niedziela, 17 maja 2015

[EPILOG]

           Sama nie wiem, jak poskładać to do kupy, żeby opowiedzieć Wam całą moją historię. Po powrocie z warsztatów wszystko się rozpadło. Między mną a Louisem nie zostało kompletnie nic z wielkiego uczucia, które połączyło nas w Nowym Jorku. Ja martwiłam się reakcją rodziców, Louis obawiał się reakcji przyjaciół i oczywiście mediów. Postanowiliśmy to wszystko zakończyć, zapomnieć, żyć dalej, jakby to w ogóle się nie wydarzyło. Jeżeli myślicie, że było to łatwe - wręcz przeciwnie. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Zakochałam się w tym szaleńcu bez pamięci i choć bardzo chciałam wymazać go z pamięci - nie udało mi się to. Mama zauważyła, że coś jest nie tak i ciągle wypytywała, co się dzieje, lecz ja milczałam jak grób. Nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Nawet Dylanowi. Chociaż on miał gorzej - po powrocie z NY dowiedziałam się, że jego mama leży w szpitalu, ponieważ lekarze wykryli u niej nowotwór. Nastały ciemne dni, nie miałam głowy myśleć o moim nieudanym związku z Louisem. Musiałam za wszelką cenę podnosić na duchu Dylana i całą resztę. Zayn bardzo ciężko to znosił, wszyscy bardzo się martwiliśmy. Było naprawdę bardzo ciężko, jednak nowotwór nie był złośliwy i po kilku miesiącach Natalie opuściła szpital z całą masą lekarstw, lecz z o wiele lepszym samopoczuciem. Znowu mogłam wrócić do swoich myśli. Louis bywał u nas coraz rzadziej, a jak już nas odwiedzał, starałam się nie opuszczać swojego pokoju. Pewnego razu po prostu do mnie przyszedł, mówiąc moim rodzicom, że chce powiedzieć mi coś o warsztatach. Pamiętam to bardzo dokładnie...


Usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to ON. Przecież słyszałam jego głos na dole. Łudziłam się, że może to mama, ale ona puka inaczej. Nie pomyliłam się. Gdy wszedł do mojego pokoju, serce zabiło mi szybciej. Nic z dawnego uczucia nie wygasło. Wszystko było tak samo silne, a każde wspomnienie pocałunku czy zwykłego uścisku paliło moje serce. W oczach zebrały mi się łzy, ale starałam się być silna. Zamknął drzwi i usiadł obok mnie na łóżku, przyglądając mi się, jakby odkrywał coś nowego. Potem po prostu mnie do siebie przytulił, a ja rozpłakałam się na dobre. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wszystko, co kumulowało się we mnie przez ostatnie pół roku, teraz wyszło na zewnątrz. 
-Destiny.. - odezwał się łagodnie - nie masz nawet pojęcia, jak cholernie za tobą tęsknię..
-To nie ma żadnego znaczenia - powiedziałam przez łzy - sam powiedziałeś, że nie mamy żadnych szans.. że 20 lat to zdecydowanie zbyt wiele.. że ludzie nigdy tego nie zaakceptują.. nie mamy żadnego wyboru.
-Jesteś dla mnie naprawdę ważna.. - powiedział i popatrzył mi w oczy - chcę, żebyś to wiedziała i nigdy nie zapomniała o tym, że cię kocham i nigdy nie przestanę.
-Ja też cię kocham.. ale nigdy nie będziemy razem.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Potem po prostu mnie pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek z całym uczuciem, jakim go darzyłam. Nie chciałam, żeby to mijało. Chciałam móc normalnie wziąć go za rękę i pospacerować ulicami Londynu. Albo tak jak w NY położyć sie na jego torsie i rozkoszować się jego bliskością. Ale bajka się skończyła. 
-Destiny.. ja.. muszę ci coś powiedzieć - zaczął ostrożnie.
Wiedziałam, że przyszedł tu w jakimś celu. Coś musiało się stać. Wyczułam napięcie, które między nami zawisło. Obawiałam się najgorszego.
-Chodzi o Darcy.. prawda? - spytałam z bólem.
-Bierzemy ślub.. 
W tym momencie moje serce rozpadło się na milion kawałków i wiedziałam, że nic nie będzie w stanie go poskladać. Nie spodziewałam się tego. Przed chwilą powiedział, że mnie kocha a teraz się żeni? Odsunęłam się od niego i spojrzałam z odrazą.
-Żenisz się z Darcy?! - krzyknęłam, nie zważając na to, czy rodzice mnie usłyszą czy nie.
-Destiny, proszę cię, uspokój się.. wszystko ci wyjaśnię..
-Nie chcę żadnych twoich wyjaśnień! Jesteś zwykłym kłamcą i oszustem! Chcesz powiedzieć, że kochasz nas obie równocześnie!?
-Destiyn.. Darcy jest w moim wieku, media podłapały temat, przestali pisać o naszym pobycie w Nowym Jorku.. znalazłem z nią wspólny język, wróciło wszystko, co łączyło nas kiedyś.. znowu potrafimy się dogadać.
-I to jest powód, żeby brać ślub?
-Skarbie, mam 36 lat, to najwyższy czas, żeby wziąć ślub. Jak sama powiedziałaś - nie jest nam dane być razem. Wiesz to i ja to wiem.
-Chcę, żebyś wyszedł przez te drzwi i nigdy więcej nie pokazał się w moim życiu.
-Destiny...
-Wyjdź!! - wrzasnęłam i otworzyłam drzwi na oścież.
 Zrobił to, o co go prosiłam, posyłając mi ostatnie zranione spojrzenie. Zatrzasnęłam drzwi, rzuciłam się na łóżko i do końca dnia nie przestałam płakać.

Tamtego dnia wieczorem przyszła do mnie mama. Nie powiedziałam jej, o co chodzi. Wykręciłam się tym, że chyba jestem chora. Wiedziałam, że mi nie uwierzyła, ale zostawiła mnie w spokoju. Nie mogłam przecież nikomu powiedzieć, że zakochałam się w 20 lat starszym facecie, w dodatku przyjacielu rodziny, który teraz bierze ślub. Wieść o tym szybko się rozeszła. Po kilku dniach wszystkie gazety, telewizja i internet nie trąbiły o niczym innym, jak o ślubie Louisa i Darcy. W moim domu również panowała wspaniała atmosfera, a mama nie potrafiła mówić o niczym innym. Stałam się obojętna. Przytakiwałam jej, nawet potrafiłam się zaśmiać. Z wielkiego dołka wyciągnął mnie Matt, który niemal codziennie u mnie był. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na spacery i do kina. Moi rodzice bardzo go polubili i szanowali. We mnie z czasem też coś się odezwało. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę o Louisie, ale nie mogłam katować się całe życie. Tak rozpoczął się mój związek z Mattem. Po raz pierwszy od niemal roku poczułam się szczęśliwa. Potrafiłam się uśmiechnąć, chociaż każdy bibloard o Louisie i Darcy wciąż w środku mnie bolał. Ale miałam swoje życie. Inne życie.
Wszystko powoli zaczęło się układać. Matt stał się dla mnie wszystkim, czego potrzebowałam. Odliczałam godziny do kolejnego spotkania, nie mogąc się doczekać chwili aż mnie przytuli i pocałuje. Życie stało się inne. Wszystko było inne, choć wciąż takie samo. Jak głupio to brzmi, prawda?
Pewnego dnia po powrocie do domu, zastałam na swoim biurku białą kopertę z wykaligrafowanym moim imieniem i nazwiskiem. Wiedziałam, co jest w środku. Doskonale wiedziałam.  Wtedy coś we mnie pękło. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że moment, w którym dostanę zaproszenie na ślub w końcu nadejdzie. I dokładnie w momencie, gdy rozkleiłam się na dobre, do pokoju weszła mama....

Nie usłyszałam pukania, ale wiedziałam, że ktoś jest w pokoju. Podniosłam głowę z poduszki i zobaczyłam mamę, która szybko usiadła obok mnie i ze strachem w oczach spojrzała na mnie. 
-Destiny, co się stało? - spytała pełna troski - Ktoś cię skrzywdził? Matt coś zrobił?
Nie mogłam jej powiedzieć. Wiedziałam, że nie mogę. A jednak miałam już tego wszystkiego dość. Dość duszenia w sobie wszystkich tych emocji, których sama nie mogłam opanować. Musiałam w końcu z kimś o tym porozmawiać. Nie sądziłam tylko, że będzie to mama. 
-Nie chodzi o Matta... - zaczęłam ostrożnie - tylko o Louisa...
-O Lou? - spytała w kompletnym szoku - Co Louis ma wspólnego z twoimi łzami?
-Mamo.. jest coś, o czym nie wiesz.. 
-Destiny, o czym ty do diabła mówisz? 
-Naprawdę chcę z tobą o tym porozmawiać.. ale chcę, żebyś zachowała się jak przyjaciółka i żeby ta rozmowa została tylko między nami dwiema. Mogę na to liczyć?
-Des..
-Mogę? - przerwałam jej, ocierając łzy.
Kiwnęła tylko głową i usiadła obok, tuląc mnie do siebie. Wiedziałam, że popełniam błąd i że zaraz wszyscy się o tym dowiedzą, ale naprawdę miałam dość duszenia tego w sobie. Zaczęłam więc od samego początku. O tym, jak reagowałam na niego od pierwszego spotkania. Później o tym, co było między nami w Nowym Jorku. I nareszcie o powrocie do szarej rzeczywistości w Londynie. Przez całą opowieść nie przestawałam pochlipywać i co chwila smarkać nosa. Mama siedziała w kompletnym osłupieniu, nie przerwała mi nawet raz. Widziałam wielkie niedowierzanie, które malowało się na jej twarzy. Ale z mojego serca w końcu spadł ogromny ciężar. 
-Nie musisz mnie osądzać i prawić kazań - powiedziałam na koniec - wiem, że to wszystko nie miało racji bytu. Wszystko się skończyło, kiedy wróciliśmy i przysięgliśmy, że nikt się o tym nigdy nie dowie. Myślałam, że to wszystko za mną, że mi przeszło.. ale tak nie jest.
Mama nadal nic nie mówiła, a ja po prostu czekałam na jej wybuch, furie, kazanie, na cokolwiek, ale nic nie mówiła. 
-Czy ty go kochasz? - spytała w końcu spokojnym głosem, wprawiając mnie w zdziwienie. 
-Ja.. - zacięłam się - nie wiem, mamo.. jestem z Mattem, to jego kocham, to z nim jestem szczęśliwa i to z nim mogę jakoś ułożyć sobie życie..
-Destiny, nie pytałam cię o Matta.. 
-Wiem...
-Więc... kochasz go? 
Teraz to ja się zacięłam. Nie chciałam przyznać się do tego sama przed sobą. Miałam o tym wszystkim zapomnieć i żyć dalej, a nie rozgrzebywać stare rany. Idiotka ze mnie.
-Tak.. - powiedziałam cicho - ale to nie ma żadnego znaczenia, mamo. Przecież on bierze ślub.. ułoży sobie życie z Darcy i będzie żył długo i szczęśliwie. Nie wierzę, że reagujesz na to wszystko z takim spokojem...
-Kochanie.. wprawiłaś mnie w największy szok w moim życiu. Nie spodziewałam się takiej historii.. Nie sądziłam, że Louis może być na tyle głupi, żeby zaczynać z tobą cokolwiek.. między wami jest 20 lat różnicy, to zbyt wiele.. Do diabła, jesteś nastolatką a on dorosłym facetem! Powinien mieć rozum, zanim cię w sobie rozkochał!
-Mamo! - przerwałam jej ostro - To nie on mnie w sobie rozkochał. To była moja wina, rozumiesz? Zafascynował mnie od samego początku, on się przed tym bronił, ale ja byłam uparta.. I wiesz co? Te 2 tygodnie w NY były najlepszym czasem w moim życiu. Wiedziałam, że dopadnie nas rzeczywistość. I cierpię teraz sama przez siebie, zrozum to. Nie musisz mnie oceniać. Sama już to zrobiłam..
-Boże gdyby media się o tym dowiedziały.. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział.. Wybuchłby światowy skandal! Destiny, coś ty sobie myślała, dziecko?!
W tym momencie nie wytrzymałam. Posłałam jej pełne wyrzutu spojrzenie i wstałam z łóżka.
-A więc tak zachowują się matki-przyjaciółki, których córki chciały się po prostu wygadać i dostać jakąś życiową radę, zrozumienie i wsparcie, żeby choć trochę ukoić cierpienie.
Po tych słowach wybiegłam z pokoju, choć słyszałam, że mnie woła. Przez łzy nie wiedziałam, dokąd biegnę. Przez łzy nie zauważyłam czerwonego światła na przejściu dla pieszych. 

