sobota, 3 maja 2014

[09]

~Louis~

Nie wiem, co ostatnio się ze mną działo. Na imprezie ostro przesadziłem z alkoholem i nie do końca kontrolowałem to, co robię. Odkąd odnowiłem kontakt z dawnymi przyjaciółmi i poznałem córkę Harrego, coś było nie tak. Często przyłapywałem się na tym, że o niej myślę i zastanawiam się, co robi w danej chwili. Od naszego wspólnego wypadu do Francji, coś we mnie się zmieniło. Chciałem się do niej zbliżyć i lepiej ją poznać. Przeklinałem za to samego siebie. Przecież miała tylko 16 lat. Różnica wieku między nami wynosiła 20 lat. To nie było normalne. Dlaczego do cholery chciałem się do niej zbliżyć? To córka Harrego. Mojego najlepszego przyjaciela, którego znałem od dawna. Z którym przeszedłem tak wiele.. co było ze mną nie tak? Musiałem w jakiś logiczny sposób to sobie wytłumaczyć. Na imprezie był to alkohol. Podziałał na mnie zbyt mocno i dlatego poprosiłem ją do tańca. Dlatego nie chciałem jej puścić. I, chociaż wstyd się do tego przyznać, dlatego miałem ochotę ją pocałować. To wszystko przez alkohol. I na szczęście w porę zdążyłem to przerwać. To wszystko musiałem sobie jakoś wyjaśnić. Byłem 36-letnim facetem, a nie potrafiłem poradzić sobie z czymś takim. Kiedy przysiadła się do mnie w Starbucksie, wcale nie chciałem jej pouczać czy mówić, co ma robić. Nie dziwne, że się wkurzyła. Miałem ochotę strzelić sobie w twarz. Chciałem ze wszystkimi mieć dobre stosunki. Była podobna do Harrego. Miała jego oczy i jego uśmiech. A w dodatku była śliczna zarówno po Harrym, jak i po Rose. Musiałem przyznać, że córka im się udała. Czasami im wszystkim zazdrościłem. Każdy z nich był już po ślubie i układał sobie życie. Harry i Zayn mieli dzieci, Liam i Libby też się przymierzali. Niall i Jane byli szczęśliwi jak nigdy. Wszyscy założyli rodziny.. wszyscy, tylko nie ja. Ja zostałem sam, choć cholernie tego nie chciałem. Czasami naprawdę bolało, gdy musiałem patrzeć na ich szczęście i dlatego na dłuższy czas się odizolowałem. Teraz wróciłem i wiem, że był to dobry wybór. Kochałem Darcy. Chciałem założyć z nią rodzinę. Przecież nawet się jej oświadczyłem! Planowaliśmy ślub, wesele.. wszystko było prawie załatwione. Po 10 latach w końcu mieliśmy zostać ze sobą na zawsze. I co? I właśnie wtedy ona postanowiła odejść. Wybrała inne życie. Życie, na które ja totalnie się nie zgadzałem. Od dawna nie miałem z nią kontaktu. W pewnym sensie pogodziłem się z jej odejściem, choć często myślałem o niej i brakowało mi wspólnych chwil, które czasami wkradały mi się w myśli. Dlatego kompletnie nie spodziewałem się tego, że jeszcze kiedykolwiek ją spotkam. A zwłaszcza tego dnia, gdy siedziałem w Starbucksie. Zaraz po tym, jak Destiny wyszła, znów pochyliłem się nad gazetą, jednak nie na długo. Znów ktoś się przysiadł. Podniosłem wzrok i przeżyłem wielki szok. Darcy siedziała naprzeciwko mnie z niepewną miną, a ręce nerwowo trzymała splecione na stole. Popatrzyłem na nią zupełnie zdziwiony i nie byłem w stanie nawet wydobyć z siebie słowa. Coś zakuło mnie w sercu na jej widok. Spuściła wzrok, ale po chwili znów go podniosła.
-Cześć, Lou.. - powiedziała niepewnie - dobrze cię widzieć.. co tam u ciebie?
-Co.. ty tu robisz? - spytałem, ignorując jej słowa.
-No tak.. - uśmiechnęła się smutno - wiedziałam, że nie mam co liczyć na normalną rozmowę.
-Nie o to chodzi.. - poprawiłem się - tylko o to, co robisz w Londynie? Nie powinnaś teraz siedzieć w jakimś clubie czy czymś podobnym w Los Angeles?
Darcy przez chwilę milczała. Przetrawiała moje słowa, które z pewnością ją zabolały. Ja też nie chciałem wracać do przeszłości. Doskonale pamiętałem dzień, w którym absolutnie wszystko się zepsuło. Dzień, w którym zerwaliśmy ...

