Idę na imprezę do Jasime. Wrócę prawdopodobnie bardzo późno.
-Do Jasmine? - zdziwiła się - Myślałam, że nie za bardzo za nią przepadasz..
-Bo tak jest, ale mam dość ciągłego siedzenia w domu. Chcę choć raz wyjść do ludzi i się zabawić. Mogę?
-Dylan idzie z tobą? - spytał tata.
-Tak, idzie ze mną. Przecież bez niego nigdzie się nie ruszam.
-W porządku. Masz czas do północy.
-Okey, będę koło trzeciej. Do zobaczenia!
-Destiny!
Nie słuchałam, co mówili. Po prostu wyszłam z domu. Wiedziałam, że i tak nic mi nie zrobią. Byli zbyt kochani, żeby mnie ukarać. Znałam zasady. Po pierwsze miałam wrócić, zanim będzie jasno. Po drugie musiałam odbierać każdy telefon. Po trzecie nie mogłam się upić. Zarzuciłam na plecy jeansową kurteczkę i poszłam na przystanek autobusowy, gdzie czekał już na mnie Dylan. Przywitałam się z nim i razem ruszyliśmy na Picadilly Circus. Dom Jasmine był niedaleko. Już z daleka słyszałam muzykę. Zebrało się dość sporo ludzi. Posłałam Dylanowi krótki uśmiech i razem zmierzaliśmy do wejścia. Nie zdążyłam nawet wejść na schody, gdy z domu wypadła Jasmine i natychmiast do nas podbiegła.
-Nie mogę uwierzyć, że przyszliście! - pisnęła - Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
-Uspokój się dziewczyno - odpowiedziałam - jeszcze nawet nie weszliśmy do środka. A jak będzie nudno, to po prostu sobie pójdziemy i więcej nas nie zobaczysz. Czemu tak się ekscytujesz?
-Bo.. och, nieważne. Właźcie i bawcie się dobrze!
Uśmiechnęłam się do niej i wspólnie z przyjacielem przekroczyliśmy próg jej domu. Wszyscy patrzyli na nas z niedowierzaniem. Widocznie nie spodziewali się naszego widoku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na jakiejś domówce. Moja nieufność do ludzi była silniejsza ode mnie i po prostu wolałam siedzieć w domu i słuchać muzyki. Tym razem jednak musiałam się przełamać. Podeszłam do stolika z napojami i nalałam sobie coli z lodem. Usiadłam na jakiejś kanapie i podkuliłam nogi. Po chwili Dylan usiadł zaraz obok. Długo jednak ze mną nie posiedział, bo w tłumie wypatrzył Vanessę. Nie chciałam na siłę go przy sobie trzymać.
-Idź do niej - powiedziałam - skoro ma być twoją dziewczyną, to lepiej jej nie ignoruj.
I już go nie było. Musiałam przyznać, że muzyka była dość dobra, a ludzie bawili się idealnie. Tylko ja czułam się jakoś dziwnie. Samotność. Tak, to zdecydowanie było to. Oprócz Dylana nie miałam kompletnie nikogo. To żałosne. Iść na imprezę i nie mieć z kim się bawić. Jak to w ogóle możliwe? Po pewnym czasie ktoś usiadł obok mnie. Mimowolnie odwróciłam głowę i od razu cała zesztywniałam. Ze wszystkich ludzi z imprezy akurat ONA musiała tu przyleźć i posadzić swoją szanowną dupę zaraz obok?! Na mojej twarzy pojawiła się groźba. Charlotte popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
-Cześć Destiny.. - zaczęła niepewnie.
-Jeżeli myślisz, że będę z tobą rozmawiać, to uprzedzam, że nie mam takiego zamiaru - warknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
-Proszę cię tylko o kilka minut.. chcę w końcu wyjaśnić..
-Tu nie ma czego wyjaśniać, rozumiesz? - przerwałam jej - Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. Ufałam ci! A ty co? Zrobiłaś mi piekło na ziemi. Dzięki, ale nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć, Charlotte.
-To było rok temu! Byłam głupia i to w sumie nie wszystko zależało ode mnie, bo..
-Daj spokój - znów jej przerwałam i wstałam - nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać. Miałaś swoją szansę, którą straciłaś i nie ma nawet opcji, żebym po raz kolejny ci zaufała. Wybrałaś. Niestety nie mnie.