Miałam poważny wypadek, który prawie przypłaciłam życiem. Przez 2 tygodnie leżałam w śpiączce farmakologicznej. Lekarze dawali mi marne szanse, ale byłam silna. Wybudziłam się i pierwszą osobą, którą ujrzałam przy moim łóżku, była mama. Miała wycieńczoną twarz, spuchnięte oczy, zapadłe policzki i suche usta. Wyglądała jak wrak człowieka. Zaraz obok niej stał tata, który wcale nie wyglądał lepiej od niej. Przecież nie chciałam umrzeć ani mieć wypadku, do cholery. Na widok moich otworzonych oczu, mama wybuchnęła płaczem, a tata natychmiast chwycił mnie za rękę i zaczął mówić, jak bardzo mnie kocha i jak wielkie przeżył piekło. Spędziłam jeszcze kilka dni w szpitalu na badaniach kontrolnych. A kiedy wypisali mnie do domu, przeżyłam kolejny wielki szok w swoim życiu ... 


Weszłam do mojego pokoju, żeby w końcu położyć się we własnym łóżku. Ale zanim przekroczyłam próg, stanęłam w kompletnym osłupieniu. Cały mój pokój wypełniony był różami w różnych kolorach. Były dosłownie wszędzie. A przy moim łóżku stał Louis, ze łzami w oczach patrzący w moją stronę. Rodzice, którzy stali przy mnie, tylko skinęli w jego kierunku i zeszli na dół. Nie miałam pojęcia, co się właśnie wokół mnie działo. 
-Co to wszystko ma znaczyć? - spytałam, czując łzy wzbierające w oczach - Gdzie jest Darcy? Zgubiłeś ją po drodze, czy gdzieś tu się czai?
-Destiny.. Darcy już nie ma - powiedział, płacząc - nie ma jej, rozumiesz? 
-O czym ty...
-Zerwałem zaręczyny - powiedział po prostu, wprawiając mnie w wielkie osłupienie.
-Louis, co ty zrobiłeś.. przecież wasz ślub miał odbyć się za 3 dni! 
-To bez znaczenia. Nie mógłbym z nią być. 
-Ale..
-Nie rozumiesz tego? - spytał, przerywając mi - Destiny, nie mógłbym żyć bez ciebie. Kiedy twoja mama zadzwoniła do mnie i powiedziała, że leżysz w szpitalu z niewielkimi szansami na przeżycie, coś we mnie pękło.. Wybiegłem z domu jak szalony i złamałem sporo przepisów, by jak najszybciej znaleźć się przy twoim łóżku. Przeżyłem piekło, rozumiesz? Wtedy Rose powiedziała mi, że wie, o wszystkim i że to właśnie przez to i jej brak zrozumienia wybiegłaś z domu. Od Harrego oberwałem w mordę, ale należało mi się. I wiesz co? Przywalił mi nie dlatego, że się w tobie zakochałem. Przywalił mi, bo pozwoliłem cię skrzywdzić i zostawiłem cię, gdy naprawdę mnie potrzebowałaś. Spędziłem wiele czasu, rozmawiając z nimi o całej sytuacji. Zayn, Niall i Liam tez o wszystkim wiedzą. Destiny.. jesteś dla mnie wszystkim, czego potrzebuję w życiu. I jeżeli mi wybaczysz.. jeżeli powiesz, że mi wybaczasz, już nigdy więcej cię nie zostawię i już zawsze będę przy tobie. Nieważne, że jest między nami 20 pierdolonych lat różnicy. Kocham cię, Destiny Styles. Błagam, wybacz mi..
Padł przede mną na kolana i płakał. Po prostu płakał. Nie wierzyłam własnym uszom. Myślałam, że śnię i zaraz się obudzę, ale to nie był żaden sen. To była rzeczywistość. Wiedziałam, że będziemy musieli zmierzyć się z całym światem, ale byłam na to gotowa. I Louis też był. Rozpłakałam się i podeszłam do niego, a on przytulił mnie najmocniej jak umiał i pocałował, jak jeszcze nigdy wcześniej.

Od tego dnia wszystko zaczęło się na nowo. Tak jak myśleliśmy, wybuchł światowy skandal, gdy media dowiedziały się o naszym związku. Byliśmy mieszani z błotem i poniżani na każdym kroku. Ale to nie miało żadnego znaczenia, bo mieliśmy siebie. Matt wyjechał do Ameryki i nie dawał żadnego znaku życia. Darcy również zniknęła na dobre, przeklinając nas wszystkich. Jasmine nie chciała wybaczyć mi tego, jak cholernie skrzywdziłam jej brata, ale w końcu sama do mnie przyszła, bo za bardzo tęskniła. Wszystko zaczęło się układać. Tęskniłam za Mattem i próbowałam się z nim skontaktować, ale bez skutku. Wyraził się jasno: nie chciał mnie znać. W szkole również wszystko się zmieniło. Ludzie patrzyli na mnie inaczej, często byłam wytykana palcami, ale radziłam sobie z tym. To było moje życie. Życie, którego chciałam i potrzebowałam. Rodzicom trudno było zaakceptować nasz związek, ale dawali radę. Słów taty nie zapomnę do końca życia. 

Louis był moim najlepszym przyjacielem, odkąd tylko pamiętam, dlatego wiem, że zaopiekuje się tobą lepiej, niż ktokolwiek inny. To człowiek o wielkim sercu, który jak kocha, to prawdziwie i do końca życia. Gdy widzę cię szczęśliwą z człowiekiem, którego traktuję jak brata od kilkunastu lat, wiem, że podjąłem dobrą decyzję. Idźcie przez życie razem przeciwko światu i innym ludziom, ale nigdy nie zatraćcie siebie. Nigdy nie przestańcie być szczęśliwi.

Każdy ma w życiu trudno. Rodzice w końcu opowiedzieli mi prawdziwą historię o Carmen. O tym, jak tata zdradził mamę i jak wielkie piekło przeszło każde z nich. A teraz? Kochali się bardzo mocno już od tylu lat, a płomień ich uczucia nie wygasł nawet odrobinę. Wiedziałam, że przede mną długa i kręta droga. Wiem to nadal, choć od tych wydarzeń minęło już pół roku. Jestem z Louisem i jestem szczęśliwa. Media powoli tracą zainteresowanie naszym związkiem, bo zawsze potrafią wynaleźć coś bardziej "interesującego". Skończyłam 17 lat. Wciąż jestem tylko dzieckiem. Ale jestem cholernie szczęśliwa, bo Louis stara się jak jeszcze nigdy dotąd. Nigdy nie sądziłam, że moje życie pójdzie w tym kierunku. Uwierzcie mi, widziałam siebie wszędzie, ale nie u boku Louisa Tomlinsona, który już kilkakrotnie poprosił mnie o rękę. Wszystko może się ułożyć, choć życie nie jest usłane różami, przynosi wiele cierpień i rozczarowań. Mimo tego zawsze trzeba iść do przodu. Robić to, co dla nas najlepsze. Cieszyć się życiem - w innym przypadku nic nie ma sensu. Rozkoszować się chwilą - gdyby jutro miało nigdy nie nadejść. Tak potoczyło się moje życie - moja własna przygoda z One Direction. Wiem, że czeka mnie jeszcze sporo na mojej drodze. Ale życie jest po to, by przeżyć je jak najlepiej i złapać szczęście, które ukrywa się w pojedynczych chwilach. Nie zapominajcie o tym...

DESTINY STYLES




_______________________________
Napisanie epilogu zajęło mi więcej czasu, niż przypuszczałam, ale oto jest. Starałam się napisać to jak najlepiej i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Spodziewaliście się innego zakończenia? Jeżeli tak - napiszcie mi jakiego :) Dzisiaj żegnam się z UNUSUAL CHOICES, ale nie żegnam się z pisaniem, choć byłam tego bliska. Wciąż pracuję nad nowym blogiem, do którego link udostępnię Wam w czerwcu. Jeżeli nadal chcecie czytać moje opowiadania - jestem wdzięczna i bardzo Wam za wszystko dziękuję, przede wszystkim za cierpliwość i za to, że nie zwątpiliście, choć ja byłam tego bliska.
Do napisania, Directioners!!! XxXx 

~ Alexiss



czwartek, 26 marca 2015

PRZEPRASZAM

Wasze wszystkie komentarze wzruszyły mnie do łez, naprawdę. Nie sądziłam, że możecie się tak martwić i przepraszam Was za to jeszcze mocniej. Miałam bardzo wiele problemów na głowie, w mojej rodzinie nie dzieje się najlepiej, wszystkie problemy skierowane są na mnie.. z niektórymi rzeczami przestałam sobie radzić. Nie miałam czasu na pisanie, nie byłam w stanie skupić się na historii Louisa i Destiny. Nigdy nie chciałam Was zostawić. Proszę, uwierzcie mi. Wszyscy czytelnicy są dla mnie bardzo bardzo ważni. Nie jestem w stanie kontynuować tej historii, choć specjalnie dla Was zamieszczę jeden rozdział, w którym postaram się zawrzeć wszystko to, co chciałam umieścić w innych rozdziałach. Przepraszam Was najmocniej na świecie. Nie jest to dla mnie dobry czas, z wieloma rzeczami przestałam sobie radzić. Ale poprawię się. Obiecuję Wam to.
Ostatnie wydarzenia z Zaynem bardzo mnie poruszyły, gdyż od zawsze był moim ulubieńcem w One Direction. Dlatego mam historię o nim. Nie wiem, czy będziecie chcieli ją czytać i czy w ogóle potraficie mi wybaczyć, ale historia będzie publikowana i dostępna dla Was wszystkich. Za niedługo (no okay, pewnie na przełomie kwietnia/maja) udostępnię Wam link i zwiastun.
Jeszcze raz BARDZO Was przepraszam.. Nigdy o Was nie zapomniałam. Chcę, żebyście to wiedzieli..