Było sobotnie popołudnie. Tego dnia nie miałem żadnych planów, oprócz wieczornej kolacji z Darcy, której wprost nie mogłem się doczekać. Nasz ślub zbliżał się wielkimi krokami i byłem podekscytowany jak nigdy. W końcu mogliśmy założyć normalną rodzinę, a nic nie było ważniejsze, niż to. Przez cały dzień nie wiedziałem, co robić. Zrobiłem zakupy, posprzątałem mieszkanie, porozmawiałem z sąsiadami, a nawet rozdałem kilka autografów do wiernych fanek naszego zespołu. Czy byłem szczęśliwy? Tak. Byłem cholernie, niemożliwie szczęśliwy, że wszystko było w porządku, układało się i było pod kontrolą. Wszyscy żyliśmy tym ślubem. Chłopaki szyli identyczne garnitury, a dziewczyny szykowały "sukienki nie z tej ziemi". Zostało już tak niewiele czasu.. Suknia ślubna Darcy była już wybrana, lecz nie mogłem jej widzieć. Wiedziałem, że była wyjątkowa. Tak samo jak wyjątkowa była panna młoda. Zacząłem przygotowywać kolację, śpiewając przy tym nasze ostatnie hity, które głęboko wryły mi się w pamięć. Wszystko było dobrze. Dokonałem ostatnich przygotować, a gdy wszystko było już na swoim miejscu, wziąłem prysznic i przebrałem się w czyste rzeczy. Dokładnie 15 minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Kiedy zobaczyłem Darcy, uśmiech od razu wkradł mi się na usta.
-Witam moją najpiękniejszą narzeczoną - powiedziałem i pocałowałem ją na powitanie.
-Już się tak nie podlizuj, Tommo - zaśmiała się i weszła do środka.
Jedliśmy kolację i rozmawialiśmy. I niby wszystko było jak zawsze, z tym wyjątkiem, że Darcy była jakaś inna. Mało się odzywała, unikała kontaktu wzrokowego.. zupełnie jakby miała jakąś tajemnicę, albo czegoś się bała. Gdy odmówiła zostania na noc, przestałem się oszukiwać i nie wytrzymałem.
-Dar, co się z tobą dzieje? - spytałem poirytowany.
-Nic.. a co ma się dziać? - odpowiedziała niepewnie.
-Daj spokój, nie potrafisz udawać. Przez cały wieczór dziwnie się zachowujesz.
-Wydaje ci się, Lou..
-Przestań kłamać, Darcy. Jest coś o czym chcesz mi powiedzieć. Czego się boisz? 
-Eh.. w porządku.. 
Darcy usiadła na kanapie w salonie i spuściła głowę. Usiadłem zaraz obok i patrzyłem na nią z wyczekiwaniem.
-Nie mogę za ciebie wyjść.. - powiedziała cicho.
W tym momencie kompletnie mnie zamurowało. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Ręce zaczęły mi się trząść, a mózg nie chciał przyjąć do wiadomości tej informacji.
-Co ma znaczyć, że nie możesz za mnie wyjść? - spytałem w końcu.
-Louis, to nie jest wcale dla mnie łatwe, ale nie mogę zostać twoją żoną, bo.. bo wyjeżdżam.
-Wyjeżdżasz? Gdzie? Kiedy? Darcy, o czym ty do ciężkiej cholery mówisz?!
-Wyjeżdżam na stałe do Los Angeles. Mam już załatwione mieszkanie i wszystkie formalności. Kocham cię, ale nie mogę.. zaczynam zupełnie inne życie.
-Ale.. co? Co się stało, dlaczego tak, dlaczego teraz? Darcy co się z tobą dzieje? 
-Louis, jestem spłukana, rozumiesz? Wpakowałam się w głupie długi, mam sporo wrogów.. muszę wyjechać, zniknąć, zapaść się pod ziemię. Wszystko przez własną głupotę. Kolega załatwił mi pracę, która mi odpowiada a zarobki są kosmiczne, więc.. po prostu znikam.
-Dlaczego kurwa nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Przecież mam pieniądze, mogę pospłacać długi i wszystko będzie okey! Nie pozwolę ci tak po prostu mnie zostawić, nie ma mowy!
-Louis, podjęłam decyzję, wszystko jest załatwione. Wyjeżdżam i nigdy więcej się nie zobaczymy. 
-I chciałaś zniknąć bez słowa? 
-Stwierdziłam, że tak będzie lepiej.. - powiedziała cicho - nie chcę żebyś wiedział, kim teraz będę..
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że..
-Jeżeli myślisz, że będę dziwką to nie, nie będę się puszczać za kasę.
-W takim razie co zamierzasz robić?
-Louis, nie utrudniaj..