Po tych słowach odwróciłam się i odeszłam. Moim celem stało się znalezienie łazienki. Powoli czułam łzy napływające mi do oczu. Nie chciałam płakać. Nie chciałam, żeby inni wiedzieli, że jestem słaba. W końcu znalazłam odpowiednie drzwi. Zamknęłam się na klucz i usiadłam na wannie. Musiałam jakoś się uspokoić. Rok temu Charlotte była moją najlepszą przyjaciółką. Ona i Dylan byli dla mnie ludźmi, za którymi mogłabym wskoczyć w ogień. Co się okazało? Że Char była po prostu żmiją. Poznała moje sekrety i słabości a potem.. naśmiewała się ze mnie w szkole. Wszystkim opowiedziała o moich problemach. Był nawet taki moment, w którym rozpowiedziała, że mój ojciec mnie molestuje. Dopiero wtedy ludzie zorientowali się, że jest podłą suką. Odsunęli się od niej, a mnie zaczęli przepraszać. Dopiero po kilku miesiącach wszystko się uspokoiło. Nie byłam w stanie jej tego wybaczyć. Wtedy stwierdziłam, że ludziom nie można ufać bo prędzej czy później i tak odejdą, pozostawiając za sobą ból i wspomnienia. Źle czułam się na tej imprezie. Sporo osób chciało wyciągnąć mnie to tańca, a ja nie chciałam. Miałam uprzedzenie do wszystkich. I może to właśnie dlatego czułam się taka samotna? Musiałam to zmienić. Musiałam zmienić samą siebie. Zaczynając od razu. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z łazienki, kierując się w stronę tańczących. Ludzie zaczęli się uśmiechać, a ja po prostu zaczęłam tańczyć. Chociaż ten jeden raz chciałam się dobrze bawić. Na wolnym kawałku chciałam zejść, ale ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z jakimś wysokim, przystojnym chłopakiem, który patrzył na mnie z uwodzicielskim uśmiechem. Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Musiałam przyznać, że był przystojny i używał genialnych perfum.
-Nie wiem, czy powinnam tańczyć z nieznajomym - powiedziałam figlarnie.
-Jestem Matt - odpowiedział, puszczając mi oko - już nie jestem nieznajomy.
-Okey, skoro tak mówisz.
-Nie widziałem cię wcześniej na takich imprezach. Myślałem, że chodzisz tylko do klubów VIP czy coś.
-Nie lubię, jak ludzie traktują mnie jak jakąś bogatą królewnę. Nie chodziłam na domówki, bo po prostu nie miałam na to ochoty.
-Więc co skłoniło cię do przyjścia do mojego domu?
-Do twojego? - zdziwiłam się - Myślałam, że to dom Jasmine..
-Nie pomyliłaś się - zaśmiał się - Jas to moja młodsza siostra. I w sumie gospodyni tej imprezy.
-Ahm.. wspaniale. To ile ty masz lat?
-Spokojnie, nie jestem jakiś stary - znów się zaśmiał, a ja coraz bardziej go lubiłam - mam tylko 19. Zbyt wielkiej różnicy wieku między nami nie ma.
-Lubisz zarywać do młodszych? 
-Tylko, jeżeli mam nadzieję, że okażą się tego warte - uśmiechnął się ciepło - i są śliczne. 
-Nie jetem śliczna.
-Udam, że wcale tego nie powiedziałaś. Nie powinnaś okłamywać sama siebie, Destiny.
-Och, więc znasz nawet moje imię? To dość ciekawe..
-Wiem o tobie dość sporo. Ale mimo wszystko chciałbym poznać cię bliżej. Pozwolisz mi na to?
-Jesteś tego wart?
-Gwarantuję ci, że jestem.
-Okey. W takim razie niech będzie - tym razem to ja się uśmiechnęłam.
Do końca imprezy tańczyłam tylko z nim. Okazał się naprawdę fajnym i zabawnym facetem. Rozmawialiśmy nawet na najgłupsze tematy, a i tak nie było nudne. Czułam się przy nim swobodnie i luźno. Był chyba pierwszym chłopakiem, przed którym nie miałam żadnych zahamowań. Jeszcze chwila, a całkiem zapomniałabym, że przyszłam tu z Dylanem. Impreza powoli dobiegała końca. No, przynajmniej dla mnie, bo zegar wskazywał 2:10. Nie chciałam się zbierać. Po raz pierwszy bawiłam się naprawdę świetnie. Dałam Mattowi swój numer telefonu i już miałam opuszczać jego dom, gdy obok mnie przebiegła Jasmine, cała zapłakana. Byłam zdezorientowana. Matt już się oddalił, a ja nie czułam się dziwnie. Coś kazało mi iść za nią. Tylko czemu? Przecież nie była nawet moją koleżanką. A lada chwila spóźniłabym się do domu. Palnęłam się w czoło i poszłam za nią. Na końcu korytarza były tylko jedne drzwi. Przystawiłam do nich ucho i usłyszałam jej szloch. Może w ogóle nie powinnam się do tego mieszać? Odpuścić i po prostu pójść do domu? Może, ale coś w środku mi na to nie pozwalało. Zapukałam delikatnie, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Ponowiłam próbę z tym samym skutkiem. W końcu wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Jasmine popatrzyła na mnie zaskoczona i podciągnęła nosem. Znalazłam się w jej pokoju. Usiadłam obok niej na łóżku, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę.
-Czemu tu przyszłaś? - spytała - Impreza odbywa się w salonie.