Do napisania!
~ Najgorsza Bloggerka Ever 


P.S --> incrediblexx możecie dodawać mnie na snapie ;) 

Jeżeli chcecie złapać ze mną kontakt, pogadać, czy też się na mnie wyżyć i powiedzieć, jaka jestem okropna, to zapraszam Was na nowo założone konto na fb, gdzie możecie zapraszać mnie do znajomych i pisać, co tylko Wam leży na sercu  --> https://www.facebook.com/profile.php?id=100009420126318

czwartek, 24 lipca 2014

[12]

Z głębokiego snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że leżę w łóżku sama, choć doskonale wiedziałam, że zasypiałam w ciepłych i bezpiecznych ramionach Louisa. Na samo wspomnienie poprzedniego wieczoru, na ustach pojawił mi się niewinny uśmiech. Nie sądziłam, że coś takiego mogłoby się wydarzyć - a jednak! Leniwie rozciągnęłam się na łóżku i dopiero po 5-ciu minutach byłam w stanie się z niego zwlec. Po całym mieszkaniu roznosiły się przepyszne zapachy, które przyciągnęły mnie aż do samej kuchni. Louis stał przy blacie i właśnie nakładał na talerze naleśniki z syropem klonowym. Na mój widok lekko się uśmiechnął i położył obydwa talerze na stole, po czym podszedł do mnie i przyciągnął do siebie. Smak jego ust był niewyobrażalnie słodki.
-Dzień dobry, piękna - wymruczał mi do ucha.
-Dzień dobry - odpowiedziałam leniwie i tym razem to ja go pocałowałam.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy. Spytałam, co przygotował na dzisiejsze zajęcia, ale za nic nie chciał powiedzieć. Wszystko zaczynało idealnie się układać. Wiedziałam, że chwile bliskości z Louisem będę przeżywać tylko i wyłącznie w tym mieszkaniu, ale to mi wystarczało. Bo lepsze to, niż nic. Był naprawdę niesamowitym człowiekiem. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?
Po skończonym śniadaniu Louis zaoferował, że pozmywa, a ja nie miałam nic przeciwko. Poszłam do łazienki, gdzie przemyłam twarz, spięłam włosy w luźnego koka i nałożyłam lekki makijaż, po czym ubrałam się w TEN strój i byłam gotowa na kolejny dzień warsztatów. Wprost nie mogłam doczekać się tego, co Louis wymyślił, a wiedziałam, że na pewno jest to coś wspaniałego. Wyszłam z pokoju i zastałam go przy drzwiach. Zanim je jednak otworzył pocałował mnie raz, ale porządnie. Uśmiechnęłam się z rozmarzeniem i dopiero potem opuściliśmy apartament. Musiałam się poważnie powstrzymywać przed wzięciem go za rękę czy nawet przytuleniem. Wszystko wymagało wielkiej ostrożności. Związek w tajemnicy był nawet ekscytujący i towarzyszył mi przy tym dreszczyk podniecenia. Pierwszy raz w życiu czułam coś takiego i nie chciałam, by kiedykolwiek się kończyło. Do Szkoły Muzycznej dotarliśmy kwadrans przed czasem. Weszliśmy do sali, gdzie prawie wszyscy byli już obecni. Od razu wyhaczyłam Blythe i Scotta, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali. Uśmiechnęłam się do Lou i podeszłam do nich. Oderwali się od rozmowy i przytulili mnie na powitanie. Całkiem miły gest.
-O czym tak namiętnie dyskutujecie? - spytałam żartobliwie.
-Mam wolną chatę na weekend - powiedział Scott z błyskiem w oku - i planuję zrobić największą domówkę swojego życia. Czuj się zaproszona.
Puścił mi oczko, na co się zaśmiałam.
-No nie wiem.. będziesz mnie musiał jakoś przekonać - droczyłam się z nim.
-Samo pojęcie "domówka" ci nie wystarcza, Styles? - udał wielkie zdziwienie - Odpuścisz wydarzenie roku? W dodatku w MOIM domu? Masa ludzi, alkohol, seks po kątach i zabawa do białego rana. Czego chcieć więcej?
Zaśmiałam się i spojrzałam na Blythe.
-Nie patrz tak na mnie - powiedziała z uśmiechem - ja się na to piszę, a jak zaczniesz się wykręcać, to osobiście po ciebie przyjadę, zwiążę i dostarczę do jego domu.
-Jesteśmy w zmowie, ale ćsiii.. - powiedział Scott ściszonym głosem.
Po raz kolejny się zaśmiałam. Naprawdę uwielbiałam tych ludzi. Miałam tylko nadzieję, że Louis nie będzie miał nic przeciwko temu, że nie będzie mnie z nim przez ten jeden wieczór. Po chwili dołączyli do nas Jim i Sam, których Scott również wtajemniczył w swój plan "największej domówki tego lata". Zgodzili się bez zastrzeżeń i strasznie się na to napalili.
O równej 11:00 Louis zaklaskał w dłonie, doprowadzając wszystkich do porządku. Każdy jak na komendę odwrócił się w jego kierunku. W sali zapadła cisza. Louis uśmiechnął się z triumfem na ten widok.
-Dzień dobry wszystkim! Mam nadzieję, że dobrze spaliście i przepłukaliście gardła tak, jak wam polecałem. Na dziś przygotowałem dla was serię ćwiczeń, zaczynając od najprostszych, a kończąc na ledwo dających się wykonać. Ale bez obaw, na pewno sobie poradzicie po porządnej rozgrzewce - mrugnął do nas okiem i kontynuował -  pod koniec dzisiejszego dnia sprawdzimy waszą znajomość oktaw i śpiewania w grupie. Więc bez zbędnych ceregieli, zabieramy się do pracy!
Miałam w sobie motywację i wielką chęć do osiągnięcia czegoś. Louis miał rację, początkowe ćwiczenia były naprawdę łatwe i przyjemne, choć trzeba było się wysilać. Jednak po 15-minutowej przerwie zaczęło się naprawdę ostro. Niektórzy odpadli i nie byli w stanie powtórzyć dźwięków, które były naprawdę wysokie i wymagające. Miałam wrażenie, że moje struny głosowe się zwyczajnie "urwą". Nie mogłam już dłużej. Jeszcze nigdy nie miałam tak trudnych ćwiczeń na wokal.
-W porządku, wystarczy - powiedział Lou i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą - widzę teraz wyraźnie nad czym trzeba popracować i kto jaką ma oktawę. Muszę przyznać, że jesteście niesamowici. Jestem pod wielkim wrażeniem waszych umiejętności. Jutro nauczę was jak świetnie można operować głosem i wydobywać z siebie to, co najlepsze. Jesteście w stanie dzisiaj jeszcze śpiewać, czy występy zespołowe zostawiamy na jutro?
Wszyscy popatrzyli po sobie z powątpiewaniem. Było wiadome, że byli zmęczeni i mieli dość.
-Oczywiście, zróbmy je teraz - odezwała się jakaś dziewczyna z wyższością - jestem zawsze gotowa, nieważne, jak wielki dostałam wycisk. Myślę, że spokojnie zaśpiewam jeszcze kilka piosenek.
Popatrzyłam na nią z furią. No tak, w każdej grupie znajdzie się jedna diwa, która będzie uważała się za tą najlepszą i najwspanialszą. Louis też to zauważył, bo uśmiechnął się z zażenowaniem.
-Nie, myślę, że na dzisiaj macie dość - powiedział ku uciesze wszystkich - odwaliliście kawał dobrej roboty. Spotykamy się jutro o tej samej godzinie. Nie zapomnijcie o przepłukaniu gardeł i do zobaczenia!
Odpowiedział mu chórek "do zobaczenia" i wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Wymieniłyśmy z Blythe zażenowane spojrzenia. Dziewczyna, która chciała śpiewać dalej, podeszła do Louisa i zaczęła zawzięcie z nim o czymś rozmawiać, co o mały włos nie doprowadziło mnie do furii.
-Co za mała diwa - powiedział Sam z lekkim obrzydzeniem - próbuje pokazać jaka to jest fantastyczna i jak wielki ma talent. Co za tupet..
-Nie wszyscy są tak zajebiści, jak ty - odpowiedział mu Scott żartobliwie.
-Co nie?! - udał, że wpada w samozachwyt - Jestem tutaj najlepszy i nikt nie przebije mojej potęgi zajebistości. Wszyscy od razu mogą się schować, a ta laska może mi jedynie...
Zawiesił się, jakby ugryzł się w język przed powiedzeniem czegoś "obrzydliwego".
-Pastować buty - dokończył po chwili, zadowolony z siebie.
-Jasne stary, wiemy, że dokładnie to miałeś na myśli - powiedział Jim i wszyscy się zaśmialiśmy.
Minęło jeszcze pół godziny, zanim dziewczyna dała spokój Louisowi. Odetchnęłam z ulgą i pożegnałam się z przyjaciółmi. Chcieli wyrwać mnie na mały spacer po Nowym Jorku, ale wykręciłam się bólem głowy i zmęczeniem. Już chciałam odejść, gdy zobaczyłam, że nieznajoma idzie prosto w moim kierunku. Wspaniale, pomyślałam z ironią.
-Ty musisz być Destiny Styles - powiedziała z udawaną uprzejmością.
Myślałam, że zaraz się porzygam. Starałam się zachować pozory opanowanej i życzliwej.
-Tak, to właśnie ja. Nie pytam, skąd wiesz, kim jestem, bo to raczej oczywiste - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Skromnisia z ciebie! Jestem Vicky Mollin - zaświergotała i wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą niechętnie uścisnęłam.
-Cóż.. ee.. miło cię poznać Vicky - burknęłam.
-Co właściwie sprowadza cię na te warsztaty? - spytała dziwnym tonem - Przecież na co dzień masz pod ręką całą piątkę tych przystojniaków z One Direction. W każdej chwili możesz ich wykorzystać i poprosić, żeby poduczyli cię ze śpiewu.
Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem, a ja zwyczajnie miałam ochotę dać  jej w twarz.
-Dlaczego cię to interesuje? - odpowiedziałam w końcu.
-Z czystej ciekawości - wzruszyła ramionami - Więc? Co tu robisz?
-A dlaczego miałabym przepuścić okazję odwiedzenia Nowego Jorku, pobytu tutaj przez 10 dni w apartamencie z Louisem i uczestniczenia w prowadzonych przez niego warsztatach, w dodatku całkowicie za darmo? Musiałabym być głupia.
Vicky patrzyła na mnie z zaciśniętymi ustami, a ja uśmiechnęłam się z triumfem. Wiedziałam, że jestem dla niej konkurencją.Widać było, że jest typem osoby, która zawsze musi postawić na swoim i we wszystkim być najlepsza.
-Cóż, w takim razie powodzenia - powiedziała w końcu - a właśnie! Louis jest singlem, prawda?
To pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu i wybiło z rytmu. Czy ona o czymś wiedziała? Coś podejrzewała? Po co jej to wiedzieć? Chciała mnie o coś oskarżyć? Ośmieszyć? Myśli kłębiły mi się w głowie. Czułam, jak czerwienią mi się policzki. Co miałam jej do cholery odpowiedzieć?!
-A czemu o to pytasz? - wydukałam w końcu, zadowolona z siebie.
-Moi rodzice rozwiedli się rok temu i teraz mama jest śliczną, zgrabną, 33-letnią singielką, która cieszy się wielkim powodzeniem u facetów. A mieć w rodzinie takiego Louisa.. To by było coś!
Mówiła o tym z rozmarzeniem, a mi coraz bardziej robiło się niedobrze. Miałam ochotę zetrzeć jej z twarzy uśmieszek i zakopać daleko poza granicami NY.
-Z tego, co mi wiadomo, Louis na razie nie poszukuje żadnej partnerki - odpowiedziałam jadowicie, ale z uśmiechem - a gdyby poszukiwał.. raczej skupiłby się na 25-letnich pięknościach, którym wcale mu nie brakuje. A raczej, 25-letnich wolnych, bezdzietnych pięknościach, które jeszcze nie wyszły za mąż.
Vicky patrzyła na mnie z niedowierzaniem i furią. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Wiedziałam, że wygrałam tę wojnę. Choć wiedziałam też, że od tej pory czeka mnie masa temu podobnych sprzeczek i ostrej wymiany zdań.
-A teraz wybacz, ale Louis na mnie czeka. Całuski, Vicky!
Posłałam jej niewinne spojrzenie, ominęłam ją i poszłam prosto do Louisa. Nie oglądając się za siebie, po prostu wyszliśmy z budynku. Miałam ochotę krzyczeć i walić pięściami w co popadnie, ale musiałam być opanowana. Przede mną cała reszta dnia i nocy z Louisem - już nie mogłam się doczekać.