-Co będziesz robić?!
Zdałem sobie sprawę z tego, że krzyczę. Cały się trząsłem, nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to, co się działo, było prawdziwe. Darcy miała łzy w oczach, odwracała wzrok. Nie mogła mnie zostawić. Nie tak. Nie teraz!
-Będę tancerką. To wszystko, co powinieneś wiedzieć. 

-Jaką tancerką? Jeszcze mi powiedz, że będziesz świecić tyłkiem na rurze! 
Nie odpowiedziała. Zmroziło mnie na całym ciele. Zaniemówiłem. Wszystkie informacje docierały do mnie w zwolnionym tempie. Świat stanął w miejscu. Darcy spojrzała na mnie po raz ostatni.
-Przepraszam cię za wszystko.. pamiętaj, że cię kocham i że zawsze będę kochać. Nieważne gdzie będę i co będę robić. Zostaniesz najważniejszy. Ułóż sobie życie i bądź szczęśliwy, tylko o to cię proszę. A o mnie po prostu zapomnij..
Chciałem coś powiedzieć. Wstać, zatrzymać ją, błagać, by mnie nie zostawiała. Ale zamiast tego siedziałem nieruchomo, nie mogąc nawet odwrócić głowy. Usłyszałem zamykane drzwi. Zostałem sam...

Wyrwałem się z rozmyśleń i poczułem znajome ukłucie w sercu. Darcy siedziała naprzeciwko mnie. Naprawdę wróciła. Po tak długim czasie po prostu się do mnie przysiadła.