-Ja.. po prostu widziałam, jak biegłaś.. i że płaczesz.. i pomyślałam, że..
-Nic mi nie jest, Destiny - przerwała mi - poradzę sobie.
-Coś mi się nie wydaje. Powiesz mi, co się stało?
-Dlaczego cię to obchodzi? Myślałam, że mnie nie lubisz i że tylko działam ci na nerwy. 
-Nie przesadzaj. Zaprosiłaś mnie na pierwszą imprezę, na której naprawdę dobrze się bawiłam. Nie mogę cię nie lubić. Powiesz, co się stało? Wyrzuć to z siebie. Będzie ci lepiej. Może będę mogła ci pomóc?
-Tu raczej nie da się pomóc.. ale dzięki za chęci.
-Jas, ja nie żartuję. Co się stało? 
-Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - przełamała się w końcu.
-Obiecuję. Więc?
-Od pół roku mam chłopaka. To znaczy.. miałam. Tą imprezę urządziłam specjalnie dla niego.. chciałam, żebyśmy po prostu spędzili miło czas, bo dawno się nie widzieliśmy.. on ma 18 lat i jest trochę zapracowany, bo pomaga ojcu w sklepie.. a ja go naprawdę kocham.. po prostu na jedną noc chciałam mieć go dla siebie. I dopiero dzisiaj dowiedziałam się jakim jest chamem i świnią..
-Zrobił ci coś? - przestraszyłam się.
-Nie zdążył.. - załkała - poszliśmy na górę, do pokoju dla gości.. usiedliśmy na łóżku, zaczęliśmy gadać, jak zwykle.. i nagle on zaczął mnie całować po szyi i coraz bardziej się do mnie przysuwać. Mi się to podobało, więc nie protestowałam. Położył mnie na łóżku i zaczęliśmy się całować. Dopiero, jak chciał zdjąć ze mnie sukienkę, zorientowałam się, co on chce zrobić. Zaczęłam się szarpać, wyrywać.. mówiłam mu, że nie chcę, że nie jestem gotowa, ale on nie słuchał.. trzymał mnie za ręce i całował po dekolcie.. zaczęłam płakać, błagałam żeby przestał.. a on rzucił tylko "jak mnie kochasz, to to zrobisz". A ja nie chciałam.. w końcu kopnęłam go w jaja i uciekłam.. 
-Co za.. świnia! - krzyknęłam oburzona - Nie darowałabym gnojkowi.. normalnie urwałabym mu jaja!
-Daj spokój, Des.. pewnie się wkurzył i sobie poszedł poszukać innej naiwnej..
-Mam nadzieję, że go tu nie ma, bo serio byłabym w stanie go walnąć w ryj. Co za idiota.. nie powinnaś się nim przejmować. To nie była prawdziwa miłość, skoro jemu chodziło tylko o jedno. Jasmine, nie płacz. Nie był ciebie wart..
 -Ale ja go naprawdę kochałam.. - płakała nadal - był dla mnie cholernie ważny! Ja.. naprawdę myślałam, że on jest inny.. ale nie, oni wszyscy są tacy sami.
-Nie płacz, mała. Hej, jego już nie ma. Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego, mówię ci. Kogoś, kto będzie na ciebie zasługiwał.
-Dlaczego mi pomagasz? - spytała nagle - Dlaczego siedzisz tu ze mną i słuchasz tego wszystkiego, zamiast iść się bawić? Po co, Destiny?
-Bo tego potrzebujesz. Nie powinnaś być teraz sama. Powinnaś położyć się spać i zapomnieć o tym wszystkim.
-A impreza? Nie mogę tak po prostu..
-Tym się nie przejmuj. Wszystkim się zajmę, obiecuję. Razem z twoim bratem damy radę.
-Z Mattem? - zdziwiła się - To wy się znacie?
-Poznaliśmy się dzisiaj - uśmiechnęłam się - idź pod prysznic i porządnie się wyśpij. Niczym się nie martw. 
-Jesteś kochana.. nie wiem, czym sobie zasłużyłam na to, żebyś tak mi pomagała..
-Jesteś bardzo fajną dziewczyną, Jasmine. I przepraszam, że do tej pory tak źle cię traktowałam.
-Nie gniewam się - uśmiechnęła się i otarła łzy - dziękuję.
Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i wyszłam z jej pokoju. Przy drzwiach wyjściowych natknęłam się na Dylana. Popatrzył na mnie wkurzony i skarcił mnie wzrokiem.
-Destiny, do cholery! - Krzyknął - Jest za piętnaście trzecia! Gdzieś ty była?
-Miałam do załatwienia pewną sprawę. Daj mi jeszcze kwadrans.
-Zwariowałaś? Za 15 minut mam być w domu i ty też do cholery!
-Oj tam, jak raz się spóźnimy to świat się nie skończy. Proszę, Dylan.. to naprawdę ważne.
-Masz kwadrans. Czekam na zewnątrz.