~ Rose ~

 Od wyjazdu Destiny minęły już 3 dni. W domu było dziwnie pusto, choć nie mogłam narzekać. Wiedziałam, że moja córka jest pod najlepszą opieką. Louis był bardzo odpowiedzialnym człowiekiem i na pewno dałby mi znać, gdyby tylko coś się stało. Nie miałam się o co martwić, ale uczucie troski o córkę było nie do pokonania. Towarzyszyło mi od pierwszej minuty jej życia. Macierzyństwo z jednej strony było męczące, stresujące i wyczerpujące, ale z drugiej strony było piękne, pełne miłości i szczęścia. Moje życie potoczyło się dokładnie tak, jak zawsze chciałam. Zapewniłam córce dzieciństwo dokładnie takie, jakie sama chciałam mieć. Nie wszystko w moim życiu było złe. Wydarzenia z młodszych lat czasami lubiły do mnie powracać, choć ja do nich wręcz odwrotnie. Chciałabym zapomnieć o tych czasach, gdy nie radziłam sobie z życiem, gdy w ogóle nie chciałam żyć. Gdyby choć jedna z moich prób samobójczych się powiodła, nie poznałabym Harrego, nie wyszłabym za mąż, nie urodziłabym Destiny i nie byłabym szczęśliwa. Zmarłabym w bólu i poczuciu straty oraz bezsensu życia. Teraz wszystko było wprost idealne. 
Tego dnia Harry z Zaynem, Liamem i Niallem mieli wybrać się na jakiś koncert do Birmingham, a ja, korzystając z wolnego wieczoru umówiłam się z Natalie, Jane i Libby na pogaduchy, jakąś przygłupią komedię romantyczną  i lampkę wina. Wysprzątałam cały dom na błysk i w końcu zmęczona rzuciłam się na łóżko. Miałam jeszcze 2 wolne godziny do przyjścia dziewczyn. Położyłam się więc na lewym boku i wzięłam do ręki książkę, którą niedawno zaczęłam czytać. "Infekcja" Tess Gerristen wciągnęła mnie do tego stopnia, że czytając, nie czułam upływu czasu. Byłam ciekawa tego, jak to wszystko się skończy i czy doktor Toby Harper zdoła rozwikłać zagadkę i wygrać wojnę z bogatymi ludźmi z domu opieki Brant Hill oraz uratować swoich pacjentów przed następstwami choroby Creutzfeldta-Jakoba. Gdyby nie alarm, który ustawiłam w telefonie, nie oderwałabym się od książki aż do samego dźwięku dzwonka do drzwi, oznajmującego przybycie gości. Niechętnie zamknęłam książkę i odłożyłam ją na półkę, po czym poszłam wziąć szybki prysznic. Po umyciu szybko wysuszyłam włosy spinając je w luźnego koka i ubrałam się w czarne legginsy i białą podkoszulkę na ramiączka. Czułam się wygodnie i komfortowo, a przecież dla przyjaciółek nie musiałam się stroić. Zwłaszcza, że spędzałyśmy wieczór w domu, we własnym gronie, w dodatku przed telewizorem. Zeszłam na dół i wyjęłam z lodówki przekąski, które przygotowałam wcześniej. Mini kanapki, koreczki i jajka faszerowane pastą z łososia postawiłam na stole w salonie, zaraz obok paczki chipsów, ciastek i czterech kieliszków na wino, które miały przynieść dziewczyny. Po 15 minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Odetchnęłam i poszłam otworzyć. Przywitałam się z nimi całusem w policzek i wszystkie zasiadłyśmy w salonie.
-Moja droga, chyba o czymś zapomniałaś.. - powiedziała Libby, patrząc na kieliszki stojące na stole.
-Nie rozumiem, przecież są 4.. - odpowiedziałam zdezorientowana.
-Kto jak kto, ale myślałam, że akurat ty pamiętasz, że twoja droga przyjaciółka jest w ciąży i nie pija napoi typu wino - odpowiedziała ze śmiechem.
Miałam ochotę palnąć się w łeb. Oczywiście, jak mogłam pominąć coś takiego! Ostatnio wręcz żyłam ciążą Libby, nawet jeździłam z nią po sklepach z rzeczami dla niemowląt. Skąd taki błąd? Musiałam być naprawdę rozkojarzona. Ale żeby aż do tego stopnia? 
-Najmocniej cię przepraszam kwiatuszku, zaraz przyniosę ci szklankę.
-O nie! - powstrzymała mnie - Tak w sumie to równie dobrze mogę pić mój pyszny sok jabłkowy z kieliszka. Będzie się ładnie kontrastował.
Wszystkie się zaśmiałyśmy i przystąpiłyśmy do wybierania filmu z tych wszystkich, które każda przyniosła. Zdecydowałyśmy się na "Narzeczony mimo woli" i włączyłyśmy DVD. Zapowiadał się naprawdę mile spędzony wieczór. 
Po dwóch godzinach oglądania każda z nas miała dość. Choć w sumie znałyśmy ten film niemal na pamięć. Siedziałam na skórzanej kanapie w swoim salonie, a mój wzrok spoczął na fotografii rodzinnej powieszonej na ścianie. Destiny miała wtedy 12 lat i szczerze uśmiechała się do obiektywu, jak my wszyscy. Pamiętałam to letnie popołudnie, gdy we trójkę wybraliśmy się do Brighton na całodniowy wypad na plażę. Było wręcz cudownie. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jane.
-Powiedz mi, Rosie... skoro Destiny nie ma w domu.. to.. baraszkujecie sobie z Haroldem?
Widziałam ten błysk w jej oku i roześmiałam się.
-Kochana.. łap nie może ode mnie oderwać na 5 sekund - odpowiedziałam zadziornie.
-Ohm.. - odezwała się Natalie - czyżby szykował się kolejny członek boskiej rodziny Stylesów?
-Co to, to nie! - odpowiedziałam szybko - Jak ty to sobie wyobrażasz? 
-Normalnie? Destiny na pewno byłaby zachwycona, gdyby dostała małą siostrzyczkę lub braciszka! No pomyśl tylko.. czyż to nie cudowne?
-Za niedługo całą uwagę skupimy na malutkim potomku państwa Paynów, więc nie będzie miejsca na słodkości dla innego bobasa. Mam Destiny i ona w pełni mi wystarcza. Świat pieluch i wstawania w nocy już za mną. 
-Kobieto.. potrafisz pocieszyć jak nikt inny - burknęła Libby.
Wszystkie się zaśmiałyśmy i zaczęłyśmy rozmawiać na rozmaite tematy. Z nimi czas zawsze leciał za szybko. Mimo upływu tylu lat, nasza przyjaźń wciąż trwała i wcale nie zamierzała się kończyć. Byłam naprawdę szczęśliwa, że miałam je przy sobie. Były dla mnie jak rodzone siostry i zrobiłabym dla nich niemal wszystko. Zauważyłam, że Natalie dziwnie się zachowuje. Bardzo mało się odzywała, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej. W dodatku na twarzy zrobiła się dziwnie blada. Co to mogło oznaczać? W pewnym momencie wstała i z trudem utrzymała równowagę.
-Nat, wszystko z tobą w porządku? - spytałam z niepokojem.
-Tak, nic mi nie jest, po prostu nogi ścierpły mi od siedzenia - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem - wybaczcie, muszę do łazienki.
Nie byłam przekonana, ale skoro tak twierdziła, to w porządku. Już miałam odpowiedzieć na pytanie, które zadała mi Jane, gdy nagle usłyszałyśmy dziwny dźwięk. Odwróciłyśmy się jak na rozkaz i na chwilę zamarłyśmy. Natalie leżała na podłodze. Straciła przytomność...

_____________________________
Wybaczcie, że tak późno, ale pisałam prawie cały dzień, żeby zdążyć przed północą i na szczęście mi się to udało :D Mój internet - masakra. Pojawia się na kilka godzin, znika i znowu się pojawia.. na chwilę.. zwariować można! 
Ale, rozdział wstawiony, mam nadzieję, że Was zaciekawiłam :) 
Następny zacznę pisać jutro (o ile mój szanowny internet mi na to pozwoli) i postaram się dodać jak najszybciej, żebyście długo nie musiały czekać w niepewności :)

Cieszę sie, że tu jesteście! <3
min. 30 komentarzy = nowy rozdział!!

Do napisania Dziubaski :*

wtorek, 22 lipca 2014

ARGHHH

AJAJAJ!! Nie wiem jak można tak długo nie mieć internetu i żyć tylko na pakietach w telefonie.. Pieprzony koleś musiał akurat teraz coś robić z łączem, ygh.. -_- 
Przepraszam Was, że znowu tak długo nie było notki, ALE! W końcu odzyskałam internet (mam nadzieję że na długo..) i jeżeli nic nie ulegnie zmianie to rozdział pojawi się 24 lipca (czwartek)
Jeszcze raz Was strasznie przepraszam, ale to nie wynikało z mojej winy .. :<

Do napisania!! :*

poniedziałek, 30 czerwca 2014

[11]