-Jest coś, o czym musisz wiedzieć - powiedziała w końcu cicho.
-Skoro muszę wiedzieć, to mi to powiedz.
-Wróciłam z Los Angeles.. na stałe. Zerwałam z tamtym życiem, z tym wszystkim, co mnie tam trzymało.. nie mogłam dłużej wytrzymać.. chciałam tylko zobaczyć, jak tam u ciebie. Jak żyjesz, jak sobie radzisz.. czy kogoś masz, czy jesteś szczęśliwy..
-I po co to wszystko? - spytałem i popatrzyłem na nią z wyrzutem - Wróciłaś, żeby mi o wszystkim przypomnieć? O tym, jak zostawiłaś mnie na miesiąc przed ślubem? O tym jak zniknęłaś i przez tyle lat nie odezwałaś się nawet słowem? Jaki w tym sens, Darcy? 
Dziewczyna spuściła głowę i zacisnęła wargi. Było jej trudno, choć mi wcale nie było łatwiej. Wszystkie dawne wspomnienia we mnie odżyły. Przez chwilę czułem dokładnie ten sam ból, gdy po raz ostatni zamknęła za sobą drzwi. Nie rozumiałem. Kompletnie niczego nie rozumiałem. 
-Louis.. mam jeden główny powód w tym, że cię odszukałam i dzisiaj tutaj przyszłam. 
-Jaki? 
-Ja.. przepraszam.. przepraszam, że wtedy wyjechałam i cię zostawiłam.. że nie przyjęłam twojej pomocy i zniknęłam na te wszystkie lata. Mam o to do siebie wielki i cholerny żal, ale nie mogę cofnąć czasu. Możesz mnie nienawidzić i wcale nie będę zdziwiona. Ale chciałam cię przeprosić. Śniłeś mi się niemal codziennie. Ramka z twoim zdjęciem była kluczowym przedmiotem w moim pokoju i nadal jest.. ja.. nie potrafiłam i nadal nie potrafię o tobie zapomnieć. Wiem, że nie ma szansy na to, żebyśmy odnowili kontakt. Po prostu musiałam się z tobą zobaczyć. Przepraszam.. 
-Słowa niczego nie zmienią, Darcy.. 
Ciężko było mi to mówić. Ciężko było mi na nią patrzeć. Jej głos przeszywał moje serce jak szpady, a wspomnienia kotłowały się w głowie. Nie wiedziałem, co mam robić. 
-Wiem.. chcę tylko żebyś wiedział, że naprawdę tego żałuję. Jeżeli kiedykolwiek chciałbyś ze mną porozmawiać, o ile to w ogóle możliwe, to mieszkam teraz na Greenhurst Road 32, na obrzeżach Londynu. Wiem, że jestem idiotką, ale mam nadzieję, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie.
Posłała mi niepewny uśmiech, po czym wstała i po prostu wyszła. Przez dłuższą chwilę siedziałem sparaliżowany nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę była ona. Moje życie było ostatnio już wystarczająco zachwiane, żeby teraz to jeszcze pogarszać. Dopiłem kawę i opuściłem kawiarnię. Musiałem przygotować się na dzisiejszą uroczystość 15 rocznicy ślubu Libby i Liama. Byłem całkowicie rozstrojony, ale nie mogłem ich zawieść. Nie po tym, jak przez tyle czasu kompletnie ich olewałem. Musiałem zapomnieć o Darcy. O niej i o tym, że była teraz tak blisko. Przeszłość powinna zostać przeszłością. 
Wróciłem do domu najszybciej jak się dało. Wziąłem długą kąpiel, zjadłem coś na szybko i usiadłem na balkonie z kubkiem kawy w ręce. Gapiłem się przed siebie nawet sam nie wiem, jak długo. Było mi ciężko. Wstyd się przyznać, ale na chwilę łzy stanęły mi w oczach. Przecież ją kochałem. Kochałem ją przez długi okres czasu. Później zacząłem ją nienawidzić. Później miałem ogromny żal. Teraz to wszystko minęło. W końcu zdołałem się uwolnić od tych wszystkich uczuć i bólu. I właśnie teraz ona musiała wrócić. 