-Będę punktualnie!
Cmoknęłam go w policzek i wbiegłam wgłąb domu. Matta zauważyłam od razu. Rozmawiał z jakimś kolegą i popijał drinka z colą. Odciągnęłam go na bok, a on popatrzył na mnie zdziwiony. 
-Myślałem, że..
Nie dałam mu dojść do słowa. W skrócie opowiedziałam mu co się stało i poprosiłam, żeby zajął się imprezą. Patrzył na mnie zbulwersowany.
-Zabiłbym skurwysyna! - krzyknął.
-Ja też, ale to i tak nic by nie dało. Zapewne już sobie poszedł. Zajmiesz się wszystkim? Moja godzina policyjna właśnie się skończyła..
-Jasne, wszystko pod kontrolą. Uciekaj do domu. I dzięki za informacje.
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że do zobaczenia!
I już mnie nie było. Wybiegłam z domu i dogoniłam Dylana. Szybko dotarliśmy na stację metra, gdzie na szczęście nie było prawie nikogo. Pod domem znalazłam się o 3:45. Wszystkie światła były pogaszone. Jak najciszej weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Przemknęłam się do swojego pokoju, zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i zaszyłam się w łóżku. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Co za dzień...

________________________________
No, także mamy i trójeczkę :) O Louise mało.. póki co, spokojnie.. ^^
Akcja się rozkręca, haha :D 
Dziękuję za wszystkie komentarze <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!
Zasada się nie zmienia :))
Następny wkrótce! 

Love you all ! xxx

sobota, 7 września 2013

[02]

Gdy tylko obudziłam się następnego dnia, od razu zeszłam na dół, żeby dopaść tatę. Miałam wielkie szczęście, bo właśnie kończył pić kawę. Mama zapewne poszła na zakupy, więc miałam pełną swobodę. Usiadłam przy stole i od razu zaczęłam temat. Po co owijać w bawełnę?
-Kim była Carmen? - spytałam bez niczego.
Ojciec o mało nie zakrztusił się kawą. Odłożył kubek i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Wstałaś tak wcześnie tylko po to, żeby o nią zapytać?
-Tak, właśnie tak. Teraz już nie masz wyboru, tato. Kim ona jest?
-Destiny, czemu ty jesteś taka uparta? To stara historia. Nie ma co do niej wracać.
-Obiecałeś. Teraz się nie wymigasz. Kim do cholery jest Carmen?
-Nie odpuścisz?
-Nie. A jak ty mi nie powiesz, to spytam mamy.
-Ehh.. w porządku, niech ci będzie. To historia sprzed 16 lat. Wtedy widywałem się z Rose w tajemnicy, żeby prasa się jej nie czepiała. Ale nasz wspaniały menadżer sobie wymyślił, że musi jakoś wypromować nasz zespół. Nie dbał o to, że byłem zakochany. Miał to gdzieś. Liczyła się sława i rozgłos. Wymyślił, że mam zacząć spotykać się z pewną znaną aktorką, która właśnie rozkręcała swoją karierę. Układ idealny, ale jak dla kogo. Tą aktorką była właśnie Carmen Welch...
W tym momencie szeroko otworzyłam oczy. Carmen Welch? TA CARMEN? Od samego dzieciństwa uwielbiałam jej filmy! Jak to możliwe?
-...nie miałem wyboru - kontynuował - nie mogłem się postawić, bo Paul zagroził, że rozwiąże zespół na dobre. Zacząłem się z nią spotykać przed kamerami, a z twoją mamą wciąż w tajemnicy. Ale.. no cóż.. to było dla mnie bardzo trudne. Zresztą, dla twojej mamy również. W pewnym momencie sam pogubiłem się w swoich uczuciach. Myślałem, że się w niej zakochałem. Rose i ja zerwaliśmy, a ja wtedy wiedziałem, że był to największy błąd. Bo kochałem tylko i wyłącznie ją. Carmen przestała się liczyć. To był naprawdę ciężki czas, Destiny. Nie chcę do tego wracać. Rose i ja się zeszliśmy, ale przebyliśmy długą drogę, by znów sobie zaufać i odnaleźć szczęście. Przeszłość jest nieważna.
-A.. czy po waszym zerwaniu mama z kimś się spotykała, czy po prostu była sama i na ciebie czekała?
-Związała się z takim jednym. Ale to też inna historia. Jeżeli chcesz ją poznać, to pytaj mamy. Ja nie będę ci opowiadał o tym gościu, przez którego o mały włos jej nie straciłem. Najważniejsze jest to, że do siebie wróciliśmy. Od tamtej pory wiem, że kocham ją ponad życie i nie wyobrażam sobie dnia, w którym miało by jej zabraknąć. Zaszła w ciążę, wzięliśmy ślub, urodziłaś się ty. Całe nasze życie się zmieniło. Ale to nas tylko jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Oto cała historia, dziubku.