Gdy obudziłam się rano, czułam się dziwnie. Bardzo dziwnie. Zdarzenia ostatniego wieczoru powoli do mnie docierały i zaczęłam zastanawiać się, jak w ogóle mogło do tego dojść. Całowałam się z Louisem. Całowałam się z nim tak naprawdę. Odwróciłam się i spojrzałam na jego śpiącą sylwetkę, i uśmiechnęłam się sama do siebie. To było cudowne, magiczne, niesamowite i.. zupełnie zakazane. Coś mi odbiło. Namieszało mi się w głowie od wina. To wszystko dlatego.
Wiedziałam, że wmawiam sobie zwykły fałsz.
Gdy spojrzałam na śpiącego Louisa, marzyłam tylko o tym, żeby się obudził, bym znowu mogła poczuć smak jego ust. To było chore i nie powinno było się wydarzyć. Ale stało się i nie cofniemy czasu. A zresztą nawet gdybym mogła, to i tak bym tego nie zrobiła. Korzystając z okazji, poszłam pod prysznic, żeby się ogarnąć. Pomalowałam się, ubrałam się w TEN zestawi i poszłam do kuchni, żeby przygotować jakieś śniadanie. Do pierwszych zajęć zostały 2 godziny. Nie chciałam budzić Louisa, ale jeszcze chwila i byłabym zmuszona. Na szczęście, gdy akurat nakładałam na talerze jajecznicę, wyłowił się z mojej sypialni w samych dresowych spodniach. Miał mokre włosy, co świadczyło o tym, że przed chwilą brał prysznic.
Dziwne, pomyślałam, nie słyszałam szumu wody.
Uśmiechnął się do mnie niepewne i usiadł na jednym z krzeseł. Bez słowa podałam mu talerz z jajecznicą i usiadłam naprzeciwko. Podczas jedzenia, żadne z nas nie wypowiedziało nawet jednego słowa. Czułam się dziwnie skrępowana i on chyba również. Wiedziałam, że musimy porozmawiać o tym, co zaszło, ale żadne z nas się do tego nie paliło.
-Pyszna jajecznica - powiedział Lou po śniadaniu i odłożył talerz - za 15 minut wychodzimy na zajęcia. Bądź gotowa.
-W porządku..
I to wszystko. Zniknął za drzwiami swojej sypialni, zostawiając mnie samą i zdezorientowaną. Teraz czułam się wybitnie dziwnie. Nie dość, że nie wspomniał nic o wczorajszym wieczorze, to zaczął trzymać mnie na dystans, wręcz z chłodem. Miałam ochotę się rozpłakać. Wiedziałam, że to nie powinno było się wydarzyć. Nie powinnam na to pozwolić. Teraz przestaniemy się do siebie odzywać i kolejne 9 dni minie w dziwnej, nieprzyjemnej atmosferze. Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać zbierające się łzy. Nie mogłam płakać ani być słaba. To był ten jeden raz. Jeden błąd. Zapomnimy o wszystkim i będzie jak dawniej.
Po 15 minutach wychodziliśmy z apartamentu i wsiadaliśmy do czarnego BMW, które zawiozło nas pod wielki budynek w centrum Nowego Jorku. Szkoła Muzyczna. To tutaj miały odbywać się warsztaty. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem wysiadłam z samochodu i za Louisem weszłam do budynku. Kierowaliśmy się do jednej z sal. Louis już chciał nacisnąć klamkę i wejść do środka, ale go powstrzymałam. Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie traktuj mnie tak.. - powiedziałam cicho.
-Porozmawiamy o tym później - westchnął - przed nami pierwszy dzień zajęć, postaraj się zachowywać normalnie.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo otworzył drzwi i pchnął mnie do środka. W sali zobaczyłam grupę około 20 osób. Wszyscy jak na komendę ucichli i spojrzeli w naszym kierunku. Widziałam podekscytowane miny dziewczyn na widok Louisa i wyłapałam kilka uśmiechów ze strony chłopaków.
-Witajcie moi drodzy przyjaciele - powiedział Lou z szerokim uśmiechem - gotowi na 10 dni ciężkiej harówy pod moim okiem?
Odpowiedziała mu burza oklasków i okrzyków.
-Rozumiem, że wszyscy chcecie nauczyć się śpiewać - kontynuował - zobaczymy, co da się z tym zrobić. Co prawda zapewne nikt nie będzie tak boski, jak ja, no ale.. zobaczymy.
Wszyscy się zaśmiali i od razu zapanowała miła atmosfera. Był po prostu sobą. Jak gdyby nigdy nic się nie stało.
-Zapewne kojarzycie pewną uroczą młodą damę, która stoi obok mnie - powiedział, czym totalnie mnie zaskoczył - wbrew pozorom, nie jest żadną moją asystentką. Przyjechała tu by się uczyć, tak samo jak wy. Żadnych forów. Jesteście wy - uczniowie, i ja - wasz pan. Jasne?
Wywróciłam oczami. Nie miałam humoru na żarty. Wzruszyłam ramionami i dołączyłam do grupki "uczniów".
-Przez kolejne 10 dni dołożę wszelkich starań, żeby nauczyć was wszystkiego, co potrzebne. Śpiew jest czymś ważnym, czymś kojącym i niesamowitym, bo pozwala wam zanurzyć się w swoim własnym, małym świecie, gdzie jesteście tylko wy i muzyka. Bo wy i muzyka musicie stanowić jedność. Jedną nierozerwalną całość. Dajcie ponieść się emocjom, nie spoczywajcie i dążcie do celu, a gwarantuję wam, że osiągniecie sukces. Co prawda już od dłuższego czasu nie występuję na scenie wraz z kumplami z zespołu, ale uwierzcie mi, że duch muzyki pozostanie ze mną na zawsze. Przed wami 10 dni ciężkiej pracy i wytężania swoich strun głosowych. Warsztaty zakończone są wielkim koncertem, na który przyjdzie wielu wpływowych ludzi, przed którymi będziecie musieli pokazać to, co w was najlepsze. A ja postaram się to z was wydobyć. Przed wami pierwsze zadanie. Odliczcie do 10 i dobierzcie się w pary.
Dostałam numer 7. Zaczynało się naprawdę ciekawie. Louis doskonale wiedział, jak zdobyć szacunek u innych. To, jak mówił o muzyce i pasji, dotarło do samego mojego serca. Mogłabym słuchać go godzinami. Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
-Widzę, że będziemy duetem - powiedział chłopak, który stanął obok mnie - szczęśliwa siódemka.
Popatrzyłam na niego lekko zdezorientowana. Dopiero po chwili zorientowałam się, że był moim partnerem w pierwszym zadaniu. Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi.
-Jestem Scott Grey - przedstawił się z szerokim uśmiechem.
-Destiny Styles - odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
-Oh.. więc się nie myliłem - powiedział z jeszcze większym uśmiechem - jesteś córką jednego z członków tego zespołu! No, ale mam dzisiaj szczęście.
-Nie przesadzaj - odpowiedziałam lekko zażenowana - nie chcę być traktowana jak córka sławnego niegdyś piosenkarza. Nie chcę żadnych forów, podziwu czy czegokolwiek. Jestem zwykłą dziewczyną, która chce podszkolić się w tym, co kocha i to wszystko.
-Żaden problem - odpowiedział lekko - mogę traktować cię jak każdą inną osobę w tym pomieszczeniu.
-Dziękuję - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-No, moi kochani, widzę, że już się dobraliście - powiedział Louis, stając na środku sali z jakimś szklanym pojemnikiem.Wyglądał jak akwarium na złotą rybkę, ale zachowałam uwagę dla siebie.
-Przed wami pierwsze zadanie - kontynuował - każda para po kolei, według numerków, które dostaliście, będzie podchodziła do mnie i losowała jedną karteczkę z tytułem piosenki, którą będziecie musieli razem wykonać. Jeżeli nie będziecie jej znać, nie martwcie się. Możecie losować jeszcze raz, choć jestem pewien, że wszystkie są wam znane. Rozumiecie?
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami.
-Wspaniale - powiedział z uśmiechem - każda para wychodzi na środek, losuje piosenkę, przedstawia się i wykonuje utwór. Do dzieła!
Znałam każdą piosenkę, która została wylosowana. Nie zapamiętałam wszystkich imion, ale byłam pod wrażeniem. Ci ludzie byli naprawdę utalentowani. Zastanawiałam się, co oni w ogóle robili na tych warsztatach. Co prawda było trochę niedociągnięć, ale byli naprawdę fantastyczni. W końcu przyszła kolej na mnie i Scotta. Pozwoliłam mu wylosować karteczkę z utworem. Widziałam, jak uśmiecha się pod nosem.
-Christina Perri "Jar of hearts" - przeczytał głośno.
Poczułam ulgę. Znałam ten utwór naprawdę bardzo dobrze. Scott mnie zaskoczył, bo nie chciał podkładu. Podbiegł w kąt sali i wziął gitarę. Louis popatrzył na niego z uznaniem. Usiadł na wysokim stołku i zaczął grać. ([KLIK])  Szło nam naprawdę bardzo dobrze. Byłam pod wielkim wrażeniem głosu Scotta. Był wręcz bajeczny i idealnie komponował się z moim. Wszyscy słuchali nas w skupieniu. Wyszło tak, jakbyśmy ćwiczyli ten utwór przynajmniej kilka razy. Gdy skończyliśmy, dostaliśmy brawa na stojąco. Czułam, że się rumienię, ale było mi miło. Cieszyłam się, że inni nas docenili. Louis nam podziękował i wywołał kolejną parę. Scott wyciągnął do mnie rękę w geście przybicia piątki. Odwzajemniłam gest i zaśmiałam się. Usiedliśmy na swoich miejscach.
-Byliśmy niesamowicie - powiedział mi do ucha - całkiem udany z nas duecik, Styles.
-Warsztaty należą do nas, Grey - odpowiedziałam i wystawiłam mu język.
Humor naprawdę mi się poprawił. Nie przejmowałam się Louisem. Skoro miał mnie unikać, proszę bardzo. Może to i była moja wina, ale to on przyszedł do mojej sypialni i to on sprowokował mnie do tych wszystkich pocałunków. Nikt nigdy się o tym nie dowie, zapomnimy o sprawie i wszystko wróci do porządku dziennego.
Pierwsze zadanie dobiegło końca. Po dwóch godzinach, Louis dał nam 30 minut przerwy, byśmy mogli się napić i zrelaksować przed kolejną godziną wysilania naszych strun głosowych. Do mnie i Scotta przysiadły się trzy osoby: Blythe, Jim i Sam. Byli naprawdę sympatyczni. Właśnie tego dnia zaczęła się nasza bliska relacja. Przez kolejną godzinę warsztatów trzymaliśmy się w swojej grupce. Co prawda z innymi też rozmawialiśmy, ale w swoim gronie czuliśmy się chyba najlepiej.
-Zapraszam was na kawę po zajęciach - powiedziała Blythe - mój ojciec ma kawiarenkę tu niedaleko. Nie przyjmuję odmowy.
Scott, Jim i Sam zgodzili się chętnie, ja niestety miałam kwaśną minę.
-Destiny? - Blythe popatrzyła na mnie pytająco.
-Wybaczcie mi, ale nie znam dobrze Nowego Jorku - odpowiedziałam zrezygnowana - jestem tutaj pierwszy raz i obawiam się, że jeżeli nie wrócę z Louisem, to zgubię się w tym wielkim mieście i ślad po mnie zaginie.
Cała grupka zaśmiała się na moje słowa.
-Bez obawy - powiedział Sam - wystarczy, że podasz nam adres a bezpiecznie odstawimy cię do domu. Louis nie będzie miał nic przeciwko. Widać, że to równy gość.
-Uwierzcie mi, martwi się o mnie jak mój ojciec - wywróciłam oczami - ale zapytać mogę.
Wszyscy się do mnie uśmiechnęli i przerwa się skończyła. Przed kolejną godzinę robiliśmy ćwiczenia na głosy, podczas których naprawdę zaczęło boleć mnie gardło, ale było warto. Czułam się silniejsza.
-Na dzisiaj to koniec - powiedział w końcu Louis - spotykamy się jutro o 11:00 w tym samym miejscu. Przepłuczcie gardła, gdy wrócicie do domów. Dobrze wam to zrobi. Bądźcie gotowi na kolejne wyzwania!
Wszyscy zaczęli się zbierać, a grupka moich nowych znajomych popatrzyła na mnie wyczekująco. Podniosłam ręce w obronnym geście i podeszłam do Louisa.
-Daj mi 5 minut i jedziemy do domu - powiedział i już chciał gdzieś odejść, ale złapałam go za ramię.
-Nie wracam do mieszkania - powiedziałam spokojnie.
-Co ma znaczyć, że nie wracasz do mieszkania? - spytał zdezorientowany.
-Umówiłam się ze znajomymi na kawę. Chcemy się bliżej poznać i spędzić chwilę czasu razem i nie chcę odmawiać. Tata Blythe ma kawiarenkę tutaj niedaleko. Chyba nie masz nic przeciwko?
Louis patrzył na mnie zdziwiony i jakby nie dowierzał w to, co właśnie powiedziałam. Zaczynał mnie powoli denerwować.
-Destiny, to wielkie miasto .. - odpowiedział z wahaniem.
-Daj spokój, poradzę sobie. Oni mieszkają tu na co dzień, więc znają je lepiej niż ty. Wrócę do mieszkania, nie musisz się obawiać. Nie każ mi się prosić jak własnego ojca.
-W porządku - odpowiedział w końcu.
Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do znajomych, którzy od razu zaczęli wiwatować. Naprawdę ich polubiłam. Byli bardzo pozytywni i widać było, że traktują serio to, co robią. Kawiarenka ojca Blythe była naprawdę niedaleko. 10 minut później siedzieliśmy wygodnie przy jednym ze stolików i rozkoszowaliśmy się popołudniowym słońcem, pijąc kawę mrożoną i rozmawiając dosłownie na każdy temat. Louis wysłał mi sms'a z adresem, więc nie musiałam martwić się o powrót. Czas z nimi mijał mi naprawdę szybko. To był dopiero pierwszy dzień, a ja już się z nimi zżyłam. Po kawie poszliśmy na spacer. Nie mogłam uwierzyć, że nie znali się wcześniej, choć mieszkali w jednym mieście. Co prawda Nowy Jork był ogromny, ale oni dogadywali się, jakby znali się od lat. To było wręcz niesamowite.
-Jest jeden plus tego, że nie mieszkasz w NY - powiedział do mnie Sam.
-Niby jaki?
-Będziemy mieli pretekst, żeby odwiedzić Londyn - odpowiedział, na co się zaśmiałam.
-Żaden problem - odpowiedziałam - mój dom jest ogromny, więc pomieści was bez żadnego problemu. Jesteście mile widzianymi gośćmi.
-Całe wakacje przed nami! - powiedział Scott entuzjastycznie.
-Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko? - spytała Blythe.
-Przyjmą was bez żadnego problemu - zapewniłam - są bardzo gościnni i lubią poznawać nowych ludzi. Zresztą, zapewne słyszeliście co nieco o moim ojczulku.
-Moja mama była ich mega wielką fanką - powiedziała Blythe - i muszę przyznać, że mnie tym zaraziła. Wiem sporo o sławnym panu Harrym Stylesie. Matko jak ona się dowie, że znam jego córkę i mam okazję poznać go osobiście, to chyba zwariuje z zazdrości!
Zaśmiałam się na jej słowa. Humor mi dopisywał. Czułam się z nimi naprawdę swobodnie. Żałowałam, że nie mogłam mieć ich na co dzień w Anglii. Powoli zaczynało się ściemniać, a to oznaczało konieczność powrotu do domu. Nie chciałam wszczynać kłótni z Lou, a zapewne się o mnie martwił. Choć po jego dzisiejszym zachowaniu nie byłam tego już taka pewna. Ze smutkiem poinformowałam znajomych o konieczności powrotu, a oni od razu to zrozumieli. Zamówili mi taksówkę i stali ze mną, dopóki nie wsiadłam. Pożegnałam się z nimi uściskiem i podałam kierowcy adres. Machałam im przez szybę, dopóki całkiem nie zniknęli mi z pola widzenia. Dochodziła godzina 19:00. Spędziłam z nimi cały dzień i było naprawdę niesamowicie. Kiedy kierowca zatrzymał się pod apartamentem, zapłaciłam mu za przejazd i weszłam do budynku. Problem był tylko jeden: nie znałam numeru naszego apartamentu. Zwyczajnie nie zwróciłam na to uwagi. Wyciągnęłam telefon i napisałam szybkiego sms'a do Louisa.