-Świetnie, Tomlinson - mruknąłem sam do siebie - masz zajebiście udane życie. 
Ostatni raz spojrzałem w niebo i wszedłem do mieszkania. Ubrałem się w swój ulubiony granatowy garnitur, wziąłem kilka głębokich oddechów i pojechałem prosto do restauracji ELVIT, gdzie już zbierali się goście. Cała nasza ekipa zebrała się szybko. Gdy zobaczyłem Destiny, od razu uśmiechnąłem się pod nosem. To było niezależne ode mnie. Wyglądała naprawdę prześlicznie. Starałem się zajmować myśli wszystkim, tylko nie powrotem Darcy. Choćbym nawet miał się upić. 
Późnym wieczorem, gdy impreza naprawdę się rozkręciła, a alkohol powoli buzował mi w żyłach, zauważyłem, że Destiny stoi sama obok czekoladowej fontanny. Nie wiem, co mną kierowało, ale podszedłem do niej. Musiałem ją przeprosić za sytuację z rana. Zachowałem się jak skończony idiota. 
-Hej, Destiny.. - powiedziałem, a ona się odwróciła.
Spiorunowała mnie wzrokiem, ale nie odeszła. To dobry znak.
-Przepraszam cię za rano - powiedziałem szczerze - nie powinienem był zachowywać się jak przyzwoitka. Jesteś wolna i możesz robić wszystko, na co tylko masz ochotę. Jesteś w stanie mi wybaczyć? 
-No nie wiem.. - odpowiedziała niby poważnie, ale lekko się uśmiechnęła.
-Daj spokój.. ile możesz się na mnie gniewać? 
-Okey, w porządku. Ale mam nadzieję, że to był ostatni raz, Lou. Nie lubię jak ktoś mówi mi, co mogę robić, a czego nie mogę. 
-Zdaje sobie z tego sprawę, proszę pani.
Zaśmiała się i atmosfera od razu zrobiła się luźna. Zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy. Z nią czas zawsze leciał szybko. Nie wiedziałem jak to możliwe, ale przebywając z nią, w ogóle nie czułem tego, że między nami było 20 lat różnicy. Dziwne i chore, ale przyjemne. Przez cały czas dzwonił jej telefon. Ciągle odrzucała połączenia, wyraźnie już tym zmęczona. Za 15 razem krzyknęła z wściekłości i o mały włos nie rzuciła telefonem o podłogę.
-Hej, hej, spokojnie. Kto cię tak napastuje? 
-Kolega - warknęła zdenerwowana - nie potrafi zrozumieć co to znaczy "nie chcę z tobą rozmawiać". 
-Ale skoro dzwoni do ciebie ponad 15 razy, to chyba najlepszy dowód na to, że bardzo mu zależy na tej rozmowie. Dlaczego nie chcesz dać mu szansy? 
-Bo mnie ostro zdenerwował.. 
-Destiny, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy popełniały błędy, ale też zasługujemy na to, żeby te błędy naprawić. 
-Tak myślisz? 
-Daj spokój, lubisz być zła?
-Nie..
-No więc właśnie. Odbierz i daj chłopakowi szansę, żeby się wykazał. Jak tego nie zrobi, to strzel mu w ryj i odejdź, proste.
Zaśmiała się tylko i gdy telefon zadzwonił 16 raz, odebrała. 
-Halo... Matt nie jestem w nastroju... jak to jesteś pod salą?!... oszalałeś... nigdzie nie idę... co?.... ygh, w porządku... tak zaraz będę.. 
Rozłączyła się i spojrzała na mnie przepraszająco.
-Idź i załatwcie co macie do załatwienia - powiedziałem z uśmiechem.
-Dziękuję, jesteś najlepszy - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek, po czym pobiegła w stronę drzwi.
Wywróciłem oczami i wróciłem do naszego stolika, skąd porwałem do tańca Rose. Zabawa nadal trwała. 