-Mam dziwne wrażenie, że coś przede mną ukrywasz - powiedziałam podejrzliwie - musiało stać się coś wielkiego, żeby mama tak po prostu od ciebie odeszła, skoro jakoś wytrzymywała twój związek na pokaz.
-Kochanie, to wszystko w tym temacie. Wiesz, kim jest Carmen. Niczego nie ukrywam. A teraz wybacz, ale muszę wyjść. Umówiłem się z Liamem na bieganie.
-Chcesz dbać o formę staruszku? - spytałam z kpiącym uśmieszkiem.
-Jaki staruszku? - udał oburzonego - Jestem jeszcze młody i wciąż piękny moja droga!
-Jasne, tylko się droczę. Do zobaczenia jak wrócisz.
-Pa słonko.
Ucałował mnie w czoło i wyszedł, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Zgadywałam, że było to "best song ever". Znałam ich płyty na pamięć, a dialogi z ich filmu mogłabym powtarzać cały czas. Lubiłam oglądać ten czas, gdy był jeszcze taki młody, sławny i mega przystojny. Tak, właśnie. Mój ojciec był naprawdę boski. I wiele panienek musiało na niego lecieć. Wywróciłam oczami i zrobiłam sobie jakieś śniadanie. Po kilkunastu minutach wróciła mama, obładowana zakupami. Pomogłam jej wszystko rozpakować, ani słowem nie wspominając o Carmen. Wiedziałam, że musiał to być dla niej bardzo trudny i bolesny temat. Gdy już skończyłyśmy, obie usiadłyśmy w salonie i piłyśmy po kubku świeżo parzonej kawy. Ten napój mogłabym pić całymi dniami, choć wiedziałam, że uzależnia.
-Widziałam dzisiaj twoją przyjaciółkę - powiedziała nagle.
-Co? - zdziwiłam się - Niby jaką?
-Charlotte. Czemu się tak dziwisz?
-Ona nie jest moją przyjaciółką - fuknęłam - nie jest nawet moją koleżanką.
-Destiny, przecież minął już rok..
-Ale ja nadal to pamiętam. Myślisz, że kiedykolwiek zapomnę o tym, co mi zrobiła? Nie ma szans! Nigdy więcej nie nazywaj jej moją przyjaciółką, mamo. Ona dla mnie nie istnieje.
-Powinnyście obie zapomnieć o błędach z przeszłości, córeczko. Kłótnie nie są dobrym sposobem rozwiązywania problemów.
-A co ty możesz o tym wiedzieć? To nie tobie zrobiła z życia piekło, tylko mi! Nienawidzę jej.
-Destiny, uważam, że przesadzasz. Nienawiść nie jest dobrym uczuciem. Potrafi tylko niszczyć.
-Już zapomniałaś, co było rok temu? Jak bałam się wyjść z domu? Jak chodziłam do psychologa? Jak chciałam się zabić?!
-Wszystko to pamiętam. Ale.. może ona się zmieniła? Może żałuje?
-Czemu tak nagle do tego wracasz, mamo? Po co to wszystko?
-Powiedziała, że bardzo chciałaby się z tobą spotkać, żeby w końcu to wszystko wyjaśnić.
-Mam to gdzieś - warknęłam - i nie przekonasz mnie. Nie ma takiej opcji. Ona zniszczyła mi kilka miesięcy życia. Nie rozumiem cię. Jak możesz tak spokojnie o niej mówić? Co z tobą, mamo?
-Trzeba umieć wybaczać. Ale tylko nieliczni to potrafią.
-Cóż, ja najwyraźniej do nich nie należę. Nie będę się z nią godzić. Mogę mieć setki innych przyjaciół. Wszyscy w szkole oddaliby wszystko, żeby móc zacząć się ze mną zadawać. Ale wiesz co? Mnie to nie obchodzi, bo nie ufam ludziom. A jej tym bardziej!
-Dobrze, skoro tak właśnie uważasz..
-Tak, właśnie tak uważam. Możemy zmienić temat?
-Oczywiście. Chcesz o czymś porozmawiać?
-Może o.. Louisie? - spytałam nieśmiało.
-O Lou? - zaśmiała się - A niby dlaczego chcesz o nim gadać, Des?
-Bo.. o nim wiem najmniej z całej reszty. Nie bardzo mi o nim opowiadałaś. A teraz tak nagle się pojawił i w ogóle..