Mała pomoc.. jaki numer ma nasz pokój?

Odpowiedź przyszła niemal od razu

312

I nic więcej. W sumie, czego ja się spodziewałam? Wsiadłam do windy i wyjechałam na 3 piętro. W mig znalazłam odpowiednie drzwi i weszłam do środka. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że mieszkanie jest puste. Znów poczułam się dziwnie. Przed oczami stanęła mi scena poprzedniego wieczoru i poczułam motylki w brzuchu. Ale tym razem nie było to nic miłego. Nasza relacja całkowicie się zepsuła a ja nie wiedziałam, co mogłam zrobić, żeby to naprawić. Wiedziałam, że Louis był w swoim pokoju, wiec stanęłam pod jego drzwiami i podniosłam rękę, żeby zapukać. Byłam już blisko, ale stchórzyłam. Nie wiedziałam nawet, co mogłabym mu powiedzieć. Przeklęłam pod nosem i poszłam do swojej sypialni. Nie zdążyłam nawet usiąść, gdy odezwał się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mamy. Odetchnęłam z ulgą. Szczerze się za nią stęskniłam.
-Cześć, mamo - odebrałam i usiadłam na łóżku po turecku.
-Cześć, słonko! - powitała mnie optymistycznie - No i jak tam w wielkim mieście? Żyjesz, oddychasz, jesteś trzeźwa?
-Trzy razy tak - odpowiedziałam ze śmiechem - za kogo ty mnie masz? Radzę sobie świetnie.
-Po postu się upewniam, to wszystko - odpowiedziała niewinnie - w tym domu jest bez ciebie strasznie pusto.
-W tym mieszkaniu bez was też - odpowiedziałam szczerze - ale ogólnie jest świetnie. Poznałam dzisiaj naprawdę świetnych ludzi a Louis jest wspaniałym nauczycielem. To będzie niezapomniany czas.
-Nie wątpię w to, kochanie. W takim razie baw się dobrze, zadzwonię do ciebie jutro. Dobranoc, kochamy cię!
-Ja was też. Dobranoc.
Zakończyłam połączenie i odłożyłam telefon. Choć nie na długo, bo po kilku minutach przyszedł sms. Jak się okazało - od Dylana.

BANG właśnie przegapiasz wielką domówkę u Stevena. Masa ludzi, sporo alkoholu, głośna muzyka i zabawa do rana! Jest też Jasmine i Matt. Dzieje się! 

Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, co oznaczały domówki u Stevena - szkolnego króla koszykówki i przewodniczącego szkoły, którego znałam aż za dobrze. Szybko wystukałam odpowiedź.

Jestem w Nowym Jorku i właśnie patrzę na nocną panoramę miasta z pięciogwiazdkowego apartamentu w samym centrum. W dodatku poznałam nowych ludzi, okolicę i kto wie, co będzie się działo. Do tego wolność od rodziców. Chyba wygrałam. BANG! :*

Z cwanym uśmieszkiem wysłałam sms'a do Dylana. Odpowiedź przyszła szybko.

Goń się, Styles .. -_-

Zaśmiałam się z jego odpowiedzi i znów odłożyłam telefon. Wiedziałam, jak idealnie go dobić. Nie, żebym była wredna czy coś. Po prosu lubiła, gdy wychodziło na moje. Byłam padnięta. Na szczęście zjedliśmy zapiekanki na mieście, więc nie byłam głodna. Nie chciałam iść do kuchni. Nie chciałam natknąć się na Louisa. Panowała między nami naprawdę dziwna atmosfera. Dosłownie wszystko się zepsuło. I to głównie z mojej winy. Choć nie - z jego winy. To on zachowywał się jak skończony dupek, zamiast to wszystko wyjaśnić. Wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam pod prysznic. Przez dłuższą chwilę relaksowałam się gorącą wodą. Po wyjściu wysuszyłam ciało, przebrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju. Na widok Louisa, siedzącego na moim łóżku, pisnęłam przestraszona. Totalnie się go tam nie spodziewałam. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie.
-Nieładnie wchodzić bez pukania - fuknęłam - w dodatku, gdy biorę prysznic.
-Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć - odpowiedział jakoś sztywno.
Bez słowa usiadłam obok niego, ale nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Przez dłuższą chwilę panowała między nami niezręczna cisza, której zwyczajnie nie mogłam już wytrzymać.
-Powiesz coś w końcu? - odezwałam się niepewnie - Jestem zmęczona i chciałabym się położyć.
-Destiny, musimy sobie coś wyjaśnić - powiedział po chwili wahania - to, co zdarzyło się wczoraj.. nie powinno było się wydarzyć.
No co ty nie powiesz, pomyślałam z furią.
-Nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji - kontynuował - ale.. nie mogłem.. nie umiałem się powstrzymać, bo od dłuższego czasu dziwnie na mnie działasz, a ja nie umiem sobie z tym poradzić. Jest w tobie coś takiego, co mnie do ciebie przyciąga. To zakazane, Destiny.. Nie możemy.. To wbrew wszelkim zasadom..
-Tylko to chcesz mi powiedzieć? - spytałam, czując w sercu rozdzierający ból - Że to był ten jeden raz, gdy poniosły cię emocje, a teraz zwyczajnie możesz mnie unikać i udawać, że nic się nie stało? Stało się, Louis! Nie cofnę czasu i nie chce go cofać! To było coś.. wyjątkowego. I znaczyło dla mnie bardzo wiele. Wiem, że jesteś starszy o 20 lat i jesteś przyjacielem moich rodziców. Wiem, że to wbrew wszystkim regułom. Że to niemożliwe, niedorzeczne i chore. Wszystko to wiem. Ale to nie zmienia faktu, że..
Zawiesiłam się. Nie byłam pewna, czy chcę wypowiedzieć słowa, które cisnęły mi się na ustach. Louis patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Wzięłam głęboki oddech.
-.. że coś do ciebie czuję - skończyłam, cała trzęsąc się z emocji - nie wiem, co to jest i jak bardzo jest intensywne. Ale chcę być blisko ciebie. Lubie czuć twoją bliskość. Wiem, że jestem nic nie wartą gówniarą i po prostu możesz mnie wyśmiać, ale nie zmienię tego. Oto cała prawda. I jeżeli masz mnie traktować przed te 10 dni tak, jak dzisiaj, to ja wysiadam. Będę jeździć z tobą na warsztaty, a do mieszkania wracać późnym wieczorem, żeby nie wchodzić ci w drogę. To ponad moje siły.
-Nie możemy być razem.. - odpowiedział cicho, wbijając mi tymi słowami sztylety w serce.
-Wiem o tym - odpowiedziałam jak najbardziej spokojnie.
-To nie ma prawa się udać. Gdyby świat się o tym dowiedział, bylibyśmy skończeni, a mnie uznaliby na pedofila podrywającego nastolatki. To zakazane.. niemożliwe ..
-Jeżeli to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć, to możesz już wyjść. Chcę iść spać.
-Destiny..
-No co? - spytałam trzęsąc się z nerwów i powstrzymując łzy.
-Jeszcze nie skończyłem.
-Co jeszcze chcesz dodać? Żebym zapomniała, że cokolwiek się wydarzyło? Żebym wybiła sobie z głowy to wszystko i dała spokój? Wybacz, ale to raczej niewykonalne.
-Możesz po prostu mnie wysłuchać? - spytał spokojnie.
Skinęłam głową, ale nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Czego on jeszcze chciał?
-Musisz wiedzieć, że ten wczorajszy pocałunek.. on znaczył również bardzo wiele dla mnie. Od dłuższego czasu coś mnie do ciebie ciągnie, a na twój widok napina mi się każdy mięsień i każda komórka mojego ciała nakazuje mi się do ciebie zbliżyć i się nie oddalać. Próbowałem z tym walczyć, ale nie potrafię. Już dawno nie czułem czegoś takiego. Odkąd Darcy odeszła, nie patrzyłem tak na żadną inną kobietę. Do momentu, aż pojawiłaś się ty, córka mojego najlepszego przyjaciela. Młodsza o 20 lat dziewczyna, która działa na mnie jak nikt inny i która sprawia, że przyspiesza mi serce, a dni stają się pełniejsze i bardziej wyraziste. Nie wiem, co mam z tym zrobić, bo nie umiem z tym walczyć. Chcę być blisko ciebie. Chcę, żebyś była tylko moja. Ale to wszystko to zakazany owoc, którego zjedzenie będzie tragiczne w skutkach. 
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Więc ty też.. - odpowiedziałam z wahaniem - chcesz tego..?
-Jak niczego innego na świecie, Destiny - odpowiedział zrezygnowany - nie wiem, czy dam radę dłużej się od ciebie izolować. Gdy wrócimy do Londynu, zapewne będzie to konieczne, ale teraz.. chcę, żeby te 10 dni należały do nas. Nie przy wszystkich rzecz jasna. Tu, w tym mieszkaniu. W jedynym miejscu, gdzie będziemy mogli być sobą. Pytanie tylko, czy tego chcesz..
W odpowiedzi przysunęłam się do niego, a on w mig pojął aluzję. Wziął moją nogę i posadził sobie na kolanach, po czym wpił się w moje usta, jak spragniony. Ujęłam jego twarz w dłonie i bez niczego odwzajemniłam jeden z najnamiętniejszych pocałunków mojego życia. Nie chciałam przestawać. Po całym ciele przechodziły mi ciarki podekscytowania, gdy błądził rękoma najpierw po moich plecach, a później po całym ciele. Czułam się idealnie, jakby na swoim miejscu. Pragnęłam tylko i wyłącznie jego. Jeszcze nigdy w życiu nie doznałam takiego uczucia, które pojawiło się przy nim. Zszedł z pocałunkami na moją szyję a później dekolt. Nie powstrzymywałam go. Chciałam tego. Chciałam być najbliżej, jak tylko się dało. 
-10 dni tylko dla nas? - spytałam, gdy na chwilę się od siebie odsunęliśmy.
-Tylko i wyłącznie dla nas, kochanie - odpowiedział i znów mnie pocałował.
-A co później? - spytałam w kolejnej przerwie.
-Tym będziemy się martwić po powrocie do codzienności. Liczy się tu i teraz. Ty, ja i Nowy Jork.
Spodobały mi się jego słowa. Tej nocy również zasypiałam w jego ramionach. Nie potrzebowałam do szczęścia niczego więcej. Louis, Ja i Nowy Jork ...