~Destiny~

Myślałam, że oszaleję. Przez cały wieczór Matt zamęczał mnie telefonami. Nie miałam nawet chwili spokoju. Nie mógł do niego dotrzeć fakt, że zwyczajnie nie chciałam z nim rozmawiać. Ale Louis miał rację. Trzeba było w końcu to załatwić. Wyszłam przed salę i dostrzegłam go bez problemu. Stał oparty o pień drzewa, a gdy tylko mnie zobaczył, od razu ruszył w moją stronę. 
-Destiny..
-Jesteś popieprzonym idiotą, Matt - przerwałam mu - po jaką cholerę tutaj przyszedłeś? 
-Musiałem z tobą porozmawiać. Nie wytrzymam dłużej tego, jak jest między nami.
-A przepraszam bardzo, czyja to wina? - warknęłam. 
-Moja. Moja i tylko moja. Destiny przepraszam cię za tamtą imprezę. Nie powinienem był tego mówić.. po prostu.. po prostu nie chciałem, żeby dobierał się do ciebie jakiś starszy facet.
-Ten starszy facet to Louis, przyjaciel rodziny. Co ty sobie w ogóle myślałeś, co? Jest najbardziej uczciwym i porządnym facetem jakiego znam. 
-Wiem to. Teraz już to wiem. Naprawdę cię przepraszam i przysięgam, że nigdy więcej nikogo tak nie osądzę i nie powiem niczego niestosownego. Tylko proszę cię, nie bądź już zła, nie wytrzymam tego dłużej.. 
-Dobra, niech będzie.
-Jesteś moim aniołem!
Po tych słowach przytulił mnie, podniósł i okręcił kilka razy, na co tylko się zaśmiałam, kurczowo trzymając się jego szyi. Był wariatem. Ale właśnie za to tak bardzo go lubiłam. 
-A tak w ogóle.. prześlicznie dzisiaj wyglądasz - dodał i puścił mi oczko. 
-Daj spokój, zaraz mnie szlag trafi z tymi szpilkami. Jak tylko przyjdę do domu to rzucę je do szafy i więcej nie wyciągnę.
-Przesadzasz, wyglądasz naprawdę rewelacyjnie. 
-Wcale nie.
-Oj no, nie możesz po prostu przyjąć komplementu? 
-Yyy... no dobra. Dziękuję. 
-No i prawidłowo moja droga. 
Rozmawiałam z nim jeszcze chwilę, ale musiałam się zbierać. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zaczął mnie szukać. Umówiliśmy się następnego dnia na kawę i pożegnaliśmy się. Weszłam do środka i od razu złapałam kontakt wzrokowy z Louisem. Pokazałam mu kciuk do góry, na co tylko się uśmiechnął i porwał do tańca Libby. Uwielbiałam go. Naprawdę idealnie się z nim dogadywałam. Czy to dziwne? Nie wiem. Ale cholernie chciałam, by był dla mnie kimś bliskim....

_______________________________
Tak więc, po 2 miesiącach przerwy, ale udało mi się w końcu skończyć rozdział. 
Nie było to łatwe, jak same widzicie zajęło sporo czasu, ale nareszcie się udało.
Mam tylko uwagę do dwóch dziewczyn, które skomentowały poprzedni wpis: 
Jeżeli naprawdę myślałyście, że byłabym w stanie olać was bez słowa i po prostu sobie odejść z bloga, to trochę się myliłyście. Miałam ostatnio trochę problemów, o których nie musicie wiedzieć, skoro i tak wszystko wiecie przecież najlepiej. Gdybym miała go zakończyć, wstawiłabym notatkę z przeprosinami i oficjalnym zakończeniem. Myślałam, że znacie mnie na tyle żeby wiedzieć, że nie olewam ludzi bez słowa. 
Nie umiem wam powiedzieć, kiedy będzie kolejny rozdział. Nie chcę nic obiecywać. Poświęcam na bloga każdą wolną chwilę, żeby napisać choć kilka linijek. Mam nadzieję, że wyrobię się do 2-3 tygodni. 

Dziękuję wszystkim, którzy wciąż tutaj są i czytają tę historię. Jesteście najlepsi i niezastąpieni. Niech chłopcy będą z wami i do napisania <3
+Czekam na komentarze!

++ Chcę żebyście wiedziały, że nie trzymam tutaj nikogo na siłę. Przecież Was nie zmuszam do czytania moich opowiadań, robicie to z własnej woli. I jeszcze jedno do dziewczyny z komentarza: Nie nazywaj mnie "miastową" proszę Cię, okey? Znasz mnie, wiesz jaka jestem, przebywasz ze mną na co dzień, że wiesz, jak się zachowuję? Nie? Więc proszę, zachowaj swoje durne opinie dla siebie;)