-No dobrze, niech będzie. Louis był i wciąż jest najlepszym przyjacielem twojego ojca. Oczywiście reszty ich zespołu też, ale z Harrym trzymał się najbardziej. Po rozpadzie zespołu utrzymywali kontakty i wszystko było w porządku. Do czasu, aż zerwał zaręczyny z Darcy, bo dowiedział się o czymś, o czym nie powinien był się dowiedzieć. I nie pytaj o czym, bo i tak nie powiem. Po tym zamknął się w sobie. Odciął się od chłopaków i od nas. Zmienił się. Z radosnego i wiecznie zadowolonego z życia faceta, stał się oschły, wiecznie niezadowolony i ponury. Nie radził sobie z niektórymi rzeczami i informacjami. Nie wiem, co dokładnie się z nim działo. I nikt tego nie wie, oprócz niego samego. Dlatego cholernie zdziwił mnie jego telefon kilka dni temu. Prosił o spotkanie. Zgodziłam się od razu, bez żadnych zahamowań. A gdy przyszedł.. sama widziałaś. Był dokładnie taki, jak dawniej. Znów wesoły, komiczny i uszczęśliwiony. Nie powiedział, czym jest to spowodowane. Powiedział tylko jedno zdanie: "Nie martwcie się, Boo Bear wrócił do żywych!". Dla nas oznacza to tyle, że Louis znów jest sobą i z pewnością będziemy o wiele częściej go widywać. To chyba wszystko.
-A.. kim była ta cała Darcy? Jak się poznali? - dopytywałam.
-Nie rozumiem, czemu o to pytasz. Czy to ważnie?
-Tak.. nie.. nie wiem, mamo. Po prostu mnie zaciekawiłaś i tyle. Chcę wiedzieć. To coś złego?
-Nie, oczywiście, że nie. Darcy była przyjaciółką Harrego z Holmes Chapel. A z Louisem poznali się na weselu Gemmy.
-Cioci Gemmy?
-Tak, właśnie tak. Okazało się, że mieszka i pracuje w Londynie. Zaczęli się spotykać i coś zaiskrzyło. Byli wręcz parą idealną. No, ale.. jak widać nie wszystko było takie wspaniałe. Nie ma co do tego wracać. To przeszłość.
-A ty lubiłaś Darcy?
-Oczywiście, że tak. Była bardzo miła, zabawna, szczera. Dogadywałyśmy się bardzo dobrze razem z nią, Jane, Natalie i Libby. Byłyśmy nawet przyjaciółkami. Nigdy nic do niej nie miałam.
-A Louis był z nią szczęśliwy?
-Tak. Kochał ją do szaleństwa. Wszystko by dla niej zrobił.
-Jak widać nie wszystko.. - mruknęłam pod nosem.
-No, ale to stare dzieje. Nie wracajmy do tego. To sprawy między nimi. Masz na dzisiaj jakieś plany?
-Miałam iść z Dylanem gdzieś połazić, ale to dopiero później. Póki co chyba pójdę poćwiczyć. Muszę dbać o kondycje. 
-Kochanie, nie przesadzasz? Przecież ty jesteś strasznie chuda! Nie chcę, żebyś wpadła w jakąś anoreksję, czy..
-Mamo - przerwałam jej - ja idę poćwiczyć, rozumiesz? Przecież się nie głodzę! Chcę mieć fajne ciało, to wszystko. Ogarniasz?
-Ahm.. no dobrze, skoro tak. Czyli wychodzisz wieczorem?
-Tak. A czemu o to pytasz? 
-Bo wypożyczyłam kilka fajnych filmów i pomyślałam sobie, że mogłybyśmy posiedzieć i je obejrzeć. Tak we dwie, jak kiedyś. Ale skoro masz plany, to w porządku. Umówimy się na jutro.
-Jesteś pewna?
-Tak. Przecież wiesz, że nie chcę za bardzo ingerować w twoje życie. A skoro wiem, że wychodzisz z Dylanem, to jestem całkowicie spokojna. Baw się dobrze.
-W porządku. Dziękuję. Kocham cię! 
Cmoknęłam ją w policzek i pobiegłam na górę. Moja mama była naprawdę cudowna. Zatrzymałam się na korytarzu i po raz nie wiem który, popatrzyłam na wielkie zdjęcie wiszące na ścianie. Przedstawiało moich rodziców dokładnie 17 lat temu, gdy mnie nie było jeszcze na świecie. Młodzi, piękni, zakochani. Zazdrościłam swojej matce urody. I wcale nie dziwiłam się, że ojciec tak łatwo się w niej zakochał. Była osobą cudowną i kochaną. A ja miałam wielkie szczęście, że urodziłam się w tej rodzinie, a nie innej. Uśmiechnęłam się do fotografii i poszłam do siebie. Przebrałam się w strój do ćwiczeń, włączyłam płytę i wzięłam się do roboty. Lubiłam ćwiczyć. Przynajmniej wiedziałam, że robię coś sensownego. Jak już się wciągnęłam, to nie wiedziałam, kiedy skończyć. Dobrze, że ustawiłam alarm w telefonie. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do garderoby, gdzie przebrałam się w TEN zestaw. Zrobiłam lekki makijaż składający się z podkładu i tuszu do rzęs, rozczesałam włosy i byłam gotowa do wyjścia.  Włożyłam słuchawki w uszy, puściłam muzykę i po prostu wyszłam z domu. 