_____________________________
BANG! powracam z kolejnym napakowanym emocjami rozdziałem Dziubaski ;3
Naprawdę lubię miewać takie przypływy weny, że nie potrafię przestać pisać. 
#IDEALNIE
 A więc zaczęły się wakacje, czyli 2 miesiące totalnej wolności, OH YEAH! 

Przyznam Wam się, że od pewnego czasu pracuję nad nowym opowiadaniem. Zdradzę tylko tyle, że jest ono zupełnie inne od wszystkich moich dotychczasowych blogów i zastanawiam się nad publikacją. Fabułę i bohaterów mam już zapisanych, więc pozostaje mi tylko zacząć bloga. Na razie jednak się z tym powstrzymam, bo obawiam się, że 2 opowiadania to jak na razie dla mnie za dużo. Wszystko się jeszcze okaże. Muszę to przemyśleć ;)

A tymczasem CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE!
min. 30 komentarzy = nowa notka
Muszę Was jakoś zmotywować :) 

Do napisania! XxXx

+BARDZO WAŻNA INFORMACJA: O NOWYCH ROZDZIAŁACH INFORMUJĘ TYLKO NA TWITTERZE!! 

sobota, 14 czerwca 2014

[10]

Minęły 2 tygodnie. Niby wszystko było w porządku, ale czułam się dość dziwnie. Louis praktycznie przestał się odzywać. Pytałam o niego rodziców, ale powiedzieli mi tylko tyle, że ma jakieś sprawy do załatwienia i mało czasu. Nie satysfakcjonowało mnie to. Odkąd na nowo pojawił się w naszym życiu czułam, że się do niego zbliżyłam. Czułam, że mu ufałam i lubiłam spędzać z nim czas. To było dziwne i nawet chore, ale co mogłam poradzić? Nic. W końcu jestem tylko człowiekiem. Był piątek. Wczesnym rankiem zbiegłam po schodach na dół i zrobiłam sobie szybkie śniadanie. Obudził się we mnie duch sportu i postanowiłam pobiegać. Musiałam jakoś wyładować energię i choć przez chwilę przestać myśleć o głupotach. Zjadłam na szybko jogurt, przebrałam się w ulubione dresy, związałam włosy w kucyk i zostawiłam rodzicom karteczkę na stole, żeby nie martwili się miejscem mojego pobytu. Wyszłam z domu i zaczęłam swoją dawną trasę, wkładając słuchawki w uszy. Już po chwili czułam, jak wszystkie moje mięśnie zaczynają pracować. Dokładnie tego potrzebowałam. Po godzinie zmęczona usiadłam na jednej z ławek w parku i próbowałam złapać oddech. W budce po drodze kupiłam butelkę zimnej wody, którą teraz piłam duszkiem. Czułam się po prostu idealnie. W pewnym momencie ktoś się do mnie przysiadł. Odwróciłam głowę i z zaskoczeniem spojrzałam na Louisa siedzącego obok z lekkim uśmiechem. Również był ubrany w strój sportowy i trzymał w ręce dokładnie taką samą butelkę z wodą.
-Nie wiedziałem, że też biegasz rano - powiedział popijając zimny napój.
-Nie biegam.. - odpowiedziałam nieco zdziwiona, na co on się zaśmiał.
-Więc w takim stroju chodzisz na co dzień? - spytał rozbawiony.
-To znaczy tak, biegałam, ale nie robię tego codziennie - poprawiłam się - tak jakoś dzisiaj mnie naszło i ..
-Nie musisz się tłumaczyć, Destiny - powiedział z uśmiechem - tylko się droczę.
-To raczej ty powinieneś się tłumaczyć - prychnęłam.
-Ja? - zdziwił się - Niby z czego?
-Na przykład z tego, że od jakichś dwóch tygodni się nie odzywasz i nie wiem, co się dzieje.
-Des.. to nic takiego, po prostu mam kilka ważnych spraw do załatwienia i to wszystko. Nie oddalam się od was ani nic, po prostu mam parę zabieganych dni. Czemu się tym martwisz?
-Bo.. - zacięłam się - bo tak i już.
Louis zaśmiał się i przysunął do mnie. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie. Zawsze jak był obok, było okey. Nie czułam tych 20 lat różnicy, bo to zwyczajnie nie było ważne. Lubiłam spędzać z nim czas. Niekiedy mnie to przerażało, ale niczego nie zmieniało.
-Pojutrze wyjeżdżam na kilka dni do Nowego Jorku - powiedział poważnie - i może to dziwne zabrzmi, ale..
-Ale..?
-Nie chciałabyś pojechać ze mną? - spytał niepewnie.
W tym momencie totalnie mnie ścięło. Takiej propozycji się nie spodziewałam. Nie odzywałam się przez dłuższą chwilę, bo zwyczajnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Ale.. dlaczego? - spytałam jak głupia, na co znów się zaśmiał.
-Moja stara znajoma poprosiła mnie o przeprowadzenie warsztatów wokalnych. Zgodziłem się, a wiem, że śpiewasz i dobrze ci to wychodzi. Dlatego pomyślałem, że skoro jest okazja, to może chciałabyś pojechać.. To tylko luźna propozycja, możesz odmówić.
-Nie.. chciałabym pojechać - powiedziałam szczerze - jeżeli tylko moi rodzice nie będą mieli nic przeciwko, to.. z chęcią się z tobą wybiorę.
-W takim razie pogadaj z Harrym i Rose, i jak będziesz mieć odpowiedź, to po prostu daj mi znać.
W tym momencie wyciągnął karteczkę ze swoim numerem telefonu i podał mi ją. Wzięłam ją z uśmiechem i obiecałam, że dam znać. Pożegnał się i pobiegł w swoją stronę.
Nie docierało do mnie jeszcze, że Louis naprawdę zaproponował mi spędzenie kilku dni razem i to w Nowym Jorku. Nie powinnam była brać tego do siebie, ale... czy to mogło coś oznaczać? Nie mogłam się w to tak zagłębiać. To była czysta przyjacielska propozycja. Po prostu chciał mi pomóc z doskonaleniem wokalu  i to wszystko. Ogarnęłam się i pobiegłam z powrotem do domu. Rodziców zastałam oczywiście w kuchni, gdzie popijali poranną kawę. Bądź co bądź, było dość wcześnie. Przysiadłam się do stołu i zaczerpnęłam oddech. Obydwoje patrzyli na mnie zdziwieni.
-Od kiedy to wstajesz wcześnie i idziesz biegać? - spytała mama pijąc kawę.
-Nie wiem, tak jakoś mnie naszło, nieważne. Mam do was mały interes.
-Ile mam wybrać z konta? - zażartował tata.
-Em... tak w sumie to..
-Destiny, co ty znowu kombinujesz dziecko? - spytała mama i przyjrzała mi się uważnie.
-No bo spotkałam Lou po drodze. I zaproponował mi, żebym wyjechała z nim na kilka dni do Nowego Jorku..
-Że co?! - pytali obydwoje w tym samym momencie. Ich miny - bezcenne.
-Jezu, wy o jednym.. - wywróciłam oczami -został poproszony o przeprowadzenie warsztatów wokalnych i zaproponował mi, żebym w nich uczestniczyła, to wszystko. I w sumie.. to mogłoby być całkiem fajne doświadczenie. Zwłaszcza, że wiecie.. Nowy Jork.. wielkie miasto i w ogóle..
Rodzice popatrzyli na mnie, jakby nie do końca docierało do nich to, co powiedziała.
-Louis ci to zaproponował? Tak z własnej woli? - spytał tata z cwanym uśmieszkiem.
-Tak. To tylko warsztaty wokalne, a może być ciekawie. I mogę podszkolić swój głos i w ogóle..
-Nie mam nic przeciwko - powiedziała mama ze wzruszeniem ramion - chyba znamy Louisa na tyle dobrze żeby wiedzieć, że będziesz z nim bezpieczna. Więc.. jeżeli chcesz to.. masz moją zgodę.
-Moją też. Louis to równy gość, a skoro chce cię uczyć śpiewu, niech cię uczy - powiedział tata.
Pisnęłam i wyściskałam ich obydwoje. Podziękowałam i poszłam do swojego pokoju. Od razu zadzwoniłam do Louisa i przekazałam, że mogę jechać. Wiedziałam, że się ucieszył. A przynajmniej chciałam, żeby tak było. Miał przyjechać po mnie pojutrze o 6 rano. O bilet i zakwaterowanie nie musiałam się martwić, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Zostało mi tylko się spakować.

~ PIĄTEK ~

Siedziałam w samolocie już od 2 godzin ze słuchawkami w uszach, żeby tylko lot szybciej mi minął. Louis spał na siedzeniu obok. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro mógł usnąć w takich warunkach. Nie mogłam się doczekać chwili, gdy wylądujemy w Nowym Jorku. Byłam zakochana w tym mieście, choć jeszcze nigdy w nim nie byłam. Chciałam już zacząć te warsztaty, bo byłam pewna, że Louis poprowadzi je najlepiej, jak tylko będzie umiał.
W końcu wylądowaliśmy. Naprawdę byłam w Nowym Jorku! Ten fakt wciąż do końca do mnie nie docierał. W drodze do miejsca naszego zakwaterowania nie odezwałam się nawet słowem, bo byłam zajęta pochłanianiem widoków za przyciemnianą szybą wiozącego nas samochodu. To miasto było niesamowite. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Louis stanął przed drzwiami jednego z pokoi w wielkim apartamentowcu w środku miasta. Myślałam, że będziemy mieć osobne pokoje, a jednak się myliłam.
-Niestety mamy do dyspozycji tylko jeden apartament - powiedział Lou - ale o nic nie musisz się martwić, są w nim dwie sypialnie, więc nie będziemy musieli wchodzić sobie w drogę.
Pokiwałam tylko głową z uśmiechem i weszłam za nim do środka. Pomieszczenie było jednym słowem ogromne i aż zapierało dech w piersiach. Zapowiadało się naprawdę fantastycznie. Zauważyłam drzwi do dwóch sypialni i weszłam do pierwszej z nich. Zakochałam się w niej niemal od razu. Całą jedną ścianę zajmowało ogromne okno z widokiem na miasto. Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. To było coś niesamowitego. Już wiedziałam, że będzie to najlepsze 10 dni mojego życia.
Rozpakowanie się zajęło mi prawie godzinę, jednak nie musiałam się spieszyć. Warsztaty mieliśmy zacząć dopiero następnego dnia, więc do wieczora miałam wolne. Kiedy w końcu położyłam się na łóżku, usłyszałam pukanie do drzwi. No tak. Jeszcze chwila a zapomniałabym, że ktokolwiek tam ze mną był. Krzyknęłam tylko "proszę" i usiadłam. Do pokoju wszedł Louis z tym swoim charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Humor poprawił mi się jeszcze bardziej.
-Chciałabyś powłóczyć się po mieście, czy jesteś zbyt zmęczona i wolisz..
-Idziemy! - krzyknęłam, zanim zdążył dokończyć zdanie - Daj mi dosłownie 10 minut na ogarnięcie się i pójdę gdzie tylko chcesz.
-Aż takiej chęci się nie spodziewałem - zaśmiał się - w porządku, czekam przy drzwiach.
Po tych słowach wyszedł, a ja od razu poszłam do własnej łazienki, żeby przemyć twarz i się pomalować. Wróciłam do pokoju, przebrałam się w TEN zestaw i spryskałam perfumami. Byłam gotowa. Wyszłam z sypialni, a Louis już na mnie czekał. Nałożyłam na oczy czarne Ray Bany i wyszliśmy z apartamentu.
Ten dzień był naprawdę idealny. Aż do wieczora chodziliśmy po Nowym Jorku i zwiedzaliśmy coraz to nowsze miejsca. Obiad również zjedliśmy na mieście, z czego byłam zadowolona bo serwowane w jednej z restauracji spaghetti po prostu podbiło moje serce. To był dopiero 1 dzień, a ja już nie wyobrażałam sobie powrotu do szarego i zwykłego Londynu, do którego byłam przyzwyczajona. Na kolację postanowiliśmy wrócić do mieszkania. Louis uparł się, że sam coś ugotuje (tak, mieliśmy tam nawet kuchnię!), a ja nie protestowałam. Mój kontakt z nim polepszył się jeszcze bardziej. Rozmawialiśmy dosłownie na każdy temat. Na każdy oprócz jednego: jego była narzeczona. Nie chciałam tego poruszać. Wiedziałam, że było to dla niego trudne, męczące i wiele przez to wycierpiał. Nie chciałam psuć mu idealnego humoru. Nie teraz, nie w tym miejscu, nie w tym czasie.
Wróciliśmy i Louis od razu zajął się kolacją, a ja poszłam się wykąpać. Orzeźwiający prysznic po całym dniu był dla mnie niemal wybawieniem. Nie przemyślałam tylko jednej rzeczy. Przyzwyczaiłam się do spania w starej koszulce taty i to właśnie ją ze sobą wzięłam. Co prawda sięgała mi do połowy ud, ale i tak czułam się dziwnie. I tak nie miałam żadnego wyboru. Rozczesałam mokre włosy i poszłam do kuchni. Louis stał przy kuchence i nucił coś pod nosem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i po cichu usiadłam przy blacie. Nie usłyszał mnie i właśnie dlatego, gdy się odwrócił, o mały włos nie wysypał wszystkiego z patelni na podłogę. Dosłownie w ostatniej chwili uratował sytuację, co wywołało u mnie napad śmiechu. 
-Przecież to nie jest śmieszne! - udał, że się oburza - Mogłem zginąć..
- Tak, wysypując na siebie usmażone warzywa - zadrwiłam - śmierć wprost idealna.
-A tak poza tematem. Znam tę koszulkę..
-To koszulka mojego taty - powiedziałam wzruszając ramionami - kiedyś mu ją ukradłam i nie zamierzam oddawać.
-Poznaję ją, bo dostał ją ode mnie - powiedział z uśmiechem, a mi zrobiło się ciepło na sercu.
-Naprawdę? Z jakiej okazji?
-Bez okazji - powiedział obojętnie - tak po prostu. Był moim najlepszym kumplem. Zobaczyłem ją w sklepie i od razu wiedziałem, że musi być jego, to wszystko. 
-W takim razie dobrze, że ją kupiłeś, bo bardzo wygodnie mi się w niej śpi.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i Louis wrócił do przygotowywania kolacji, a ja podeszłam do okna i spojrzałam na widok Nowego Jorku nocą. Był jeszcze piękniejszy niż za dnia. Byłam niewyobrażalnie szczęśliwa, że mogłam tu być. Moje kolejne marzenie zostało spełnione. Fakt, że koszulka, którą miałam na sobie była od Lou sprawiał, że jeszcze bardziej chciałam ją nosić. Działo się ze mną coś dziwnego. Coś bardzo, mega, cholernie dziwnego. Nie chciałam się do tego przed sobą przyznawać, ale Louis zaczynał mi się podobać. Odpędzałam od siebie te myśli, bo przecież był starszy o 20 lat, a w dodatku był przyjacielem rodziny, więc nie mogłam myśleć o nim w ten sposób. Zwłaszcza, że miałam dopiero 16 lat, to byłby skandal. Wszystkie gazety huczałyby o tym, a tak nie mogło być. Oceniliby go jako pedofila, a do tego nie mogło dojść. Nigdy. Przenigdy. Dlatego postanowiłam zachować to dla siebie. Fakt, że miałam spędzić z nim 10 dni był dla mnie rewelacją. Z dala od rodziców, przyjaciół rodziców i innych znajomych. Tylko my w jednym mieszkaniu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam skończoną idiotką. A najgorsze było to, że nic nie mogłam na to poradzić.
W końcu kolacja była gotowa. Louis zawołał mnie, więc wróciłam do kuchni. Na stole stały dwa nakrycia, butelka wina, dwa kieliszki i świece. 
-Dajesz wino niepełnoletnim? - spytałam z cwanym uśmieszkiem - Policja się tobą zainteresuje.
-Nie mów mi, że nie chcesz - odpowiedział z mrugnięciem oka.
-Byłabym głupia, gdybym odmówiła - zaśmiałam się i zasiadłam do stołu.
Louis przygotował najpyszniejszą zapiekankę z warzywami, jaką kiedykolwiek jadłam. Nie mogłam przestać się nią zachwycać. Jak miał mi tak gotować codziennie, to mogłam w ogóle nie wracać do domu. Po kolacji usiedliśmy w salonie i przy przyciemnionym świetle rozmawialiśmy o wszystkim. Jego oczy wyglądały niesamowicie, aż ciarki przechodziły mi po plecach. Musiałam się karcić i ochrzaniać w myślach, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego.
-Jak wyglądała twoja przyjaźń z moim tatą? - spytałam, żeby tylko mówił dalej.
-Z Harrym zakumplowałem się już na samym początku - uśmiechnął się - byliśmy jak bracia. Zayn, Niall i Liam też byli dla mnie jak rodzina, ale Hazz szczególnie. Zawsze jak coś się działo, to rozmawiałem z nim i on tak samo. Pomagaliśmy sobie we wszystkim i nam się to udawało. Po rozstaniu z Rose naprawdę nas potrzebował, choć niewiele wtedy pomagało. Nawet jak robił najgłupsze i najgorsze rzeczy, to i tak byłem przy nim. Byliśmy jak rodzeni bracia. Choć ludzie i tak oczywiście musieli wymyślać swoje niestworzone historie, ale byliśmy wielkimi przyjaciółmi. I cieszę się, że teraz, po tym wszystkim wciąż mogę być jego kumplem. To dla mnie mega ważne. 
-Niestworzone historie? Co masz na myśli? - spytałam z zaciekawieniem.
-Wiesz.. ludzie gadali, wymyślali swoje teorie.. - zawahał się - Nie wiem, czy chcesz o tym wiedzieć.
-Powiedz mi, proszę.
-Ehh.. niektórzy fani wymyślili sobie, że.. że byliśmy.. no wiesz, że byliśmy parą.
W tym momencie o mały włos nie oplułam się winem, które właśnie popijałam. Popatrzyłam na niego z wielkim zdziwieniem na twarzy, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział.
-Że co?! - krzyknęłam z zbulwersowana - Wzięli was za.. gejów?!
-Des, spokojnie - uśmiechnął się - niektórzy po prostu nie mają równo pod sufitem. Fakt, mieliśmy kilka nieprzyjemności z tego powodu, bo wszędzie był Larry, nawet w trendsach na Twitterze i w pytaniach w niektórych wywiadach, ale zgodnie mówiliśmy, że to nieprawda. Potem Harry znalazł dziewczynę, ja również i sprawa ucichła, to wszystko.
-Larry? Kto to u licha jest Larry?
-Larry to połączenie naszych imion - zaśmiał się - Louis i Harry. 
-To jest.... chore... 
-Ale to było dawno temu, nie ma co do tego wracać. 
Rozmowa zeszła na całkiem inny temat i byłam z tego bardzo zadowolona, bo nie chciałam rozmawiać o tym, co durnego ludzie sobie wymyślili. Mój tata gejem? Louis gejem? W głowach im się poprzewracało. Wieczór mijał w bardzo udanej atmosferze. Jednak z każdym łykiem wina stawałam się coraz odważniejsza i coraz mocniej Louis na mnie działał. Musiałam przestać. 
-Nie wiem, czy już ci to mówiłem, ale.. masz jedne z najpiękniejszych oczu, jakie widziałem - powiedział nagle, a mnie kompletnie ścięło. 
Nie spodziewałam się z jego ust takiego komplementu. Przysunęłam się do niego lekko zdezorientowana. Tak blisko jeszcze nie byliśmy. Popatrzyłam mu prosto w oczy.
-Naprawdę? - spytałam cicho.
-Nie śmiałbym kłamać. Są wręcz idealne. 
W tym momencie nie wytrzymałam. Nie mam pojęcia, co się stało, co mną kierowało i co ja do cholery sobie myślałam, ale zbliżyłam się i... pocałowałam go. Tak po prostu. Myślałam, że od razu mnie odepchnie i uzna za idiotkę, ale tak nie było. Odwzajemnił pocałunek. Chwyciłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Nie protestował. Przynajmniej na początku, ale później się ocknął i odepchnął mnie od siebie zdezorientowany.
-Destiny, ja... ja nie wiem, czy.. nie mogę.. 
Zaczął mówić, a ja szybko się odsunęłam i poczułam, jak płoną mi policzki.
-Przepraszam.. nie powinnam.. - wydukałam i szybko uciekłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Miałam ochotę się rozpłakać, zacząć krzyczeć, rzucać wszystkim, co miałam pod ręką i zapaść się pod ziemię. Jak mogłam go pocałować?! Jak w ogóle mogło do tego dojść?! Przecież to nienormalne.. To Louis, 20 lat starszy mężczyzna, przyjaciel taty. Jak mogłam być taką skończoną idiotką? Nie wiedziałam, jak spojrzę mu w oczy. Nie wiedziałam, jak wytrzymam te 10 dni. Chciałam od razu wrócić do Londynu i zapomnieć o wszystkim, ale to nie było możliwe. Zaczęłyby się pytania, domysły, nie chciałam tego. A najgorsze było to, że.. podobało mi się. Nie chciałam, żeby przestawał. Cała się trzęsłam i nie mogłam się uspokoić. To nienormalne. To nie powinno było się wydarzyć. 
Nagle usłyszałam pukanie. Stanęłam w miejscu i po prostu gapiłam się w drzwi. Pukanie nie ustawało a ja nie wiedziałam, co robić. Wiedziałam, że w końcu będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz, więc lepiej było wyjaśnić to od razu. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie zdążyłam niczego powiedzieć, bo Louis ujął moją twarz w dłonie i sam mnie pocałował. Byłam w kompletnym szoku, ale go nie odepchnęłam. Wręcz przeciwnie, oddałam pocałunek i wplotłam mu dłonie we włosy. Tego kompletnie się nie spodziewałam, ale nie zamierzałam przestawać. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak dobrze. Zaczęłam się cofać i usiadłam na łóżku, Louis zaraz obok. Robiliśmy przerwy tylko na złapanie oddechu. Do niczego więcej nie doszło i nie mogło dojść. No bo bez przesady, ale było mi naprawdę dobrze. Tej nocy zasnęłam w jego ramionach z wielkim uśmiechem na twarzy......

___________________________
Yeah, dowaliłam, wiem! :D 
No ale... po dłuższym czasie rozdział w końcu jest. Teraz będę mieć więcej czasu, bo do zaliczenia została mi tylko historia i we środę zaczynam wakacje <3 Więc będę mieć więcej czasu na pisanie i przestanę Was w końcu zaniedbywać. Przepraszam, głupio mi, ale naprawdę nie miałam czasu na wszystko.. Duuużo rzeczy się nazbierało, ale mam nadzieję, że zdołam to wszystko jakoś uporządkować :) 
Mam nadzieję, że nie czytaliście rozdziału (zwłaszcza końcówki) z mind fuckiem na twarzy, ale starałam się, żeby akcja się w końcu rozkręciła a nie takie pieprzenie nie wiadomo o czym. 
Czekam na Wasze komentarze!
Bardziej niż kiedykolwiek :) 
+ten fragment o Larrym.. po prostu musiałam jakoś urozmaicić :) 

Jeżeli macie snapchata i chcecie mieć mnie w obserwowanych, to dodawajcie: incrediblexx

Do następnego xXx