Żeby dostać się do umówionego miejsca, musiałam przejechać 3 stacje metrem. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie ten tłok, który tam panował. W sumie byłam już do tego przyzwyczajona. Nie chciałam robić z siebie jakiejś "super bogaczki", która jeździ wszędzie z szoferem i lansuje po całym mieście. Chciałam być normalna. Przynajmniej do pewnego stopnia. Tak jak się spodziewałam, Dylan czekał już na mnie pod fontanną. Pomachałam do niego, co odwzajemnił i od razu do niego podbiegłam.
-Ty jak zwykle spóźniona, Styles - powiedział z uśmiechem.
-A ty jak zwykle punktualny, Malik - wystawiłam mu język.
-Tak, bo ja potrafię, a ty nie. Co mamy w planach?
-Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami - możemy robić wszystko.
-Czyli co, tak jak zwykle? Idziemy gdzieś połazić, później coś zjeść i kulturalnie wrócić do domu?
-Chcę iść na zakupy - powiedziałam z szerokim uśmiechem - potrzebuję nowych butów i bluzy. 
-Serio, Des? - jęknął - Znowu? Byliśmy na zakupach zaledwie przedwczoraj!
-Ja mam wymagania - znów się wyszczerzyłam - no proszę, Dylan. Zrób to dla mnie. Wiesz, że cię kocham no.. 
-Jestem facetem, pamiętasz? Nie lubię łazić po sklepach i czekać, aż ty sobie wszystko przymierzysz. Ostatnio miały być spodnie. Kupiłaś 4 pary, do tego 2 bluzy i jakieś koszulki. Ty nie znasz umiaru! Jesteś zakupoholiczką!
-Bardzo możliwe.. to jak? Oxford Street?
-Dlaczego ja to robię? - westchnął zrezygnowany.
-Bo mnie kochasz? - powiedziałam jak słodka idiotka.
-Ta.. zapewne tak.
Po raz kolejny wystawiłam mu język i wróciliśmy do metra. Oxford Street na szczęście nie było aż tak bardzo daleko, więc już po 15  minutach byłam w Top Shopie. Zaczęło się zakupowe szaleństwo. Dylan miał całkowitą rację: byłam uzależniona od zakupów. Po sklepach mogłabym chodzić całymi dniami i całą kasę wydawać na ubrania i kosmetyki. Czy to było normalne? Raczej nie bardzo. Ale.. cóż. Takie życie nastolatki, prawda?
Byliśmy w wielu sklepach. Bershka, H&M, Pull&Bear, Primark, C&A, Victoria's Secret, The Body Shop, a na koniec zostawiłam sobie Nike Town. Dylan miał mnie już dość. Na wszystko, co przymierzałam, odpowiadał "świetnie", "wspaniale" czy "musisz to mieć". Podziwiałam go, że jeszcze ze mną nie zwariował, a w dodatku nosił połowę moich toreb. To było kochane. W ostatnim sklepie kupiłam Air Maxy i byłam w pełni zadowolona.
-No. To co robimy teraz? - spytałam, gdy już usiedliśmy w Starbucksie i popijaliśmy karmelowe frappuccino. 
-Naprawdę masz jeszcze siłę? - jęknął - Serio, Destiny, mam cię powoli dość. Następnym razem weź na zakupy jakąś dziewczynę, która będzie w stanie z tobą nie zwariować. 
-Okey, obiecuję, że zakupy mamy z głowy na najbliższy miesiąc. Zadowolony?
-Miesiąc wolności. Brzmi świetnie.
-A jak tam randka z Vanessą? Udana?
-Idziemy dopiero jutro. Ty poważnie nic już nie kapujesz? O czym ty w ogóle myślisz, jak coś do ciebie mówię? Typowa baba.
-Nie przesadzaj! Po prostu.. straciłam rachubę czasu czy coś. Nieważne. W takim razie powodzenia jutro.
-Dzięki.. przyda się..
-Aż tak się stresujesz? Przecież to tylko randka - zaśmiałam się.
-Dla ciebie "tylko", a dla mnie "aż" - mruknął - nie gadajmy o tym, okey?
-Okey..
W tym momencie popatrzyłam przed siebie i odstawiłam kubek. Przy ladzie stał nie kto inny jak Louis. Składał zamówienie i rozglądał się dookoła. Coś się we mnie "poruszyło". Jak to do cholery było możliwe, że zawsze jak go widziałam, to czułam się jakoś dziwnie? Co on miał w sobie takiego, że chciałam lepiej go poznać? Co w ogóle się ze mną działo?! Przecież to kumpel mojego ojca. Starszy o 20 lat. Mój mózg znowu zrobił sobie wolne? Szybko odwróciłam wzrok, żeby tylko mnie nie zobaczył i na szczęście się udało. Wyszedł z lokalu, nawet nie patrząc w naszym kierunku. Za to do naszego stolika przysiadł się ktoś inny. Jasmine Hudson. Jedna z dziewczyn, które za wszelką cenę chciały się ze mną zadawać. Wywróciłam oczami i spojrzałam na nią znudzona.
-Cześć wam! - przywitała się jak zwykle podekscytowana - Mam dla was propozycję nie do odrzucenia!
-Co tym razem? - spytałam bez wyrazu.
-Moi rodzice wyjechali na cały tydzień i mam dom tylko dla siebie. Więc.. postanowiłam zrobić imprezę! Zapraszam prawie połowę szkoły. Będzie naprawdę super zabawa. Wpadniecie? Byłoby naprawdę extra!
-Ta.. może - powiedział Dylan odrobinę zainteresowany - kiedy dokładnie?
-W przyszłą sobotę u mnie w domu - mówiła dalej z szerokim uśmiechem - jakbyście przyszli, to byłaby impreza roku! Proszę, przemyślcie moją propozycję, okey? Ja chcę po prostu dobrze się bawić, to wszystko.
-Okey, Jasmine - odpowiedziałam - przemyślimy sprawę. 
-Aw, dziękuję! - pisnęła - To w takim razie mam nadzieję, że do zobaczenia!
I już jej nie było. Cała Jasmine. Przychodzi, mówi czego chce i znika. A ta impreza to jak dotąd jej najlepszy pomysł. W sumie nawet mnie zainteresowała. Nie myślałam, że kiedykolwiek jej się to uda.
-No to właśnie mamy plany na przyszłą sobotę - powiedziałam, pociągając łyk frappe.
-Poważnie? - zdziwił się - Chcesz iść do niej na imprezę? Ty?
-Czemu nie? - wzruszyłam ramionami - Może być ciekawie. A jak będzie nudno, to wyjdziemy i pójdziemy gdziekolwiek indziej. Ja tam problemu nie widzę. Ja mogę się dobrze bawić, a ona będzie srać w majty, bo będę w jej domu. Wszyscy zadowoleni.
-Jesteś niemożliwa, wiesz?
-Wiem. I co ja na to poradzę? 
-To raczej nieuleczalne, przykro mi.
-Spadaj, Malik - po raz kolejny tego dnia wystawiłam mu język.
Tym razem odwdzięczył się tym samym. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę i musieliśmy się zbierać. Do domu dotarłam dość późno, ale to, co tam zobaczyłam, zdziwiło mnie jak nigdy. Na kanapie w salonie siedzieli moi rodzice i Louis. Stanęłam wpół kroku i poparzyłam na nich zdziwiona. Zauważyli mnie dokładnie w tym samym momencie.
-Cześć, Destiny - powiedziała mama z promiennym uśmiechem - i jak tam wypad z Dylanem?
-Świetnie - odpowiedziałam, doprowadzając się do porządku - znów zakupy, jak to ja. A wy.. macie jakieś wieczorne spotkanie czy coś?
-Byłem w pobliżu, więc wpadłem się przywitać - odezwał się Lou niskim głosem z lekką chrypką - to chyba nie zbrodnia, prawda?
-Nie, jasne, że nie - zmieszałam się - to ja idę do siebie. Nie przeszkadzajcie sobie.
Nie dałam im nic powiedzieć. Po prostu pobiegłam do swojego pokoju. Okey. To już na serio było dziwne. Czy ja na każdą nieznajomą i przystojną osobę (tak, faceta!) reagowałam w ten sposób? Nie mogłam ogarnąć samej siebie. Pieprzony okres dojrzewania i pieprzone szalejące hormony.
Zaniosłam zakupy do garderoby, przebrałam się w piżamę i zgasiłam światło. Zapaliłam lampkę nocną i usiadłam na łóżku. Musiałam zająć myśli kompletnie czymś innym. Wzięłam swój ukochany zeszyt, zamykany na kluczyk, otworzyłam go na pustej stronie i zaczęłam o wszystkim pisać. Prowadziłam go już od roku i się w to wciągnęłam. Mój osobisty pamiętnik, do którego nikt oprócz mnie nie miał dostępu. Pisałam ostatnią linijkę, gdy rozległo się pukanie do drzwi...

____________________________
No to mamy i dwójeczkę! :)
Wiem, miał być w piątek, ale naprawdę nie zdążyłam. Mam teraz o wiele za dużo na głowie;/
Umowa między nami jest taka:
JA PISZĘ - WY KOMENTUJECIE.
Możecie myśleć, że wymuszam komentarze czy coś, ale tak nie jest. Ja po prostu chcę znać wasze opinie. Zarówno te dobre, jak i te złe. Może coś powinnam poprawić, zmienić, cokolwiek, nie wiem. Każdy "autor" chce znać opinie swoich czytelników. 
Bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną i czytacie to, co tutaj nabazgrolę. To dla mnie bardzo dużo znaczy. 
CZYTASZ - SKOMENTUJ. PROSZĘ CIĘ TYLKO O TYLE. 

Do napisania! xxx